Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ugh bo ja nie mam nic do roboty tylko chodzenie za strażnikiem! Nie jestem twoim lekarzem by głaskać po główce i robić czego duże dziecko się boi - zauważyłam w swoim szaleńczym amoku. Zaraz się otrząsnęłam.
- Będę - mruknęłam.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Nie masz co się spieszyć. Nie mam w planach szybkiego umierania - zakpiłem, idąc dalej.
Offline
Zacisnęłam pięści i zawarczałam wkurzona.
- I wszyscy się dziwią, że Quentin oszalał! Jesteś gorszy niż on - warknęłam. - Gorszy niż Quentin Moreau podczas swoich wariactw.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Bywa - powiedziałem niewzruszony jej słowami. - Choć wątpiłbym w istnienie kogoś gorszego niż sam Moreau.
Offline
Kręcę głową. Gdyby znał prawdę o moim bracie...
- Odpowiedziałam Ci, ale pewnie byś i tak nie uwierzył swoim małym zamkniętym na wszystko co obce móżdżkiem - wywróciłam oczami.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Westchnąłem po raz kolejny stając. Odwrociłem się tym razem w jej stronę.
- Odpowiedziałabyś na pytanie, że istnieje ktoś gorszy niż on? - zapytałem. - Chyba masz rację. Nie uwierzyłbym, że istnieje osoba gorsza od niego - mruknąłem.
Offline
- On nie jest zły - poprawiam go. - Nie że coś, ale mam te same geny. Tylko... Tin Tin w ciągu życia... załamał się trochę... dopiero od niedawna wychodzi na prostą, ale... jest z nim teraz całkiem dobrze. Nie lubi wychodzić z domu... lubi się zajmować swoim... - ugryzłam się w język. Lepiej nie wspominać o Bramie. - ... Nieważne. Nie widzisz wszystkiego. Są ludzie setki razy gorsi niż on.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Nie tylko on wiele przeszedł - zauważyłem. - Ale innych jakoś nie pogrążyła żądza mordu i chęć zabicia wszystkich. Inny wyszli na prosto z czystym sumieniem.
A nawet jesli nie jest już zły... to czemu nie może tego sam udowodnić? Potrzebuje adwokata, jak ty? - zapytałem, mrużąc oczy. - Nie będziesz wiecznie chodzić i bronić opinii o nim. To tak nie działa i dobrze o tym wiesz - powiedziałem coraz to bardziej zachrypniętym głosem. Odkaszlnąłem w bok.
- Moja warta dobiegła końca. Muszę iść - stwierdziłem, patrząc na zegarek. Pół godziny tak szybko minęło.
Offline
- Quentin jest przerażony! - zauważam zdenerwowana, ale daję spokój. - Jak chcesz. Nie znasz go - zauważam i cofam się. Wsiadam na motor.
- Jutro wrócę.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Masz rację. Nie znam i chyba nie chce poznać - charczę i już po chwili patrzyłem, jak jej osoba znika z pola widzenia.
Wolnym krokiem wróciłem do siedziby, gdzie ubłagałem przełożonego o kilka dni wolnego.
Nie obyło się bez pytań i ciekawskich spojrzeń.
Z trudem, a jednak uzyskałem to zwolnienie.
Offline
- Już wracamy, nie denerwuj się - wywróciłam oczami patrząc na swojego towarzysza. Założyliśmy kaski i z drugiego końca miasta ruszyliśmy w stronę muru. Już od dawna nie widziałam Dasha - choć nadal miałam dla niego lek. Pewie się zwinął.
Stanęliśmy przed murem i skinęła na mojego towarzysza.
- Hej, strażnik! Otwierać bramy! - zawołałam zdejmując kask.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Przewróciłem oczami, nie wierząc w swoje szczęście.
- Bo co? - odkrzyknąłem, nie ruszając się z miejsca.
Offline
Boże, jacy dziś wszyscy uparci.
- Bo ci odstrzelę jaja i przestaniesz być taki chojrak - odkrzyknęłam znudzona. - Otwierać i już - dodałam powarkując i ignorując zdziwienie mojego towarzysza.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Westchnąłem, kręcąc głową. Przyjrzałem się jej uważnie, a mój wzrok przykuła postać obok.
- Kogo przemycasz Tym razem? - uniosłem brew, wstając. - Wiesz, że tak nie wolno? - Podszedłem do Xany.
Offline
- Nie czuję się przemycany - zauważam i ściągam kask przeczesując palcami włosy. - Proszę o przepuszczenie nas - ponawiam prośbę spokojnie, mając już dość kłótni z Xaną.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Mrugam kilka razy, nie dowierzając, że przede mną stoi sam Moreau.
Czułem, jak wszystko we mnie buzuje, jednak z ponad wszystkich emocji wybija się szok i złość.
- O proszę. A kto to postanowił wystawić nos ze swojej dziupli? - zadrwiłem, choć wiedziałem, że powinienem trzymać język za zębami.
Offline
Skrzywiłem się.
- Nie lubię wychodzić, jeśli o to ci chodzi - odparłem niechętnie i spojrzałem na siostrę. - Znasz go?
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- A no, jakoś tak wyszło, że znam - odpowiedziałam bratu. - Dashan , Quentin. Quentin, Dashan - przedstawiłam ich sobie na szybko. - Kolejny co wystawił nos ze swojej dziupli, co nie Dash? - warknęłam.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Przekrzywiłem głowę w bok.
- To była inna sytuacja - syknąłem. - Nie to Co on - prychnąłem.
Offline
- Szacunku - warknąłem. - Z kim ty się spiknęłaś Xana? Jeszcze się dziwisz, że nie pozwalam ci brać Brama na twoje szalone przejażdżki - warknąłem podsumowując temat naszej sprzeczki.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Zamknij się Tin Tin - odwarknęłam, uśmiechając się krzywo na samą myś, jak podobni jesteśmy. - Mniejsza. Dash, otwórz bramę, chcemy wrócić do domu - ponownie zaczęłam. - I mnie nie denerwuj, powinnam ci serio odstrzelić te jaja - dodałam.
A tam, przydadzą ci się jeszcze Xana xdd
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
- Ostatnimi czasy byłaś milsza - uśmiechnąłem się krzywo, ruszając w stronę bramy.
Jeszcze mi się oberwie od Przełożonego.
- Może od razu zanieście zakaz wjazdu? - krzyknąłem. - Nie natykalibyście się wtedy na żadne problemy. Zwłaszcza ty Xana - burknąłem.
Offline
- To nie takie proste przyjemniaczku - zauważyłem i założyłem kask. - Mniejsza, flirtuj dalej Xan, ja się śpieszę - powiedziałem i gdy tylko strażnik uchylił ramę, przejechałem przez szczelinę z impetem.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- UCZYNIĘ TWOJE ŻYCIE KOSZMAREM! - ryknęłam za Qurntinem i pokiwałam głową rozbawiona. Zeszłam z maszyny i stanęłam przed Dashem. Wyciągnęłam z saszetki na biodrach jego szczepionkę.
- Byłam tamtego dnia dupku. A ty mnie wystawiłeś - uświadamiam go sucho.
Tylko dzieci, wiedzą czego szukają...
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Coś mi wypadło.
Popatrzyłem ponuro na szczepionkę w jej dłoniach. Nigdy nie da mi z tym spokoju.
Offline