Nie jesteś zalogowany na forum.
Drgnąły mi brwi.
- Mam znaleźć lepszego od ciebie? Zgoda. Wielu będzie zainteresowanych dowolnąl ilością szczepionek serum i miejscem w Centrum - rzuciłem od niechcenia.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Wielu takich znajdziesz, ale z twoich słów wynika, że nie podołają temu zadaniu. - uśmiecham się lodowato - Najpierw informacje. Potem umowa.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Pewien człowiek umknął mi, a jest niezwykle ważny. Prawdopodobnie to Sanus, jednak ma wprawę w ukrywaniu się przed wszystkimi - streściłem. - Tyle wiadomości ci starczy?
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Powiedzmy. Mam go znaleźć i...? - unoszę brew.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- I zaprowadzić do granicy między Centrum, a Przedmieściami. Mój samochód odbierze Ciebie i rzeczonego człowieka i przywiezie do mnie. Wtedy dostaniesz zapłatę i nowe dokumenty - powiedziałem bez emocji.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- A tobie jest potrzebny do...? - unoszę brew.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Te informacje nie są już Ci do niczego potrzebne - uciąłem twardo.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Nazwisko. - rzucam sucho. Co za zabawny człowieczek.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Zmienia praktyczne co tydzień, więc wiele Ci ono nie pomoże. Jednakże raczej niewielu Sanus kręci się wśród Infecta, prawda?
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Niechętnie się zgadzam. Przez chwilę udaję, że się zastanawiam. - Nie. - ponawiam wcześniejszą odpowiedź
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Unoszę spojrzenie spod kapelusza na zabójce.
- Czyżby Cię przerastało? - prycham.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Po prostu cię nie lubię.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Nie kryje, że ze wzajemnością. Jednakże nic nie zależy od naszych relacji. Chodzi mi o twój profesjonalizm.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Przewracam oczami. - Mam znaleźć gościa, który równie dobrze może nie istnieć i uwierzyć, że mi za to zapłacisz?
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Człowiek ten istnieje, a ja ci zapłacę - poprawiam go. - Ten człowiek jest bardzo ważny, więc racz go nie uszkodzić - dodaję.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Mhm. - zastanawiam się chwilę - W ilu procentach jesteś idiotą?
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- To znaczy...? - unoszę brwi.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Prycham. - Nie. To nie ma sensu. Nie podejmuje się niepewnych zleceń.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
Ściągam usta.
- Czyli jednak profesjonaliści wygineli - podsumowuje i zdzieliłem go pięścią przozdobioną ciężkimi pierścieniami, w bruich. Odwróciłem się plecami do zabójcy i szybko zacząłem odchodzić.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Zerwałem się z krzesła i w ułamku sekundy odbezpieczyłem broń. Usłyszałem krzyk chłopaka, gdy dostał w zgięcie kolana. - Kłóciłbym się. - powiedziałem i odszedłem.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- Obrzydliwy robal... - syknąłem wstając z błota. Musiałem szybko wydostać się z tego śmietnika. Rany i tak wolno się goją, a jeśli wda się zakażenie, to koniec. Najgorsze, że teraz muszę szukać znajomego sam. Choć nie mógłbym zaufać takiemu pchlarzowi jak tamten.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Idę powoli, lecz pewnie chodnikiem. Wzięłam moje oszczędności. Mam nadzieję, że mi starczy chociażby na jakąś tanią broń.
Założyłam spodnie i wysokie buty. Za pasek od spodni włożyłam malutki scyzoryk. Mam nadzieję, że nie będę musiała go używać.
Na ulicach znajdywały się tłumy ludzi. Niektórzy spoglądali na mnie i coś szeptali, a inni po prostu mnie omijali. Zdecydowanie byłam najmniejszą osobą w tym miejscu. Starałam się unikać ciekawskich spojrzeń ludzi i się nie załamywać. Po co tu w ogóle przyszłam? No tak, by "przeżyć". Szkoda tylko, że tym o to sposobem mogę szybciej zginąć.
Przyśpieszam kroku, czując narastającą panikę. Przelatuję wzrokiem po każdym stoisku, szukając tego czego mi potrzeba. Wreszcie to widzę.
Podchodzę do straganu z bronią palną. Przypominam sobie słowa Rii "lepiej kupić coś tańszego i łatwo zdobyć naboje".
- Ile za to? - pytam, starając się na pewny siebie ton głosu. Sprzedawca oblatuje mnie wzrokiem z góry na dół i... prycha?
Mówi mi cenę, a ja otwieram oczy jeszcze szerzej. Robi zdziwioną minę, a ja czerwienię się ze wstydu. Zapewne nie jest najtańszy, ale też nie najdroższy. Chyba...
- Chyba nie jesteś stąd. - mówi i świdruje mnie wzrokiem. Ojoj, tego się spodziewałam.
Ignoruję jego pytanie i wykładam pełną sumę. Nadal się na mnie patrzy, jednak zabiera pieniądze. Kiedy wyciągam dłoń po pistolet, on ją łapie. Zamieram w bezruchu wystraszona.
- Lepiej się tu nie kręć kruszynko. To nie miejsce dla takich jak ty. - mówi, a moje serce przyśpiesza. Oddycham głośno, patrząc prosto w jego oczy.
- Puść mnie - szepczę drżącym głosem. On tylko się śmieje i wręcza mi malutkie pudełko. Naboje, no tak. Puszcza mnie i coraz głośniej się zaczyna śmiać.
Wystraszona cofam się i wpadam na jakiegoś faceta, któremu sięgam do pasa. Dosłownie. Patrzę na niego z dołu, aż wdech zapiera mi w piersiach.
Ten facet jest ogromny!
Cofnęłam się w drugą stronę. Lecz ktoś złapał mnie za ramiona. Pisnęłam cichutko przestraszona, jednak się nie wyrywałam. Stałam w miejscu i czekałam.
Zbliżył się do mnie ten sam wielki facet, na którego wpadłam przedtem. Skórę ma całą wytatuowaną i kolczyki w wardze oraz nosie. Bosze...
- No no no... co taka dziewczyna jak ty tu robi - pyta, lecz nie odpowiadam. Podchodzi do mnie i wyrywa mi broń z dłoni.
W tym momencie pękam. Jeśli to zabójcy, zabiją mnie. Jeśli nie, to i tak zginę.
- To ci nie będzie potrzebne. Chyba nie chcesz zrobić sobie krzywdy, co?
- Zamknij się - odpowiadam, nie panując już. Miałam wejść i wyjść. To wszystko. Jednak coś nie wyszło.
- Wiesz kim jestem? Wiesz?! - pyta coraz to głośniej, a ja mam nagle nieodpartą chęć przywalić mu w ryj.
- Sukinsyn - szepczę, na co się krzywi.
- Zabierz ją - rozkazuje, a ktoś zaczyna ciągnąć mnie w ślepy zaułek. Z dala od ludzi, tak? Tam mam zginąć? O nie...
- Jestem królem tego miejsca. A ty nie masz prawa tak do mnie mówić, szmato! - wybucha i uderza mnie w twarz. Auł. Zabolało.
Odchodzi kilka metrów w tył, jednak wciąż patrzy na mnie dzikim wzrokiem.
Nie wytrzymuje. Kopię mężczyznę, stojącego za mną w krocze, a dodatkowo popycham go w tył. Następnie wyciągam scyzoryk zza paska i rzucam w udo mężczyzny. Zawył i upadł na kolana na ziemię.
- A ja jestem dziewczyną, która skopała ci tyłek - szepczę mu do ucha, zabieram broń, uprzednio chowając ją za pasek i uciekam. Biegnę w stronę wyjścia, nie przejmując się patrzącymi na mnie ludźmi.
Dopiero po opuszczeniu tego miejsca kieruję się nad jezioro, gdzie wybucham płaczem.
Jeśli przechodzisz przez piekło - idź dalej.
Offline
- Nie masz tych co poprzednio? - Patrzę z żalem na strzały, które podaje mi Jason. - Wyglądają na strasznie tępe. Bez urazy oczywiście.
Zaczynam kiwać się na stopach nieco niespokojnie. Ostatnio jakoś nieciekawie zrobiło się na ulicach.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Kieruję się w stronę stoiska, gdzie znajdują się najlepsze strzały i łuki. Akurat mi się skończyły, a Jason miał odłożyć je dla mnie.
- Te co zawsze - mówię, a chłopak podaje mi odpowiednie strzały. Koło mnie stoi niska blondynka, która patrzy z... oburzeniem?
No cóż... jeśli zależało jej na tych strzałach to ma problem. Były przechowane dla mnie.
Offline
- Jace! - Wołam. - Wychowaliśmy się na jednej ulicy, palancie.
Chłopak uśmiecha się jak niewiniątko, na co ja parskam śmiechem. Odwracam się do faceta, który zabrał strzały.
- Umiesz strzelać? - Patrzę na niego nieco sceptycznie. - Nie wyglądasz na takiego. Z całym szacunkiem oczywiście. To znaczy z całym szacunkiem dla faceta, który zabrał mi strzały. - Marszczę lekko brwi. - W sumie to nie powinnam w takim razie mieć do ciebie szacunku, jakby na to tak spojrzeć.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline