Nie jesteś zalogowany na forum.
Mur po stronie Przedmieści
/piękne foto/
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Maszeruję w tę i we w tę, trzymając dłoń na broni.
Na razie cisza. Nikt nie pragnie się przedostać na drugą stronę. I oby tak zostało.
Offline
Spokojniejsza wyjeżdżam z miasta, aż dojeżdżam dowielkiego muru. To chyba wejście na tą drugą stronę. Rany, co za chore miasto...
Staje tuż przed wejściem i rozglądam się za jakąś strażą graniczną, czy coś.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Przekręcam głowę w bok, gdzie dostrzegam pewną kobietę.
Marszczę brwi i kieruję się w jej stronę.
A jednak ktoś się przypałętał.
- Nie ma przejścia. - mówię twardo.
Kiedy oni wreszcie zrozumieją?
Offline
Machnęłam ręką.
- Dać paszport, dowód osobisty...? Nie jestem stąd - wyjaśniłam nie schodząc z motocyklu i przeszukując torbę podróżną.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Staję wprost przed dziewczynę.
- Trudno. - wzruszam ramionami. - Wstęp wzbroniony. - powtarzam głośniej.
Offline
Kręcę głową rozbawiona.
- Chyba mnie nie zrozumiałeś - parsknęłam. - Masz mi to tylko otworzyć. Jak nie, to sama sobie to otworzę - wyjaśniam.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Unoszę brew do góry.
- Chyba ty nie zrozumiałaś. - odpowiadam. - Nie otworzę ci tego. Możesz więc spokojnie zawrócić i tu nie wracać, bo wszystkie twoje starania pójdą i tak na nic. - prycham.
Offline
Aż zaśmiałam się.
- Błagam. Naprawdę jesteście ograniczeni. Nie jestem z tego chorego miasta, mam pozwolenie na wjazd wszędzie na terenie kraju. Masz mi to otworzyć - ponownie poprosiłam.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
-Posłuchaj mnie. Jeśli ci otworzę to będę mieć problemy. - oznajmiam. - Więc odpada. Zostajesz na Przedmieściach, a a rozmowę uważam za skończoną. - urywam.
Wzdycham.
Zawsze to samo. Nie zrozumieją dopóki się im nie pokaże, gdzie ich miejsce.
Offline
Kręcę głową i w końcu postanawiam sięgnąć po ostateczną broń. Prawdę.
- Posłuchaj, przyjechałam tu do brata, z którym mnie rozdzielono. Przyprowadź mi swojego szefa, czy coś i niech on otworzy mi bramę bo będziesz miał problem z moim bratem - wzruszam ramionami.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Parskam.
- Kimże jest twój brat, żeby był w stanie mi cokolwiek zrobić? - pytam szczerze rozbawiony.
Czego ona nie rozumie w słowach "brak wstępu?".
Offline
- Quentin Moreau. Ponoć gruba ryba tutaj - wzruszam ramionami od niechcenia. Ciekawe jak ten tutaj zareaguje.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
W jednej chwili nieruchomieję, a na twarzy przejawia się wyraz niezadowolenia.
- Ten co skazał połowę Sanus na wyginięcie? - unoszę brew. - No jasne, że ten. - warczę, nie powstrzymując się.
Wstrzymanie szczepionki większość zmieniło.
Spoglądam przez dłuższą chwilę na dziewczynę.
- Żebym cie tu więcej nie widział. - mruczę oczy i sięgam po klucze.
Offline
Mrugnęłam do niego.
- Zapewne zobaczysz przystojniaku - zaśmiałam się i schowałam papiery. - Ah ten braciszek, jeszcze go nie widziałam, a już mam do niego wiele pytań.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Szykuje się ciekawe spotkanie. - mruczę, otwierając bramę. - Proszę bardzo. Przejście dla Moreau. - krzywię się.
Offline
Zakładam rękawiczki.
- Tylko nie spluj, jestem jego siostrą, a nie nim - zauważyłam grzejąc silnik.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Potakuję głową.
- Jasne. - Bo więzy krwi to nie rodzina.
Offline
Parsknęłam.
- Do kiedyś tam przystojniaku! - zawołałam i z pełnym gazem ruszyłam przed siebie na drugą stronę muru.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Robię kolejny obchód, co jakiś czas odkaszlując. Jest coraz gorzej, ale muszę wytrzymać.
W pewnym momencie opieram się o mur i po prostu spoglądam w niebo.
Kiedy to wszystko się skończy? Ile mi jeszcze czasu zostało?
Offline
Strasznie dużo tych leków... Idę obok muru, pomiędzy drzewami tak, żeby nikt mnie nie zobaczył. Nagle kilka lekarstw spada na ziemię i zaczynają się toczyć w stronę tego cholernego muru. Miałam tu nie iść... Ugh, ale nikogo nie widać.. nic mi nie będzie. Jak najciszej, skradam się po nie.
Offline
Opuszczam głowę w dół, kiedy to coś dotyka mojej nogi.
Leki..?
Skąd tu leki?
Mrużę oczy, gdy dostrzegam kucającą to dziewczynę. Powoli zaczynam zmierzać w jej kierunku.
- Co tu robisz? - Unoszę brew, stając tuż przed dziewczyną.
Offline
- Ja... - głos mi zamiera.
Cholera. Muszę mieć te leki. Ale nie mogę umrzeć.
- Nic. - Zacisnęłam usta.
Offline
- Ach tak - mruczę, sięgając po dwa pudełka leżące na ziemi. - Po co ci Xenhom? - Unoszę brew. Najbardziej poszukiwany lek na rynku.
Offline
- A po co ludziom potrzebne są leki? - wyrywa mi się, ale natychmiast spuszczam głowę.
On i tak nie zrozumie.
Offline