Nie jesteś zalogowany na forum.
Już mam chować dłoń do kieszeni, gdy przypadkowo przewracam szklankę. Cholera. Dłonie mi się lekko trzęsą. Część cieczy ląduje na tym mężczyźnie. Nie wygląda zbyt miło.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Czuję na sobie mokrą ciecz. Powoli odwracam głowę w stronę osoby, która usiadła koło mnie. Zauważam dziewczynę. Patrzę na nią, przenoszę swój wzrok na mokry rękaw garnituru, a po chwili znów ląduje na dziewczynie. Czuję jej strach. Boi się. I dobrze, bo powinna.
- Ty gówniaro. - zaczynam, a z moich oczu padają pioruny.
Offline
Odruchowo sięgam ręką po pistolet, ale trzymam ją w kieszeni razem z nim. Jestem bezpieczna...
- Przepraszam. - mówię cicho.
Cholera, jesteś zabójczynią! Dlaczego jesteś taka... hm, delikatna? Masz być taka jak Amber i twój ojciec. Taka jak byłaś. Zaciskam jedną dłoń w pięść i czuję jak robi się blada. Drży.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Znów spoglądam na dziewczynę.
- Zniszczyłaś mój garnitur. - dodaje głosem, w którym pobrzmiewa pogarda.
Offline
- Można go wyprać. - podnoszę wzrok.
Kogoś mi przypomina.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Zaciskam mocniej szczękę. Nie pozwolę by ta gówniara wyprowadziła mnie z równowagi.
- Słuchaj dziewko - zaczynam. - Lepiej zamilcz, bo nie ręczę za siebie. - syczę.
Offline
Przegryzam wargę.
- Jak sobie pan życzy. - rozluźniam dłoń.
Chociaż... tacy jak oni pewnie w najmniej oczekiwanym momencie atakują i wieszają na haku. Jak mój kiedyś żyjący ojciec.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Wchodzę do baru, by odreagować. Kieruję się do lady, gdzie siedzi dobrze znana mi postać. Widzę także przestraszoną Grace. Czy ten bydlak coś jej zrobił?!
- Jakiś problem? - pytam obojętnie.
Offline
- Owszem. Ty. - mwie sucho. Co on tu robi?! Niech wraca do domu, śmieć jeden.
- Na czym skończyliśmy dziewko? - zwracam się do dziewczyny, ignorując Kaspara. Nie odpuszczę jej tego.
Offline
- Miałam się nie odzywać. - spoglądam na Kaspara.
Oni się znają? Chociaż, sądząc po twarzy... podobni. W mniejszej niż większej części.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- O co chodzi Gerardzie? - pytam, czując narastający giew.
Offline
- A gdzie ojcze? Pokazałbyś mi należny szacunek, kretynie. - mówię i spoglądam na dziewczynę. - Idiotka.
Offline
Zaciskam znowu dłonie w pięści.
- Nie chciałam. - syczę cicho.
Mam dość jego ojca.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Prycham.
- Tobie szacunek? Chyba bym musiał zgłupieć. - mówię, a moje ręce zaczynają się pocić. - Czy coś mu zrobiłaś Grace?
Offline
- Uważaj na słowa dzieciaku - mówię i zaciskam mocniej szczękę.
Offline
- Oprócz tego, że niechcący - może to i było niechcący? - spadło na niego trochę alkoholu, to nie. - zaciskam usta w wąską kreskę i czekam na reakcję.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- Nic ci nie zrobiła. Więc nas zostaw. - robię nacisk na ostatnie słowo. Chętnie bym mu przywalił w ten krzywy ryj.
Offline
Zaczynam się śmiać nerwowo. Nic z tego. Łapię dziewczynę za nadgarstek i próbuję ją przyciągnąć do siebie, jednak Kaspar mi to uniemożliwia. Po chwili czuję jak jego pięść ląduje na mojej twarzy.
Offline
- Jeszcze raz ją dotkniesz, a obiecuję, że cię zabiję. - syczę i łapię Grace za rękę.
Offline
- Idiota - szepczę. Poniżył mnie przy wszystkich. Nie daruję mu tego. Chwytam szklankę i rzucam nią w tył głowy chłopaka. Idealnie się rozpryskuje na kawałeczki.
- Policzymy się w domu, a ciebie dziewczyno znajdę. - dopijam alkohol i po kilku minutach wychodzę z baru.
Offline
- Sukinsyn - mruczę i chwytam mocniej dziewczynę za rękę. Kierujemy się w stronę lasu.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-07-06 18:15:19)
Offline
Kiedy się obudziłem Ria jeszcze spała. Postanowiłem przejść się po mieście, a kiedy znudziło mi się szwędanie po ulicach wszedłem do baru. Usiadłem trochę z boku i przyglądałem się z dziecięcą ciekawością innym klientom.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Jestem wściekła. Tak wściekła, że gdy wchodzę, przypadkowo uderzam wychodzącego klienta. Siadam przy stoliku i zaciskam dłonie w pięści.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Unoszę brwi kiedy widzę jak jakaś loszka potrąca innego klienta. Nic sobie z tego nie robi, a pozostali obecni obrzucają ją tylko szybkim spojrzeniem. Mam wrażenie, że jest tutaj znana.
- Prze pani, może trochę spokojniej? - proponuje z lekkim rozbawieniem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Nie wiesz o co chodzi, więc radziłabym ci się przymknąć smarkaczu. - warczę.
Cholera, co teraz z klientami. Co z pracą?! Co ze szczepionką...
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline