Nie jesteś zalogowany na forum.
Idziemy jeszcze parę kroków, ale Elie potyka się o własne stopy. W końcu, z westchnieniem, podnoszę ją z ziemi i zaczynam iść w górę klifu.
- Następnym razem miej pewność, że skaczesz w śpiworze i w ciepłych skarpetkach. I zabierz od babci Parks termos z herbatą. - Śmieję się lekko.
Przejeżdżam dłonią po jej ręce, na której wyczuwam gęsią skórkę, by choć trochę - chociaż marnie - ją rozgrzać.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Przytulam się do niego.
- Dobra, dobra. W końcu to ty jesteś moim aniołem stróżem i to ty powinieneś się o to zatroszczyć. Jak mogłeś tego nie przewidzieć? - pytam udając pretensję.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Och, błagam cię. Jestem Joel Snyder. Podobno myślę tylko o sobie. - Przewracam oczami, uśmiechając się krzywo.
To wszystko jest takie... Naturalne. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak dziwnie się czułem, gdy siedziała sama w domu i mnie ignorowała.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Martwisz się tylko o siebie. Czyli wnioskując po twoich słowach... - marszczę brwi. - Uważasz mnie za część siebie? - pytam unosząc wysoko brwi i powstrzymując się od wybuchu śmiechu. - To się robi coraz bardziej chore - chichoczę.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Dźgam ją palcem w bok, a ona lekko odskakuje.
- To jest chore! Oboje jesteśmy chorzy! - Mówię z nadmiernym entuzjazmem. Lekko poważnieję. Tylko trochę. - Tak szczerze, to chyba nie jest takie chore, jakby na to spojrzeć od strony... hmm. Nie wiem. - Zastanawiam się. - Po prostu chyba jesteś jedyną osobą, przy której mogę być prawdziwy. I jedyną, której nie trafił przeze mnie szlag. - Wzruszam lekko ramionami.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Nie trafił szlag bo jesteś przy mnie prawdziwy - stwierdzam z łatwością. Lekko wzruszam ramionami. - Oboje jesteśmy porąbani. To nas złączyło - kwituję. - Tak, zdecydowanie to my jesteśmy jacyś chorzy. Albo... - mówię przeciągle. - To cały świat jest porąbany, a my jako jedyni jesteśmy normalni. Podoba mi się ta druga opcja - śmieje się cicho i zaciskam zęby oraz dłonie w pięści. - Dziękuję, że zemną wskoczyłeś.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Uśmiecham się krzywo.
- Jasne. Przecież bym cię tak nie zostawił. - Zastanawiam się chwilę. - I strzelam, że żadna z twoich opcji nie jest prawdziwa. Ten świat jest chory i my też jesteśmy chorzy, tylko że w fajniejszy sposób.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Joel odstawia mnie na ziemie. Oboje pośpiesznie się ubieramy.
- Może i tak... Jednak wolę wierzyć w co innego - mówię ze złośliwym uśmieszkiem.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Jak sobie życzysz, ja ci tego nie zabronię, mademoiselle. - Kłaniam się sztucznie. - Choć... ja i tak mam rację. - Dźgam ją palcem w bok.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Śmieje się rozcierając ramiona, a kiedy dźga mnie palcem podskakuję w miejscu.
- Tak, Jole. Zaawsze masz rację - potakuję mu z przesadą. - Jak to dobrze, że mam takiego przyjaciela - rzucam mu rozbawione spojrzenie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wera: Jeez, dobra, czai aluzję! XD
Przewracam oczami.
- Taki przyjaciel to skarb. Spotkał cię ten honor, którego nie doświadczył nikt w New Insolitam. Toleruję cię - mówię uroczystym tonem. - A może nawet cię lubię. Muszę się zastanowić.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Szczypie go w ramię.
- To zastanawiaj się szybko bo ja idę do domu. I jeśli będziesz za długo myślał to nie dostaniesz gorącej czekolady i żelków - grożę udając powagę.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Marszczę brwi. Kąciki ust mi opadają.
- Dobra. Dla żelków wszystko!
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Materialista - udaję niezadowolenie i ruszam do przodu.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Unoszę dłonie do góry.
- Taki już się urodziłem!
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Wywracam oczami.
- I się nie zmieniaj - mówię, zerkając na Joela z uśmiechem.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Prycham.
- O to się nie musisz martwić. - Czochram jej włosy.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Przygładzam włosy.
- Nie będę - mruczę.
Śmiejąc się idziemy do mnie do domu.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Opieram się o barierkę nadal wściekły po spotkaniu z przyjacielem. Za dużo wspomnień. Z tym miejscem, miastem, ludźmi...
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Siedzę na ławce z zamkniętymi oczami, a w głowie nadal mam wydarzenia z rocznicy i przemówienia niejakiego Quentina Moreu. Nie wiem czego w ten sposób chciał dokonać, ale z pewnością nie spodobało się to ludziom. Otwieram powieki i biorę oddech. Rozglądam się, ale jestem praktycznie sam. Nie. Widzę kogoś opierającego się o barierki. Stoi do mnie tyłem, ale w głowie myślę, że wiem kim jest. Przyglądam się mu.
Ludzie będą wam nieustannie doradzać, ale żeby się czegoś nauczyć, trzeba popełnić kilka błędów samemu.
Offline
Bawię się pierścieniem na palcu. Nie byle jakim pierścieniem. Targany emocjami ściągam go z palca i już chce wyrzucić do morza...
Z potworem nakładam go delikatnie na palec, tocząc wojnę w myślach.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Wstaję z ławki i zaczynam się przechadzać po klifie. W końcu staję przy barierce i przyglądam się dnu morza. Którego nie widać. Odwracam głowę w stronę nieznajomego i teraz dokładnie widzę jego twarz.
- Quentin Moreau. - Mruczę pod nosem.
Ludzie będą wam nieustannie doradzać, ale żeby się czegoś nauczyć, trzeba popełnić kilka błędów samemu.
Offline
Odwaracam się do osoby, która wypowiedziała moje imię.
- Kim jesteś? - zapytałem wściekły z wyraźną nutą wyższości.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Zwykłym obserwatorem i Sanus. - Odpowiadam. - A przede wszystkim mieszkańcem. Chcesz wszystko zmienić.
Ludzie będą wam nieustannie doradzać, ale żeby się czegoś nauczyć, trzeba popełnić kilka błędów samemu.
Offline
Warknąłem coś niewyraźnie.
- Nic nie będę zmieniał prostaku. Muszę tylko coś dostać, a wprowadzenie grozy to najlepszy ze sposobów...
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline