Nie jesteś zalogowany na forum.
Ludzi coraz więcej, a miejsca wokół mnie się zapełniają. Nie to, że coś, ale wychodzę z loży i zmierzam ku schodom wzwyż, gdzie znajdują się loże hm... dla "vipów"?
Zatrzymuje mnie para ochroniarzy, ale dziewczyna stojąca za nimi mówi by mnie przepuścili. Faceci wymienili spojrzenia, a między ich szeptami dało się słyszeć "kolejny psychofan". Co kurwa?
Podążam za dziewczyną.
Offline
Patrzę rozbawiony na blondynkę.
- Widać bardzo musiałem cię wyprowadzić z równowagi, skoro tu wróciłaś.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Wciągam powietrze ze świstem i lekko się garbię.
Nie lubię się znajdować w takich sytuacjach...
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Nigdzie nie odeszłam, cały czas tu siedziałam idioto. Widocznie potrzebna ci wizyta u okulisty- prycham.
Offline
- Najwyraźniej. - Uśmiecham się szeroko. - A może po prostu jesteś tak mało ważna, że aż niewidzialna?
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Lekko szczypie chłopaka w ramię i posyłam mu spojrzenie które mówi: "Odpuść".
Mam nadzieje, że zrozumie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Nie zależy mi na sławie i byciu ważną. To tobie na tym zależy, co ty byś zrobił bez grona swoich faneczek gdyby sie dowiedziały ze nie jesteś taki idealny jakim przedstawiają cie media.- unoszę brwi a następnie przewracam oczami.
Offline
- Nie potrzebuję tych panienek do życia. - Patrzę na nią z politowaniem i udaję jej głos. - "I kto tu jest powierzchowny?"
Czuję kolejne szczypnięcie.
- Hej, Elie? - Mówię. - Chcesz się czegoś napić? - Uśmiecham się łagodnie w jej stronę.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
-Nie wyglądasz na fana.- spojrzałam na niego.- Wiesz wogóle kim jestem. -siadam na fotelu i sącze martini.
Taste me, drink my soul
Show me all the things
That I shouldn't know
When there's a new moon on the rise
Offline
- Z chęcią - potakuję i przygryzam wargę.
Blondynka jak by mnie nie widziała.
Jestem niewidzialna w końcu. Czego mogę się spodziewać?
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Chodź. Nie pozwolę, by w moim towarzystwie ktoś cię ignorował - mówię do Elie, po czym piorunuję wzrokiem Boucher.
Podchodzimy do baru.
- Co chcesz? - Wzdycham z ulgą. - W końcu mogłem się wyrwać.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Znudzona idę za nimi do baru. Jeszcze póki co nie znudziło mi sie wkurzanie go.Gdy zauważam jakiegoś gościa z aparatem postanawiam wykorzystać sytuacje, w tym samym momencie co facet zamierza zrobić zdjęcie całuje namiętnie Joela w usta. Momentalnie zauważam zdziwione miny ludzi na sali i szepty. Gdy zdziwiony fotograf odchodzi odsuwam sie od chłopaka i podnoszę z loży.- Proszę bardzo sensacja gotowa, nie musisz dziękować.- oddalam sie w stronę balkonu.
Ostatnio edytowany przez Halley Boucher (2016-06-21 22:43:55)
Offline
Otwieram usta ze zdziwienia.
- Co to było...? - Podążam zdziwionym wzrokiem za Halley.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Cały gotuję się ze złości. Łapię fotografa i jednym, sprawnym ruchem wyszarpuję mu aparat z dłoni. Usuwam zdjęcie, po czym wciskam facetowi urządzenie z powrotem.
- Nie waż się wokół mnie kręcić, jasne? - Warczę.
Mam wrażenie, że zaraz eksploduję.
- Pieprzona kretynka. I ona nie ma parcia na szkło? Widziałaś to? - Mam ochotę kogoś uderzyć. Dłonie mi drżą.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Łapie chłopaka za nadgarstek.
- Joel... - cały się trzęsie ze złości. - Spokojnie...
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Jak mam... być... spokojny... - cedzę przez zęby - ...gdy...
Biorę głęboki oddech. Jeden. Drugi.
- Jedną czystą. Bez popity - mówię do barmana. Zwracam się do Elie, najspokojniej jak potrafię. - Co chcesz? Zapłacę.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Podchodzę do drugiego faceta który stał z małym aparatem schowany za kurtyną.- Nie ważne ile mi dasz kasy, nie usunę tego zdjęcia, wiele sie natrudziłem aby jej zrobić.- przewracam oczami i mówię facetowi na ucho aby w tej chwili opublikował to zdjęcia. Po chwili zdjęcie już jest wysłane do jego szefa i pojawi się w najnowszym wydaniu gazety a także jest już w internecie a dokładniej maleńką namiastką która pozostała z internetu. Uśmiecham się triumfalnie i wracam na balkon.
Offline
Wzdycham. Nie będę drążyć tematu.
- Jakiś sok albo wod... - dostrzegam Leo stojącego przy barze i rozmawiającego z barmanem. Pije.
Zamykam oczy i odliczam od pięciu do jednego. Otwieram oczy i wracam spojrzeniem do Joela.
- Albo wody - kończę. Później policzę się z bratem. Teraz nie ma sensu za nim biegać.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Nalej jej soku. Najlepszego, jaki macie. Na koszt Alexandra Snydera - mówię.
Tupię nogą w miejscu. Barman podaje nam zamówione napoje. Wypijam szota za jednym razem.
- Przynieś kolejny - mówię.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Upijam łyk soku.
- Chcesz się upić? - Pytam z lekką ironią w głosie. - Faceci... - mruczę pod nosem.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Wiesz co mój ojciec zrobi, gdy to zdjęcie do niego trafi? - Pytam. Dłonie nadal mi drżą. Zaciskam je w pięści. Mógłbym przywalić tej małej suce. - Lepiej, żebym się upił.
Mniej będzie bolało.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Milknę przyglądając się prawie pełnej szklance.
Nie wiem dokładnie co zrobi jego ojciec... Ale mogę się domyślać.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzdycham. Wypijam kolejnego shota i tym razem zamawiam wodę.
- Znając życie do rana nic się nie ukaże - mówię, nie wiedząc czy bardziej do siebie, czy do niej. - Ojciec wyjdzie i wróci wieczorem. Nie muszę się chyba upijać.
Facet podaje mi wodę.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Chcę coś powiedzieć ale przerywa mi czyjś głos.
- Zaczyna się - mówię sama do siebie.
Długa i radosna przemowa o tym jak udało nam się zakończyć Wielki Bunt Infecto. W trakcie przemówienia wypijam cały sok, a obok mnie pojawia się Leo. To, aż dziwne. Kiwa jedynie głową na przywitanie i... Słucha.
- Leo dobrze się czujesz? - Pytam kiedy ludzie przestają bić brawa po przemowie.
- Jasne. Po prostu to banda kretynów - przewraca oczami. - Cześć, Joel - wita się.
Leo jest dosyć podobny do Joela, a jednocześnie inny. Hmm...
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Cześć, Leo - witam się nadal zdenerwowany. Nie mogę się skupić. - Elie wyłaziła z siebie, próbując cię znalaźć. - Śmieję się nerwowo.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline