Nie jesteś zalogowany na forum.
- Oczywiście, że tak złotko - odpowiadam i zamawiam kolejnego drinka.
Offline
Mogłabym go w tej chwili zastrzelić, ale straż nie dałaby mi spokoju. Gromię go wzrokiem, a Arael nalewa mi nową porcję alkoholu.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Co taka młoda dziewczyna, jak ty przesiaduje w barze... - zagaduję, patrząc przed siebie.
Offline
- Odstresowywuje się wśród alkoholu i nieznośnych facetów, którzy jej w tym przeszkadzają. - uśmiecham się z ironią. - Oto co robię złotko - przewracam oczami.
Ostatnio edytowany przez Amber Sullivan (2016-06-27 19:19:57)
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Imponujące, że jeszcze tak młoda kobieta zdołała się nie upić - mówię z udawanym podziwem.
Offline
- Imponujące, że taki laluś jak ty rozmawia z taką osobą jak ja. - uśmiechem si sztucznie. - Bar jest chyba po to żeby się upić? - unoszę brew.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Na słowo laluś prycham.
- Więc odpowiedz mi, dlaczego taki laluś jak ja - na cztery ostatnie słowa robię nacisk - nie miałby zamiaru rozmawiać z taką osobą jak ty? - pytam, choć znam już odpowiedź. Nie powinienem się zniżać do jej pokroju. Poziom zabójczyni, która zabije wszystko co się rusza, by przeżyć. Jednym słowem wielkie bagno.
Offline
- A jak myślisz? - unoszę brew.
Niech się sam domyśli. Nie mam zamiaru mu niczego ułatwiać.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Nie wiem dziewczyno. Oświeć mnie - chcę znać jej zdanie.
Offline
Czy on naprawdę jest taki tępy?
- Domyśl się. - podaję Araelowi szklankę.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Chcę poznać twoje zdanie. - nie ustępuje. Zamiast tego wyciągam paczkę papierosów i odpalam jednego.
Offline
A więc tak się bawimy? Wyciągam z kieszeni brudnych spodni paczkę papierosów. Czarny rynek i te sprawy... Zapalam i wkładam do ust.
-- Poczekam aż się domyślisz.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Już dawno to zrobiłem, skarbie - wymawiam każde słowo powoli, czekając na jej reakcję. Formuję kłęby dymu, wywodzące się z mych ust.
Offline
- Czyli jednak nie jesteś taki głupi. - wypuszczam dym kłębiący się w gardle. - Dziwi mnie tylko to, że siedzisz tutaj, a nie spieprzasz jak najdalej, krzycząc kim jestem. - wkładam papierosa z powrotem do ust.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Prycham.
- Nie sądzę byś chciała mnie zabić. - mówię obojętnie. - Po za tym fajnie się z tobą rozmawia. - dodaję ironicznie.
Offline
- Nie sądzę byś chciał mieć przecięte gardło nożem. - przewracam oczami. - Pamiętaj, jeden wybryk i nie żyjesz, złotko - rzucam papierosa do kosza.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Taka groźna jesteś w słowach, to pokaż na co cię stać skarbie. - powiedziałem i czekałem. Wpatrywała się we mnie przez jakiś czas, po chwili prychnąłem.
- Wiedziałem. - i wróciłem do palenia papierosa.
Offline
Chowam paczkę do kieszeni i czekam. Najlepsze jest to, że mam zaatakowaćw najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy już widzę, że traci nadzieję, uśmiecham się, wstaję i podchodzę do niego. Uderzam go mocno w szyję, przez co zaczyna kaszleć, potem w twarz, a na końcu spada z krzesła. Kopię go nogą, tak że z nosa zaczyna cieknąć mu krew.
- We mnie się nie wątpi, złotko. - udaję, że strzepuję z rąk jakiś brud i siadam na swoim miejscu.
Mąż Araela jest chyba trochę zaskoczony *yep, Ala piszę to :")* ale nic nie mówi tylko idzie umyć szklanki. Za to reszta uśmiecha się na widok chłopaka i zajmuje się piciem.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Leżę na ziemi trochę oszołomiony.
- Suka... - chrypię wciąż leżąc na ziemi. Czy właśnie ta laska skopała mi tyłek? Kurwa. Nie daruję jej tego.
W dodatku na ziemi znajduje się pełno kurzu. Cholera. Alergia. Kurwa.
Wstaję stękając. Muszę jej przyznać, niezłe ma uderzenia.
- Spokojnie, żyje, nic mi nie jest - zaczynam od odkręcenia tej całej kompromitacji. Nie daruje jej tego. Zaraz sama poczuje się tak jak ja.
W tej sytuacji, każdy normalny człowiek zaczął by się uśmiechać, a przynajmniej udawać, ale nie ja. Zamiast tego podsuwam sobie stołek i rozmasowuje obolałe knykcie na blacie... A gdybym ich użył?
- Michael! - mówię zbyt głośno. Ale tak ma być. Niech mnie usłyszy. - Wiesz, że na podłodze jest zbyt kurzu? A tak się składa, że mam na niego alergię. Więc zbieraj te swoje cztery litery i zamieć to. - mówię dobitnie i gromię go wzrokiem. Bez wahania mi przytakuj.
Jestem od niego większy i silniejszy. A on wygląda przy mnie jak kłoda.
Arael także się nie sprzeciwiał. Co prawda bał się o swojego ukochanego, ale co mógł zrobić? No właśnie nic. A ja jestem egoistom. Pieprzonym egoistom.
Zaciskam dłonie w pięść, nie mogąc ukryć moich emocji. A zwłaszcza zdenerwowania. Nie wie z kim zadarła. Niech inni mnie zatrzymają w porę.
Wstaję i odsuwam ją na krześle. Idzie mi to szybko, więc przesuwam ją pod samą ścianę. Jest przestraszona, sfrustrowana i zła. Tak, dokładnie te trzy cechy, teraz się w niej mącą.
Próbuje wstać, lecz gromie ją wzrokiem i przyciskam plecami do ściany. Następnie odchodzę i wyjmuję z torby mój łuk i moje strzały. No to zaczynamy zabawę moi mili...
- To nie ładnie z twojej strony, że mnie zaatakowałaś - zaczynam i wystrzelam pierwszą strzałę, która ląduje tuż nad jej głową. Jestem naprawdę zły, a ona to idealne wyjście.
- Nie powinnaś mi także grozić - dodaję i się odwracam. Stamtąd wystrzelam kolejne dwie strzały, które idealnie lądują po obu stronach jej ręki. Tak jak mnie uczono idealnie. Strzały przebiły się przez cienki sweterek, który na sobie nosiła, tak, że została przyszpilona do ściany.
Ludzie się na nas patrzą. Są zszokowani jak i mocno zaintrygowani. Pewnie od lat nie widzieli takiego "starcia". I dobrze. Niech patrzą. Na upadek i klęskę dziewczyny.
- A co powiesz bym wypróbował mój nowy trik na tobie, hm? Nie trenowałem go jeszcze, ale myślę, że powinien się udać, a jak nie to... - nie kończę zdania, tylko przejeżdżam strzałą po swojej szyi. Umrze.
- Nie rób tego. - usłyszałem niski dźwięk. Przesiąknięty był determinacją jak i strachem. No no, nie sądziłem, że owa dziewczyna kiedykolwiek się ugnie. A tu proszę. Wystarczy wzmianka o śmierci, a ludzie już wariują. Tchórzą.
- A myślałem, ze jesteś twarda - mówię sucho i sięgam po opaskę. Zawiązuje sobie nią oczy i wyciągam przed siebie łuk i strzałę, którą naciągam na cięciwę.
Słyszę, jak ludzie wokół zamierają. Teraz cała uwaga skupia się na nas. Wyczuwam także, że dziewczyna próbuje uciec.
- Nie radzę. Jeden błąd, a strzała może zmienić kierunek lotu. - stwierdzam spokojny.
Mam ochotę się uśmiechnąć, ale nie mogę. Od tak dawna tego nie robiłem, że zapomniałem. Ale nie pora teraz na to.
Wciągam powietrze do płuc i puszczam grot. Kieruję się instynktem. Jak się okazało później, strzała trafiła koło szyi dziewczyny, zarysowując tylko kilka milimetrów jej skóry. No cóż... A mogło być gorzej.
Podchodzę do niej wolnym krokiem i zabieram swoje strzały.
- Zastanów się drugi raz zanim coś takiego zrobisz - mówię i widzę jak dotyka swojej skóry w miejscu przecięcia, podbiegającego Araela i Michaela, którzy się martwią o swoją klientkę, a potem wychodzę. Opuszczam spokojnie budynek, jak nigdy nic. Niech się nauczy by nigdy nie zadzierać z Kasparem Varnem. Pieprzonym Kasparem Varnem.
Offline
Dotykam obolałego miejsca dłonią. Kurwa. Moglam go od razu zabić. Patrzę na ludzi. Jedni wydają się być przestraszeni, a drudzy uśmiechają się pod nosem. Wreszcie ktoś sprał Amber Sullivan... Jeszcze kiedyś znajdę tego kretyna i wtedy pożałuje, że się urodził. Czekam kilka minut głęboko oddychając, a później wychodzę z baru.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Siedzę przy ladzie, pijąc jakiś tani alkohol. Wszyscy ci ludzie mnie dobijają, a szczególnie Kaspar. Za jakie grzechy boże, dałeś mi takiego syna?
Offline
Idę do baru. Muszę przemyśleć to wszystko. Siadam obok jakiegoś starszego mężczyzny, zażywam jedną tabletkę i zamawiam szklankę whisky.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Nawet nie patrzę na osobę, która koło mnie siada. Po prostu mnie to nie interesuje.
Offline
Upijam trochę alkoholu i już zaczynam czuć palenie w gardle. Czy te leki nie mogą działać szybciej? Chociaż poprzednie, które Amber zdobyła od tych kolesiów były jeszcze gorsze... trudno.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Wypijam do końca trunek i zamawiam kolejny. Jest obrzydliwy, jak diabli, ale czego się nie roby, by się odstresować.
Offline