Nie jesteś zalogowany na forum.
- Właściwie to... chętnie. - mówię, patrząc w oczy Wandy.
Wstaję za dziewczyną i już po chwili oboje idziemy w stronę jej domu.
Offline
Wchodzę do parku. Potrzebuję jeszcze paru rzeczy dla mamy, a ta droga będzie najszybsza. I może... najbezpieczniejsza.
Offline
Siedzę na ławce w parku, wygrzewając się w słońcu. Nagle przez okulary słoneczne widzę jakąś dziewczynkę. Czuję od niej nikły zapach grzechu.
- Haj młoda! - krzyknąłem na nią. - Co ty tam kombinujesz?
Offline
JIZAS CHRIST. ALBO NIE. *OLGA NADAL NIE WIERZY*
Hm...? Kto to jest?
- Ja... kim pan jest? - jeszcze niech się okaże, że to diler albo zboczeniec.
Offline
Ściągam okulary.
- A tam, przeciętny barman. Za to ty coś knujesz i to złego - wskazałem na nią palcem. - Ja to wiem.
Offline
- Powiedział barman. Skąd niby pan to wie...? Chyba nie mam tego wypisane go na twarzy. Jestem zwykłym... Dzieckiem. - Mówię z krzywym uśmiechem.
Przecież nikomu nic nie mówiłam o tym...
Ostatnio edytowany przez Margo Yates (2017-02-06 20:38:39)
Offline
- Oj dzieciaków nie wolno ignorować. Znałem kiedyś takiego jednego młodego, co był cholernym wrzodem na tyłku - zachichotałem. - Ale był strasznie odważny. Choć brawurowy bardziej pasuje. Mniejsza, na wspominki mnie wzięło. Co tam knujesz mała? - pytam z ciekawością.
Offline
- Muszę... załatwić parę spraw. Leki i nie tylko. A co? - pytam podejrzliwie.
Offline
Marszczę brwi.
- A nic, nic. Może pójdę z tobą? - wstałem leniwie z ławki i podszedłem do niej. Przynajmniej się najem jej grzechem... Choć tego mi w obecnych czasach nie brakuje.
- Gdzie idziemy w takim razie?
Offline
- Co? - unoszę brwi.
Wysoko. Bardzo wysoko.
- Ale... Ja pana nawet nie znam. Znaczy... Niby jest pan barmanem, ale... Tak poza tym, nie wiem co chce pan zrobić. - Mówię przegrywając wargę.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Oj tam, nie strachaj się mnie. Choć takie moje zadanie... ale mniejsza. Tak w ogóle to Arael jestem. Arael Peccatori - przedstawiłem się. - A panienka...? - spojrzałem na nią pytająco.
Offline
- Margo Yates. - Odpowiadam. - Pana zadaniem jest straszenie innych? - dopytuję.
Offline
- Nom. Można tak powiedzieć. Dłuuuga historia, lepiej byś nie wiedziała... Serio, nie dlatego, że to nudne, tylko dziwaczne i byś mi nie uwierzyła. Ile razy, komuś to wyjaśniam, to mi nie wierzy, więc postanowiłem już niczego nie opowiadać. Za dużo wiem. - otrząsam się. - A ty? To gdzie w końcu idziemy?
Offline
- No... Chciałam iść na czarny rynek. - Mówię.
Nie mam pojęcia kim jest ten barman. Naprawdę. Ale... Chyba ma dosyć dużo tajemnic.
- Może pan opowiedzieć. To Insolitam. Ponoć dużo się tu działo wieki temu. - Wzruszam ramionami.
Offline
- Eee tam, przestraszysz się mnie tylko. Kiedyś miałem przyjaciółkę, której jak zdradziłem mój sekrecik, trochę pomieszało w głowie. Choć... ona chyba zawsze była walnięta... Ah, to strasznie dawno było. Biedulka umarła, a ja przegapiłem jej pogrzeb - westchnąłem. W końcu byłem martwy, co poradzić.
Ostatnio edytowany przez Arael Peccatori (2017-02-06 21:21:16)
Offline
- No to... Faktycznie trochę słabo. - Stwierdzam. - Czyli, nie powinnam dopytywać o ten sekret, bo... Może mi odwalić. - Podsumowuję.
Offline
- Nom. Niektóre informacje lepiej zataić. - Przyglądam się jej. - Wiesz, czarny rynek, to nie jest miejsce dla dzieci. Nie powinnaś tam chodzić mała - zauważam.
Offline
- Wiem. - Odpowiadam z uśmiechem. - Dlatego i tak tam będę chodzić. Są niektóre... Potrzebne rzeczy, które akurat muszę mieć. Każdy ma coś takiego. Nawet... Pan.
Offline
Unoszę brwi rozbawiony.
- Ja potrzebuję? Oświeć mnie, czego możesz szukać na rynku? Hm... Czego takie ludziki potrzebują... - zamyśliłem się chwilę. - Leków?
Offline
- Nie wiem czego pan potrzebuje, bo pana nie znam. Jedni potrzebują leków, inni osoby, która będzie dla nich kimś... - przypomina mi się Azrael. - Różnie bywa.
Offline
- Mhmmm... Ja nie potrzebuję w takim razie już niczego. Chyba jestem zbyt radosną istotą. - westchnąłem. - Niektórzy z mojej rodzinki by mnie wykastrowali i kazali połknąć swoje jaja za te słowa, więc udajmy, że tego nie było - skrzywiłem się.
Offline
- Pana rodzina chyba niezbyt lubi optymizm. - Marszczę brwi. - Zresztą... Nikt teraz go niezbyt lubi. Daje głupią nadzieję. Naiwną nadzieję. - Wywracam oczami.
Offline
- Wiesz, Nadzieja nie jest taki głupi. W sensie, czasami mądrością nie grzeszy, ale wiesz, jednak bez przesady - wzruszam ramionami. - A sam siebie nie posrzegam jako optymistę. Raczeeej... - zastanawiam się. - Realista? Może trochę smęcący pesymista, z prześwitami radości...? A ty? Kim jesteś?
Offline
- To zależy od mojego humoru. - Mówię. - No, ale... Chyba bliżej mi do realisty na obecną chwilę. Nie lubię nadziei. Może i czasem nie jest zła... Ale, to wciąż złudzenie. I marzenie. Nie sądzi pan? - szukam wzrokiem wejścia na rynek.
Offline
- Lubię marzyć. Moje marzenia się ziściły, bo baaardzo mocno w nie wierzyłem. Ale wiesz, nie każdy ma taką siłę. Chyba nie jesteś słaba? Co? - uniosłem brew. - A na obecną chwilę, perfidnie oszukujesz przyjaciela, zgadłem?
Offline