Nie jesteś zalogowany na forum.
- Mam od cholery klientów - mówię. - Zresztą obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, więc nie powiem ci jakie perfumy zamawia twoja dziewczyna - warczę. Już prawie sięgam...
Offline
Mrużę oczy niewzruszony. Jest tak cholernie podobna do niej...
- Przypomnisz sobie. Jednego jegomościa, o specyficznym zachowaniu... Najprawdopodobniej stały klient, albo wcale nie częsty. On lubi skrajności...
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Przecież mówię, że mam różnych klientów. Twoje podpowiedzi wiele mi nie mówią gościu - mówię, prawię plując mu w twarz. Złapałam za nóż i wykorzystując siłę mojego gniewu, odepchnęłam go do siebie.
Offline
Silna jest, ale to dla mnie nie problem. Obracam swój nóż w dłoni i atakuję dziewczynę. Najpierw celuje w jej ramię, ale szybko blokuje atak. Próbuje mnie uderzyć brzuch, ale natychmiast łapie ją za nadgarstek. W tym samy czasie próbuje się zamachnąć z ręką trzymającą nóż, i zadać mi cios w głowę. Odruch mnie uratował. Ostrze przejechało po nadgarstku kurierki pozostawiając głęboką ranę.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Wrzasnęłam z bólu i cofnęłam się kuląc się i przyciskając ranną rękę do piersi. Krew praktycznie tryskała i plamiła błotniste ulice. Powstrzymałam łzy.
- TY JEBANY... - zaszarżowałam i wbiłam nóż w jego ramię. Celowałam w serce, jednak wzrok zaczął mi się rozmywać.
Offline
Tylko jęknąłem. Była tak samo waleczna. Prawie odczuwałem żal robiąc jej krzywdę. kolanem uderzyłem ją w brzuch, aż upadła na plecy, nadal trzymając ranną rękę. Już nie miała sił.
Wyjąłem nóż sterczący z mojego ramienia. Wbiła go dokładnie w ochraniacz więc rana to pewnie płytka linia. Ukląkłem, przyciskając kolanem jej brzuch do ziemi.
- Ponowie pytanie o twojego klienta - zacząłem raz jeszcze.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Oddychałam ciężko. Zrozumiałam kim jest ten człowiek. To ten Sanus z plotek. Ten co szuka znajomego.
- Pierdol się Sanus - powiedziałam tylko łamiącym się głosem. Skoro mam umrzeć to przynajmniej nie jak tchórz.
Offline
Unoszę brwi.
- Aż żal - prycham prawie ze śmiechem. - A miałem przeprowadzić tą rozmowę bez krwi. O ile wiem, masz braciszka...? - mówię uderzając w inny sposób. - Pomyśl o nim, ostatni raz - noc rozjaśnia mój szeroki uśmiech.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Nie... NIE! - ryczę i z nagłym przypływem furii uderzam go z pięści zdrową ręką prosto w szczękę. - Nie możesz... nie... - zaczynam odpływać. Już czuję jak chłód mnie ogarnia. Z tak pociętymi żyłami nie mam szans.
- Nie możesz...
Offline
- Wybacz, że cię rozczaruję Rio. Ja mogę wszystko - syczę i decyduję się zakończyć jej cierpienie. Podnoszę jej nóż który upadł gdzieś na bok i unoszę ręce.
Zabijam ją jej własnym ostrzem. Jakże poetyckie.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Ostatni oddech. Ostatnie wspomnienie Azraela i czasów gdy jeszcze wszyscy byliśmy rodziną - może nie szczęśliwą, ale razem.
Przynajmniej nie zginęłam przez chorobę, ale w walce.
Offline
Wstaję i zaraz tego żałuję. Mroczki pojawiają mi się przed oczami. Upada mi kapelusz z szerokim rondlem, a kilka kolczyków wypadło mi z krwawiącej wargi. Chwilę patrzę na zwłoki dziewczyny, a potem utykając odchodzę pustymi ulicami tego śmierdzącego rynsztoku.
Znajdę cię jeszcze...
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
*15 minut później*
Od ponad tygodnia chodzę i szukam tego cholernego zabójcy, a on po prostu...
Nie...
- Ria... - szepczę i podbiegam do niej. - Nie, nie, nie, nie, nie... NIE! - krzyczę choć sam nie wiem do kogo. Nadal ma otwarte oczy. Przyciskam ja do piersi i zaczynam płakać.
- Ria, nie... błagam... to niemożliwe... Siostrzyczko... proszę... - bełkoczę bez ładu i składu. - Dlaczego ty? - pytam. Wyjmuję jej nóż z ciała. I znów płaczę. Wrzeszczę.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
A to miał być spokojny spacer w bezchmurną, ciepłą noc. Ale nie z moim szczęściem. Słyszę płacz. Zawodzenie właściwie. - Psy zarzynają czy co? - mruczę do siebie i kieruję się w stronę źródła dźwięku, którym okazuje się być ciemny zaułek. A tam? Nasz mały buntownik płaczący jak dziecko. Opieram się o mur. - Tym jej raczej nie obudzisz dzieciaku.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Podnoszę głowę. Targa mną niesamowita wściekłość.
- TY JEJ TO ZROBIŁEŚ?! - wrzeszczę i nie czekając na odpowiedź wstaję i wyciągam pistolet. Bez większego planu strzelam na oślep w postać zabójcy. Wystrzeliwuję wszystkie naboje, ale przez łzy nawet nie widzę, czy trafiłem. Drę się wniebogłosy.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Oczywiście, że pudłuje. - Gdybym to zrobił, to czybym tu stał? - pytam zażenowany. Co za tępota.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Patrzę na niego bez przejęcia. Wracam do ciała Rii. Upadam na kolana i mocno ją przytulam.
- Siostrzyczko... siostrzyczko... - piszczę jak mały szczeniak.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Przyglądam się dzieciakowi. Gdybym miał uczucia, to może nawet zrobiłoby mi się go żal. A tak stoję i się gapię.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Kiedy się opanowuję dociera to do mnie. Zabito ją. Ktoś ją zabił.
- Kto mógł zrobić coś takiego...? - pytam sam siebie. Ignorując jednookiego zamykam oczy siostrze. Teraz wygląda lepiej.
Wstaję i podchodzę do jakichś przedmiotów zostawionych przez tego cholernego mordercę. Kapelusz, kolczyki...
- To drogi metal - szepczę oglądając znalezisko. Schylam się, by przyjrzeć się śladom.
- Utykał... - znów myślę na głos.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Sanus. Znam gada. - stwierdzam, przyglądając się swoim paznokciom. - Wysoki, chudy, czarne włosy. Nie ma palca.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Odzyskuję zainteresowanie jednookim.
- On... - zaciskam pięści. - Zabiję go. Zabiję to mało. Ja go wypruję, a skórę powieszę na ścianie. Chcę jego głowę... - szepczę. - Musisz mi pomóc... Błagam Jednooki. Ten jeden raz zrób cos w cholerę dobrego i pomóż mi się zemścić...
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Bawię się łańcuszkiem przy spodniach. - To brzmi jak kusząca propozycja. - przyglądam się chłopakowi. Ma potencjał. Przypomina mi kogoś, ale nie potrafię zlokalizować w pamięci kogo. - Dobra młody, rusz się. Trzeba tu posprzątać. - odbijam się lekko od ściany i staję prosto.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Na moich ustach pojawia się grymas - wściekłość pomieszana z radością. Z chorą radością.
Odwracam się do ciała Rii. Serce mi mięknie ni znów chce płakać. Podnoszę jej nóż, który przed chwilą był wbity w jej serce.
- Zabiję go... - powtarzam cicho i chowam nóż. Pomagam Chrisowi zająć się ciałem mojej siostry.
Dziś zaczynam nowe życie. Sanus jest już dla mnie martwy.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Kończymy robotę, a ja przerzucam sobie ciało dziewczyny przez ramię. - Dobra, młody. Prowadź do domu. Chyba, że chcesz ją tu tak zostawić.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Zaprowadzę cię... - mówię cicho i prowadzę go do mnie do domu ruiny. Gdzieś w piwnicy leżą drewniane skrzynie.
W drodze, gdy emocje mi opadają, wyrywa mi się ciche "Dziękuję". Nie obchodzi mnie, czy Jednooki je dosłyszał, ale poczułem, że tak należało zrobić.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline