Nie jesteś zalogowany na forum.
- Pytam się człowieka, nie gościa z wypanym mózgiem - syknęłam. - Ale czego ja oczekiwałam...? - rzuciłam z mimo wolnym zawodem, cofając się do bramy. I dlatego, nie mam faceta...
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Odpowiedź odnosiła się do obu znaczeń, jeśli tak to klasyfikujesz - powiedziałem chłodno.
Nie lubiłem o tym mówić.
- Masz szczęście, Moreau - dodaję. - Możesz przejść. Nie licz na inne wyjątki.
Offline
- Mam na imię Xana - zauważyłam. - uchylając sobie bramę. - Nie patrz na mnie jak na mordercę, bo jestem moim bratem. A Ty nie jesteś żołnierzem, tylko strażnikiem. Człowiekiem. Który ma swój mózg. Więc jak? Zbiczowałbyś mnie? Tak, czy nie? - zapytałam zatrzymując się w bramie.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Zacisnąłem mocniej szczękę.
Ona oczekuje odpowiedzi, Dashan.
Coś mi mówi, by powiedzieć "tak" i skończyć to wszystko, a jednak...
Spoglądam ostatni raz na kobietę i odchodzę w kierunku zbrojowni.
Cholera.
Offline
Kręcę głową.
- Chyba za dużo oczekuję - mruknęłam i przeszłam przez bramę fotografując wszystko co mi wpadło w oko
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
*PO SPOTKANIU QUENTIN-XANA* które się wkrótce pojawi.
Z dość ciężką torbą przerzuconą przez ramię podejchałam pod mur. O ile pamiętam, Dash za jakieś pół godziny kończy wartę, więc to idealny moment na zabawę w kuriera.
- Hej, Dashan Abrette! - zawołałam pełnym imieniem i nazwiskiem.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Odwróciłem się w lewo, a na mojej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia, kiedy zobaczyłem kobietę.
Podszedłem do niej z wolna, marszcząc brwi.
- A to co? - westchnąłem, wskazując na torbę.
Ostatnio edytowany przez Dashan Abrette (2017-03-19 00:17:12)
Offline
Uśmiechnęłam się zagadkowo.
- Tin Tin nie może jeszcze udostępnić szczepionki, ale podwędziłam mu listę - wzruszam ramionami. Potem wyciągnęłam listę.
- Dashan Abrette. Infecto. Rak płuc... - odczytałam. - Ha! Od razu wiedziałam.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Gdy tylko usłyszałem swoje nazwisko, zacisnąłem mocniej szczękę.
- Skąd to masz - warknąłem, mimo iż Xana podała już wcześniej odpowiedź.
Cholera jasna. Jak się dowiedzą...
Offline
- Spokój no - wyracam oczami. - To informacje tajne, twoje zgłoszenie i opłata za szczepionkę są już zatwierdzone - tłumaczę i grzebie po torbie. Wyciągam szczepionkę w foli z nazwiskiem zamawiającego.
- Jak zauważyłam Cię wśród oczekujących postanowiłam się zabawić w kuriera.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Kiedy dostrzegłem to co robi Xana, po prostu zastygłem w bez ruchu.
Stałem i wpatrywałem się w szczepionkę, a później w kobietę.
- Jaki masz w tym cel? - zapytałem z chrypką w głosie.
Po raz pierwszy od dawna czułem się naprawdę zdezorientowany. I zagubiony.
Ostatnio edytowany przez Dashan Abrette (2017-03-19 00:42:49)
Offline
Parsknęłam śmiechem.
- Liczę, że będziesz mnie przepuszczał przez bramę - wzruszam ramionami. - Żadnego Dash. Najnormalniej w świecie nie chce skazać Cię na śmierć i tyle - nadal wyciągnam w jego stronę szczepionkę.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Znowu mój wzrok powędrował w stronę szczepionki.
Nie powiem, korciło mnie. Może wtedy by się wszystko ułożyło? Może by było idealnie?
Dobrze wiesz, że tak nie będzie Abrette.
Westchnąłem, spoglądając na Xanę.
Mimo wszystko...
- Nie mogę tego wziąć - powiedziałem, parząc jej w oczy.
Nastąpiła we mnie dziwna blokada, która... nie pozwalała mi na jakikolwiek ruch.
Offline
Spojrzałam na niego jak na wariata.
- Jaja sobie robisz?! Umrzesz bez tego! Musisz przyjąć szczepionkę jak najszybciej - zauważam zdenerwowana.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Co?
Pierwsza myśl, a raczej pytanie, które mi się nasuwa to "co?"
Przeczesałem włosy palcami, odwracając wzrok.
Na niebie widniały chmury, było gęsto i pochmurno, a jednak blask słońca próbował się przebić przez barierę napotkaną po drodze.
Zupełnie, jak ta chwila.
Reakcja dziewczyny nie była jakaś powierzchowna... A przynajmniej się tak nie wydawała. Nie powiem, zainteresowało mnie to.
- Słuchaj, Xana - powtórzyłem. - Po prostu nie mogę tego od ciebie wziąć. To nie fair - wytłumaczyłem. - Poza tym wyliżę się z tego - zapewniłem.
Offline
Nojaniemogę...
- Chcesz wylizać się z raka? Możesz się nawet przelizać z raczkiem, ale to i tak Ci nie pomoże - zauważyłam. Boże pojebało go do reszty?!
- Po za tym to nie jest nie fair. Wszyscy dostają szczepionki od dobrej wróżki Xany, ale swoją trasę wybrałam od najcięższych przypadków - tłumaczę.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Uniosłem brew do góry.
- Czemu ci tak na tym zależy bym przyjął tę szczepionkę, co? - zadałem pytanie, które nurtowało mnie od początku. - Jestem zwykłym strażnikiem, który nie jest znany, nikogo nie obchodzi, nie ma żadnych wtyków, więc na co ci jestem żywy?
Offline
Unoszę podbródek wyżej by spojrzeć na niego z władzą.
- Pokazałeś mi twarz tchórzliwego i bezmyślnego strażnika więc zrób coś by nikt już tak Cię więcej nie ocenił. A na to potrzebujesz odrobun bliskości.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Zmrużyłem oczy.
- Czyjej bliskości? - zapytałem, powoli tracąc w tym wszystkim rezon.
W mojej głowie przewijało się tysiące myśli. A wszystkie dotyczyły jednej osoby.
Offline
Unisłam ręce do góry.
- Ramy, nie wiem! Kogokolwiek! Nie zaglądam Ci do łóżka, ale przyjaciel, partnerka, cokolwiek... - wywraam oczami. - Przepuszczałeś mnie tylko przez bramę, a nie sposób było zauważyć twojej gburowatości...teraz z lekiem... możesz żyć spokojnie - znów wyciągnęłam w jego stronę szfczepionkę.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Lek nie zmieni mojej osobowości - powiedziałem, wciąż upierając się przy swoim. - Zrozum... - Przez moment miałem tak ściśnięte gardło, że następne słowa niemal bolały. - Nie wezmę tego od ciebie o tyle. Nie masz co się starać i tak nie zmienię decyzji - zaparłem się. - Mam tylko do ciebie jedną prośbę. Nikomu nie mów kim jestem naprawdę. To zrujnowało by wszystko - poprosiłem, odwracając się w tył.
Popełniłeś błąd, Dashan.
Offline
Złamałam go za ramię.
- Dash ogarnij dupe! - warknęłam. - To może być twoja szansa! Skąd taki pomysł na myśli samobójcze? - zapytałam zdenerwowana. No bo kurczę podaję mu lek na tacy, a on kręci nosem...
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Pokręciłem głową przecząco.
Nie chcesz umierać, Abrette, więc w czym rzecz?
- Nie dasz mi z tym spokoju? - westchnąłem, stając w miejscu.
Offline
- Nie - zgodziłam się twardo. - Należę do szalonych wariatów, a to moje małe szaleństwo - stwierdzam. - Chce po prostu naprawić to co zostało zniszczone.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Przewróciłem oczami.
- Daj mi się zastanowić - spojrzałem na nią błagalnie. - Przyjdź jutro. Dam ci wtedy odpowiedź - przytaknąłem.
Offline