Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna
- W takim razie jakby mówisz o mnie, bo będę w rządzie - mówię nieco chłodno. - Mój ojciec pracuje z twoją matką.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Oj przykro mi, nie chciałam cię urazić. Jako jedna z niewielu osób byłeś dla mnie miły.- kręcę głową.- Moja matka i jej praca, mnie nie interesują, praktycznie dla niej nie istnieję. Liczy sie dla niej tylko Halley, ja jestem dla niej tylko podnóżkiem. Nic o mnie nie wie, a ja nie wiem nic o niej. Ta kobieta może dla mnie nie istnieć.- mówię nieco ciszej.
Offline
Nie bardzo chcę słuchać jej historii życia, ale nie jest jakaś nieznośna jak jej siostra, więc wytrzymam.
- Czasem i tak bywa - mówię, po czym pytam. - Bierzesz którąś z tych rzeczy?
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Mów jak będę cię nudzić. Rzadko kiedy rozmawiam z kimś to nie jest Halley.- delikatnie się uśmiecham i wchodzę do przymierzalni i po chwili wychodzę z niej ubrana w tą sukienkę i sandałki.- I co sądzisz?
Offline
Unoszę brew.
- Od razu inaczej. Twoja siostra suka spłonie z zazdrości. W sumie to nawet pasuje, bo czarownice kiedyś palono.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Oj nawet nawet nie wiesz jak bardzo będzie zazdrosna.Zakochała się w tobie i ubzdurała sobie, że będzie razem.- śmieję się cicho wiedząc jaki to idiotyczny pomysł.- Ostatnio jak jej coś nagadałeś,o mało co domu nie rozwaliła była tak wkurzona.- uśmiecham się.
Offline
Uśmiecham się szeroko. No tak. Chora satysfakcja.
- Jak mi przykro. Może następnym razem będzie... - Marszczę brwi. - Zaraz. Zakochała?
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Tak.- kiwam głową.- I zrobi wszystko aby cię zdobyć. Ostatnio o mało co nie zabiła swoim cukierkowym tonem twojej przyjaciółki. Na szczęście matka ją wzywała i uratowałam Penelope z opresji.- stwierdzam.
Ostatnio edytowany przez Victoria Boucher (2016-07-28 00:54:30)
Offline
- Coś o tym słyszałem. - Biedna Elie. Przecież ona nie jest odporna na takie rzeczy. - Zakochana. - Wybucham śmiechem nie do opanowania. Wszyscy ludzie w sklepie patrzą na mnie jak na idiotę. - Matko. Ale to jest śmieszne. - Ocieram łzę rozbawienia z kącika oka. - O cholera. Daj mi chwilę, bo nie wytrzymam.
Siadam w fotelu i po prostu się śmieję.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Siadam obok niego pobliskiej kanapie.- Myślałam, że tylko mnie to śmieszy. Zakochana suka, nie wiedziałam, że ona ma jakiekolwiek uczucia.- chichoczę.- Boże nie widziałeś, co zrobiła jak raz wypowiedziałam twoje imię. Popchnęła mnie na szafkę a potem o mało co nie zwaliła z schodów. Ma poważne problemy z agresją i zazdrością.- mówię i staram się opanować śmiech.
Offline
- Matko, proszę cię, skończ, bo chyba nie wstanę z tej kanapy - mówię z poważnie zniszczoną psychiką. Mózg roz...walony. - Chodź. - Podnoszę się. - Idziemy zapłacić.
Biorę rzeczy i płacę. Wychodząc mijam wściekłą Boucher 1 i odchodzę z Boucher 2, niosąc za nią torby.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
O MÓJ DOBRY BOŻE! Trzymajcie mnie bo zaraz osobiście za kudły za zaciągnę tą sukę ze sobą domu. Jak ona śmie? Joel to nie jej liga. Powinna się zadawać o najwyżej z szczurami piwnicznymi albo tymi marnymi bankierami.- Dzwonię na policję. Porwałeś mi siostrę to ci nie ujdzie płazem!- krzyczę za nimi.- A właściwie w czym ta debilka, od mnie lepsza? W czym do jasnej cholery?!- wydzieram się i nic mnie nie obchodzi, że ludzie z drugiego końca ulicy się za mną oglądają. Całkowicie wściekła rzucam w nich butem jednym a potem drugim.
Offline
Marszczę brwi.
- Victoria, chcesz może buty? - Podnoszę obuwie z ziemi i patrzę na nie z odrazą. - W sumie... Lepiej nie. Trochę się porysowały od bruku, bo twoja siostra nie potrafi w nas trafić.
Otwieram jeden z koszy i na oczach Halley wyrzucam jej buty do środka.
- Może jakiś szczur z Przedmieścia je znajdzie. - Odwracam się do Boucher 1. - Nie widzę, żeby Victoria stawiała opór, więc porwaniem bym tego nie nazwał.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Czy ty wiesz ile one kosztowały?!- piszczę, po czym spoglądam na Victorię, oj nie popuszczę jej tego. Przytulny kocyk i miska dla psa w piwnicy czekają.- Ona jest nieletnia, nie może tak sobie iść gdzie chce z obcym facetem, równie dobrze,możesz chcieć ją zgwałcić.- krzyczę i patrzę na siostrę nienawistnym wzrokiem.
Ostatnio edytowany przez Halley Boucher (2016-07-28 01:54:27)
Offline
Parskam śmiechem.- Teraz niby udaję kochającą siostrę a w domu się na mnie wyżywa. Nie do wiary. - kręcę głową.- Gdyby nie chodziło o ciebie nawet by się nie przejęła, że odchodzę gdzieś z obcym chłopakiem.
Offline
Prycham.
- Od kiedy chodzenie z facetem po New Insolitam jest zabronione? Poza tym, twoja matka chyba byłaby zadowolona, gdyby któraś z jej córek spotykała się z wpływowym członkiem rady, nie sądzisz? - Unoszę brew. Prosto w lodowate serduszko.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Wytrzeszczam oczy. On nie może tego zrobić. Jest cholernym Joelem Snyderem, nie może chcieć byc z sprzątaczką. To nie jest jego poziom.- Serio? Naprawdę chciałbyś być z takim śmieciem jak ona?- mówię kipiąc z złości. -Moja matka byłaby zawiedziona, że masz tak kiepski gust.
Ostatnio edytowany przez Halley Boucher (2016-07-28 02:11:16)
Offline
- Dobrze, że nie jest moją matką - mówię, choć nie dodaję, że jakoś nie widzi mi się wstępowanie do rodziny Boucher.
Poza tym... cholera, ona jest głupia, czy głupia? Przecież pierwszy raz w życiu widzę Boucher 2 na oczy. Że niby jestem w niej zakochany?
- Chodźmy, nic tu po nas - mówię i odchodzimy.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Po kilku tygodniach ciągłego siedzenia w domu babcia dosłownie wyrzuciła mnie z domu. Zaciągnęłam kaptur czarnej, za dużej bluzy na głowę i powolnym krokiem ruszyłam do sklepu na zakupy. Wszystkie drogi są pełne ludzi, a ja czuje się strasznie nieswojo. Dlatego wracając ze sklepu wybieram inną drogę. Cały czas idę z pochyloną głową. W którymś momencie jednak słyszę jakiś hałas za sobą i aż podskakuję ze strachu. Ale okazuje się, że jednie jakiś mężczyzna upuścił szklaną butelkę. Odwracam się i widzę znajomą sylwetkę siedzącą pod ścianą.
Marszczę brwi i podchodzę bliżej ale się nie odzywam.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Otwieram szeroko oczy i rozglądam się. Głupia butelka mnie obudziła. Okrywam się szczelniej dziurawym kocem. Od czasu tej feralnej imprezy nie byłam w domu. Mam nadzieję, że uznali mnie za zmarłą, może wtedy będę miała święty pokój. Chociaż szkoda mi taty, musiał mocno przeżyć moje zniknięcie.
Offline
Przechylam lekko głowę i odchrząkuję.
- Victoria? - pytam cicho podchodząc bliżej.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Tak?- pytam zachrypniętym głosem. Dawno z nim nie rozmawiałam. Ale nie dziwię sie, nikt w centrum nie chciałby gadać z bezdomną.
Offline
Rozglądam się na boki. W sumie nie wiem co zrobić. To na pewno ona. Ale co tu robi? Czemu tak wygląda?
Jedyne na co mnie stać to pytające spojrzenie i milczenie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Przez kilka tygodni nie wróciłam do domu, ponieważ siostra chciała mnie zabić nożem.- wzdycham.
Offline
Zakrywam usta dłonią.
- Boże... I... Siedzisz tu od tamtego czasu? - pytam powoli, drżącym głosem. - Nie masz do kogo... - przerywam. Przypominam sobie jak mówiła, że jej rodzina dołożyła dużo starań aby prawie nikt w ogóle nie wiedział o jej istnieniu.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna