Nie jesteś zalogowany na forum.
- Mhm - mruczę pod nosem. - Na serio nie możesz się z tego jakoś wymigać? - Pytam z nadzieją.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzdycham i patrzę w niebo. Podobno od czasu epidemii, zrobiło się szarawe. To aż dziwne.
- Nawet nie wiesz, jak bym chciał. Ale - obniżam lekko głos, naśladując mojego ojca - "jesteś przyszłym przywódcą, musisz znać najważniejszych ludzi. Kiedyś dołączysz do rządu i co zrobisz bez odpowiednich kontaktów? Zostaw te papierosy, gówniarzu!"
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Parskam śmiechem.
- No tak... Co tego, że jesteś już dorosły? - Pytam melancholijnym tonem. - Nadal ma nad tobą władzę... - dodaję prawie bezgłośnie po czym prostuje się i mówię: - Mogę przyjść z Leo. - Kiwam głową, potakując sama sobie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Jestem za. Przynajmniej nie będziemy się nudzić. - Kręcę głową. - Mam nadzieję, że ci ludzie przyjdą chociaż sami i nie sprowadzą swoich wątpliwie uroczych rodzinek. - Przewracam oczami.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Na mojej twarzy pojawia się współczujący uśmiech.
- Nie masz na co liczyć, Joel... Wiesz przecież, że zawsze przychodzą. - Kręcę głową. - Poza tym chyba nie wszyscy są "tacy uroczy" - mówię i robię cudzysłów w powietrzu.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Nie wszyscy? Może i masz rację... - Udaję, że się zastanawiam. - Nie. Po głębszym namyśle stwierdzam, że nie masz. - Śmieję się.
Wstaję i siadam obok niej.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Kulę ramiona i rozcieram je. Zrobiło się już prawie całkowicie ciemno, jedynie księżyc daje bladą poświatę.
- Kłócić się z tobą nie będę... - kręcę głową z śmichem. - Nie znam się na ludziach, a w szczególności ludziach z rządu. - Udaję, że drżę z przerażenia.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Zdejmuję kurtkę i nakładam ją na ramiona Penelope.
- Ciesz się. Chciałbym powiedzieć to samo.
Lekki wiatr wieje mi po ramionach, jednak nic sobie z tego nie robię.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Otulam się kurtką.
- Ciesze się. I przykro mi, że nie możesz się z tego jakoś wyplątać. W sumie zawsze mogliśmy trafić gorzej - mówię powoli po długim namyśle. - O wiele gorzej... - Podnoszę wzrok ku górze. Niebo jest ciemno granatowe, prawie przechodzi w czerń. Na niebie nie ma gwiazd. No poza jedną, malutką. Wygląda to trochę tak jak by się zgubiła... Jak by zabłądziła, a teraz jedyne co jej pozostało to czekać.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Masz rację. - Podnoszę miniaturowy kamyk z ziemi. - Zawsze mogliśmy zostać Ezrami.
Wyrzucam kamień jak najdalej się da, a ten z cichym odgłosem wpada do wody. Przy rzucaniu jednak powstaje mała, lekko krwawiąca rysa na palcu. Cholera. Zostanie blizna. Wycieram palec o koszulkę, jak gdyby nigdy nic.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Powinieneś to odkazić - mówię i zaczynam wstawać. - Poza tym zrobiło się chłodno. - Zsuwam ze swoich ramion kurtkę Joela i podaje mu ją. - Wracajmy.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Zagoi się. - Macham ręką.
Biorę od niej kurtkę i zakładam na ramiona.
- Idziemy.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Znowu siedziałam na tym jebanym klifie, całkiem sama. Nienawidziłam tego miejsca.
Offline
Przechodziłem obok, gdy nagle dostrzegłem jakąś dziewczynę.
- Hej - przywitałem się z uśmiechem.
Offline
- O Boże - mruknęłam pod nosem. tyle było z mojej samotności - Heeej - przeciagnełam jak najsłodziej potrafiłam, a ten idiota dalej się patrzył.
Offline
- Mogę się przysiąść? - pytam z bananem na twarzy.
Offline
- Idź sobie - Jest tyle miejsc, a ten szczerzący pajac musiał przyjść akurat tu? - To moje miejsce - uśmiechnęłam się krzywo i odwróciłam.
Offline
- Ekhm - odchrząknąłem. - To nie jest twoje miejsce - mówię i siadam koło dziewczyny.
Offline
- To jest MOJE miejsce - wstałam i szybkim krokiem podeszłam do drzewa, na którym wyraźne było wyryte czyje to miejsce. - Mam ci to przeliterować czy w końcu się odczepisz?
Offline
Wzdycham.
- Spokojnie dziewczyno. Po prostu myślę, że każdy może tu przychodzić. - unoszę brwi i się uśmiecham.
Offline
- To lepiej nie myśl, albo przynajmniej używaj do tego mózgu, CHŁOPAKU - uśmiechnęłam się podle - Nie zaczynaj lepiej i bierz ten włochaty tyłek do domu.
Offline
- Ej ej ej - zaczynam i unoszę ręce w geście obrony. - Co ty taka agresywna? - unoszę brwi.
Offline
- Gdybym nie miała do czynienia z takim przytłumionym umysłowo, to MOŻE byłabym spokojna - debil. - Jak Ci się coś nie podoba, to wypierdalaj w podskokach kochanie - nie mam dziś jakoś humoru, a on swoją butą wcale mi nie pomaga! Zaczęłam powoli masować sobie skronie, bo głowa pulsowała mi niemiłosiernie
Offline
Patrzę oszołomiony na dziewczynę.
- Nie jestem przytłumiony umysłowo, ale za to jesteś zbyt nerwowa. - uśmiecham się lekko.
Offline
Wchodzę na plażę mając nadzieję, że będzie tu cisza, a ja wreszcie odpocznę. Te raporty i liczenie wszystkiego, doprowadza mnie do szału. Opieram się o drzewo i spoglądam na morze, które dzisiaj jest jakoś bardziej wzburzone.
Ludzie będą wam nieustannie doradzać, ale żeby się czegoś nauczyć, trzeba popełnić kilka błędów samemu.
Offline