Nie jesteś zalogowany na forum.
Kiwam głową. Drażliwy temat. Staję za nim i delikatnie dotykam jego skóry palcami. Staram się szybko wyciągnąć te kawałki. Biorę do palców jeden odłamek i rzucam go gdzieś daleko w krzaki, a później kolejny. Po jakimś czasie udaje mi się wyciągnąć wszystkie, bez jakiegoś wielkiego skaleczenia się.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Syczę przy każdym wyciąganym kawałku. Dlaczego kurwa nic nie zrobiłem?
- Duża jest rana? - pytam i odwracam się do dziewczyny.
Offline
- Zakładam, że chcesz znać prawdę. - stwierdzam.
Przyglądam się różnym ranom, po odłamkach szkła.
- Nie są jakieś ogromne, ale jest ich dużo. Trzeba je przemyć. - odwracam się w jego stronę.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- Kurwa. - mruczę pod nosem. - Mogłem coś zrobić. Ale nie zrobiłem. Kurwa. - powtarzam i siadam na kamieniu. A do tego jeszcze ta pieprzona rana.
Offline
- Uratowałeś mnie kolejny raz. - mówię. - Może pora żebym się jakoś odwdzięczyła? - unoszę brew. - Mieszkam niedaleko stąd. - opieram się o drzewo i spoglądam w niebo.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- Bywało gorzej. - mówię. - Z czasem się zagoi.
Offline
- Wda się zakażenie. - mówię. - Serio, chcesz przypłacić chorobą? - przewracam oczami.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Wzdycham ciężko.
- No dobra. - poddaję się. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.
Offline
Podnoszę się z ziemi i otrzepuję spodnie. Sprawdzam po raz któryś czy mam pistolet przy sobie i idę razem z Kasparem w stronę "domu".
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Idziemy lasem żeby ominąć miasto i dojść szybciej. Co oczywiście nie wypala. W którymś momencie słyszymy ciche piski. - Ja pierdolę, nie znowu. - jęczę zrezygnowany. Unoszę głowę do góry, bo stamtąd dobiega pisk. A tam co? Mały, czarny kocurek bezczelnie się na mnie gapi, popiskując co chwila.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Patrzę w stronę małego kotka.
- Ja pierdykam jaki słodziak - mówię cicho oczarowany nim. Drapię małego za uchem a ten głośno mruczy zadowolony.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Jako, że jestem wyższy, zdejmuję sierściucha z gałęzi i stawiam go na ziemi. - Sio, no już. - poganiam zwierzę. A ono siedzi. I się na mnie gapi. Po czym wspina mi się po nogawce i siada na ramieniu. - Idź sobie, paskudne stworzenie. - mówię i syczę na kulę futra. A on się na mnie gapi, jakby się śmiał, po czym przeskakuje na ramię młodego.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Uśmiecham się kiedy mały przytula mi się do policzka, a gdy ogonkiem zaczyna smyrgać mnie po karku, zaczynam chichotać. Potem kot zaczyna wpatrywać się w Chrisa z uporem jakby chciał coś powiedzieć. Nie śmiem wypowiedzieć tych słów, więc tak jak kotek zaczynam się w niego milcząco wpatrywać.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Uderzam dłonią w twarz i łapię zwierze za kark. Waham się chwilę, po czym wsadzam gada do kieszeni kurtki. Jednak on postanawia wspiąć mi się z powrotem na ramię. - Cholerny kłębek. - mruczę, po czym wskazuję na młodego. - Ty mu załatwiasz żarcie i po nim sprzątasz, jasne?
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Natychmiast energicznie kiwam głową. Nie mogę pohamować uśmiechu, który ukrywam pochylając głowę.
- A może... chcesz go nazwać...? - proponuje cichutko, aby nie wyrwał mi się chichot szczęścia.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Przewracam oczami i przyglądam się potworowi na moim ramieniu. Ten wpatruje się we mnie bezczelnie. Jakby mógł, to pewnie uśmiechał by się drwiąco. - Takie spojrzenie miał jeden osobnik. Pan Moriarty. - kocur miauczy zadowolony. Ugh.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Znów się uśmiecham i przyśpieszam, by nadążyć za długonogim.
- Jednak nie jesteś taki zły na jakiego wyglądasz - stwierdzam.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Żebyś się nie zdziwił. - mruczę. - A teraz szybko, ja naprawdę chcę się przespać.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Śpieszę się przecież - warczę - Nie moja wina, że jestem mały - dodaje już od niechcenia.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- To urośnij. - mówię. - Dobra, nie ważne. Po prostu... chodź. - kończę rozmowę zmęczony i zrezygnowany.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Urośnij, urośnij... - przedrzeźniam go zgryźliwie, ale prawie biegnę za nim truchtem poprawiając sobie torby.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Siedziałem na drzewie, obserwując dwóch strażników, którzy najwyraźniej na kogoś czekali. Oczywiście byli zabezpieczeni, jak zwykle.
Trzymałem nóż w pogotowiu, mocno zaciskając rękojeść, kiedy to nagle usłyszałem za sobą ciche strzyknięcie gałązki. Odwróciłem głowę i ujrzałem tę samą wiecznie uśmiechniętą twarz. Przewróciłem oczami. Czy ona mnie prześladuje?
Nie zauważyła strażników, a ja musiałem coś zrobić, inaczej ją zabiją. Myśl. Myśl. Myśl.
Nie miałem wyboru. Bez wahania wziąłem kasztana i rzuciłem nim celnie w stronę Autumn. Niestety dostała w głowę. Spojrzała w moją stronę, a ja wskazałem na strażników.
Offline
Przewracam oczami, gdy tylko dostaję w głowę. Za kogo on mnie ma?
Podchodzę bliżej niego i uśmiecham się lekko, chcąc przekazać mu "patrz i ucz się".
Ruszam w stronę strażników, nawet nie siląc się na bycie cicho. Strażnicy zauważają mnie a jeden z nich wzdycha sfrustrowany.
- Cholera, tylko nie ta wariatka - warczy.
- Cześć! - Macham do nich. - Przechodziłam sobie właśnie tędy i pomyślałam, że wam potowarzyszę! Wyglądacie strasznie smutno. Lubię dotrzymywać ludziom towarzystwa, nawet jeśli to tylko strażnicy. - Udaję przerażenie. - Ojej. Nie o to mi chodziło. Zapewne wykonujecie bardzo ważną pracę. Ale... nie nudzi wam się? Mi by się nudziło. Szczególnie, że prawie ze sobą nie rozmawiacie. W sumie, to czemu ze sobą nie rozmawiacie? Nie macie tematów? A może wam zabraniają - gadam jak najęta odwracając uwagę od Kaspra.
Jeden z facetów przewraca oczami.
- Mogę ją zabić? - Pyta zirytowany.
Drugi wzdycha.
- To Carlyle. Nie, nie możesz jej zabić - mówi szeptem. Wydaje mu się, że go nie słyszę.
- Och, nie zabijajcie mnie. Jestem fajna. Lubię ludzi. Mogę wam pomóc. Lubię pomagać. To fajna sprawa.
Jeden ze strażników puka się w głowę.
- Ona jest na haju?
Drugi kręci głową i bez słowa ciągnie go z dala ode mnie. Gdy tylko znikają, macham do Kaspara z wyrazem triumfu na twarzy.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Otwieram szerzej oczy ze zdziwienia, gdy ta dziewczyna ich tak po prostu spławia. Schodzę z gałęzi i opieram się o drzewo.
- Wychodzi na to, że nie musiałaś dostawać kasztanem. - Wzruszam ramionami, chcąc parsknąć śmiechem, a jednak tego nie robię. Zachowuję powagę. Przynajmniej na razie.
Offline
Próbuję patrzeć na niego oskarżycielsko, ale zaraz wybucham śmiechem.
- Och, to nie było trudne. Wystarczyło gadać. Czemu w sumie przed nimi nie uciekłeś? Jakbym nie miała jak uniknąć konfrontacji w taki sposób, to bym uciekła. Nie lubię ranić ludzi. Nawet strażników. - Krzywię się. - Choć nie wiem. Może strażników tak. Ale trudno. W sumie dobrze być czasem uznawaną za wariatkę i mieć takie nazwisko - mówię na jednym wdechu.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline