Nie jesteś zalogowany na forum.
–Wiesz kim jestem Joel. – Czemu teraz mi się przypomniało, że mam tu mieć koncert niedługo...–Shelly Tarenbil. Piosenkarka. Jeśli jednak zapomniałeś. – uśmiecham się.
Taste me, drink my soul
Show me all the things
That I shouldn't know
When there's a new moon on the rise
Offline
- Sheri Terry? - Marszczę brwi. - Aha. Nie kojarzę. Z resztą nie ważne. - Odwracam się do Suzanne i Boucher 2. - Nic wam nie zrobiła? - Pytam.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Mógłbyś mi pomóc się podnieść?- pytam cicho, lekko przerażona, ona naprawdę byłaby w stanie mnie zabić. Zawsze się na mnie wyżywała ale nigdy nie groziła mi nożem.- Oprócz tego, że trochę potłukłam sobie głowę to nic.
Offline
–Shelly Tarenbil, idioto.– Nie cierpię jak ktoś przekręca moje imię i nazwisko. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się. Powoli wyszłam z klubu.
Taste me, drink my soul
Show me all the things
That I shouldn't know
When there's a new moon on the rise
Offline
Kręcę głową niewzruszona. Mój nóż. Wariatka rzuciła nim w tą Shelly czy Sheri. Podchodzę do jednego ze stołów i oczyszczam go z krwi po czym wracam do Victorii i Joela.
Offline
Pomagam wstać dziewczynie, gdy odzywa sie mój telefon. Zerkam na wyświetlacz.
Elie : )
Z westchnieniem odbieram.
- Elie nie bardzo teraz mogę... - zaczynam, ale mi przerywa. - Elie co się stało? - Pytam zaskoczony jej tonem. - Co ty... - Blednę. - O mój Boże... Zaraz tam będę.
Bez słowa wybiegam z klubu. To się nie dzieje naprawdę...
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Zajmuję miejsce w jednej z loży dla vipów i kładę nogi, obute w kozaki na słupku, na stole. Zamawiam jednego drinka i rozglądam się, popijając alkohol i czekając.
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
Wywracam oczami, gdy jakiś nowy facet z ochrony nie chce mnie przepuścić. Gdybym jeszcze miała mniejszą torebkę, w której nic się nie gubi...
- Mój ojciec był politykiem. Chyba mówi coś panu nazwisko Echols? Tak, zgadza się, jestem jego córką.
- Dowód. - Mamrocze.
Nagle widzę na horyzoncie Carla. Macham do niego ręką, a ten zmienia nowego.
- Dzięki. - Odpowiadam i biegnę do loży dla vipów. I tak już jestem spóźniona.
Offline
- Jeez, Suz. - Wybucham śmiechem. - Nawet gdybyś miała zasłoniętą twarz, wiedziałabym, że to ty. Tylko ty potrafisz się tak spóźnić.
Nawet nie chce mi się zdejmować butów ze stolika.
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Och, naprawdę miło mi z tego powodu, Rey. - Odpowiadam z ironią. - Mam nadzieję, że nie zdążyłaś się jeszcze poważnie upić, bo ci ze stolika w prawo są chyba zainteresowani. - Zauważam.
Offline
Odwracam się w stronę, w którą wskazuje Suzanne i widzę, że jacyś faceci się na nas gapią. Posyłam do nich oczko, po czym wracam spojrzeniem do kumpeli.
- Jasne, Suz. Tak naprawdę prędzej oni by się upili, niż ja. Tylko na nich spójrz - uśmiecham się nieco złośliwie.
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Nie każ mi tego robić. - Mówię, udając błaganie. - Jak już się upiję, to wszystko będzie milsze. Pozostaje tylko zbieranie się z podłogi.
Offline
- Spójrz na nich! - Rozkazuję i odwracam jej głowę na siłę w tamtą stronę.
Wybucham śmiechem, gdy ona się krzywi.
- Nie no. Jeśli chodzi o zbieranie z podłogi zawsze możesz na mnie liczyć. Względnie będę ponosić współudział w twoim bólu i będzie trzeba mnie również zbierać z podłogi.
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Ałć. - Krzywię się, rozbawiona. - Jak już się bawić, to na całego. - Podchodzi do nas kelner, ja zaczynam zamawiać alkohol. - I tak oto znów zacznie się całodzienny kac.
Offline
Uśmiecham się krzywo.
- Kto ma kaca, ten ma kaca. Wpadnę do ciebie z lekami. Dziewczyna Kaia ostatnio załatwiła mu jakieś eksperymentalne tabletki czy coś takiego i podobno działają całkiem nieźle. - Upijam łyka drinka i rozglądam się. - A tym czasem... zobaczmy, czy jest tu ktoś ciekawy...
Wera: SEBASTIAN KUFA! KAJ TY JESTEŚ?!
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Już mi się podoba ten pomysł. - Stwierdzam. - Patrz na tego blondyna. - Kieruję swój wzrok w lewo.
Offline
Opieram brodę na dłoni przyglądając się blondynowi siedzącemu samotnie przy barze, kawałek od loży dla vipów.
- O matko - jęczę cicho. - Kup mi takiego, Suz. Mogę ci nawet dopłacić.
Wera: ALHFJGKJGBFDJKG SEBASTIAN????
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Takiego to i ja mogłabym wziąć. - Chichoczę. - Ale wiesz... problem feministek polega na tym, że nie mogą być w związkach. Może idź do niego zagadaj...?
Offline
Wera: nie, bo on nie istnieje -_-
Przygryzam wargę.
- Cholerne bycie feministką. - Śmieję się lekko. - No dobra. Chyba powinnam zagadać. - Wzdycham po raz kolejny do Sebastiana faceta. - Ale umówiłam się z tobą, a nie z tym przystojniakiem. Przyjaciół się nie olewa. - Uśmiecham się. - Nawet jeśli wyglądają jak aktorzy ze starych filmów.
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
- Ooo, to było urocze. - Parskam śmiechem. - Aż spróbuję was kiedyś zeswatać. Będziecie mieć dwójkę dzieci, psa i willę z basenem.
Offline
- Brzmi jak świetny plan! - Mówię z udawanym entuzjazmem. - Jedno nazwiemy Mia, a drugie Sebastian. Co ty na to?
Dopijam drinka do końca i zamawiam drugiego. Wtedy zauważam, że na chwile blondyn odwraca się w naszą stronę i unosi brew. Nie wiem dlaczego, zamiast wytrzymać jego spojrzenie, odwracam się do Suz.
- Fak, fak, fak. Te jego oczy!
Smiling through it, she said she'd do it again
Offline
Wbiegam do klubu, mając na sobie chustę w paski i krzycząc dookoła:
- ALLAH AKBAR.
Ups... Chyba znowu za dużo wypiłam.
Zauważam samotnie siedzącą blondynkę w rogu pomieszczenia. Natychmiast kieruję się w jej stronę.
- Chcesz kupić Wielbłąda? - pytam. - Albo dwa. Za pół ceny.
Offline
Rysuję wzorki na serwetce gdy podchodzi do mnie jakaś mocno nawalona kobieta.
- Co?- marszczę brwi.- Ćpałaś coś?
Offline
- NIE! - zastrzegam głośno. - Przysłał mnie mój Budda i mam za zadanie sprzedać wielbłądy. A ty wyglądasz na osóbkę, z którą można ubić interes! - wymachuję rękoma w górę.
Offline
O mój Drogi Boże, dlaczego akurat do mnie podeszła. Mogła znaleźć sobie kogoś innego. Jak tu sie jej pozbyć...
- Przykro mi mam już całą farmę Wielbłądów.- stwierdzam.
Offline