Nie jesteś zalogowany na forum.
- Samodzielne myślenie jest jak najbardziej wskazane. - zabieram ostrze. - Więc chcesz zostać zabójcą? - zadaję oczywiste pytanie.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- A ogłuchłeś, gdy Ci to mówiłem? - odparowałem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Zbyt porywczy. Błąd. - stwierdzam fakt - Jeśli uda ci się mnie znaleźć w przeciągu tygodnia, masz jakieś szanse. - mówię sucho i wychodzę.
If I told you what I was,
Would you turn your back on me?
And if I seem dangerous,
Would you be scared?
Offline
- No to do zobaczenia Jednooki - rzucam i wychodzę tylnym wyjściem. Muszę go znaleźć? Coś sie wykombinuje...
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Nie mam pojęcia gdzie cię szukać, Kaspar - ta jedna myśl towarzyszy mi od kilku dni.
Po raz kolejny przechadzam się po czarnym rynku. Zaczynam tracić wiarę, że jeszcze go zobaczę. Przecieram oczy. Oczywiście nie spałam za dużo i pod nimi pojawiły się cienie. Znów. W sumie norma. Poprawiam rękaw kurtki i uważnie rozglądam się po stoiskach. Źle mi się kojarzy to miejsce, bardzo źle. Chyba powinnam zacząć szukać gdzieś indziej. Ale skoro nie ma go ani tu ani w szpitalu... Może być wszędzie. Wzdycham zrezygnowana.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Stoję w miejscu, czekając aż tłum ludzi odejdzie od wybranego stosika. Nagle czuję jak jakaś osoba wpada na moje plecy. Odwracam się, chcąc powiedzieć jakąś zgryźliwą uwagę, lecz w ostatniej chwili się powstrzymuję.
- Wanda? - pytam, nie dowierzając. Co ona robi w takim miejscu?
Offline
Podnoszę wzrok. Czuje się jak bym właśnie przebiegła cały maraton, a on był metą. Jestem zwycięzcom.
- Kaspar - mówię szybko, nie wiedząc czy się uśmiechać czy krzywić. Kilka sekund wpatrywania się w jego twarz przypomina mi spotkanie sprzed kilku dni. Biorę głęboki oddech. - Muszę z tobą porozmawiać - wyrzucam z siebie w końcu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Słucham jej słów uważnie, lecz po chwili moja twarz pochmurnieje. Nie sądziłem, że będzie mnie szukać.
- Zapomniałaś czegoś jeszcze powiedzieć mi o sprawiedliwości? A może o tym czego nie powinienem robić, a co powinienem? - pytam, nie kryjąc lekkiego rozczarowania w oczach.
Offline
Wzdycham.
- Nie chce mówić o tym tu - mówię mocno akcentując ostatnie słowo. - Gerard Varn mnie odwiedził - rzucam jedynie z nadzieją, że pójdzie za mną. Oby poszedł. Kieruje się gdzieś gdzie będzie spokojnie... Idę dosyć szybko i nie oglądam się za siebie. Skręcam w jakąś boczną, o wiele cichszą uliczkę niż poprzednia. Zatrzymuje się ale nie odwracam.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Stoję jeszcze przez jakiś czas w miejscu. On ją odwiedził? Jak do tego w ogóle doszło?
Zaciskam dłonie w pięści i ruszam za dziewczyną.
- Jak to cie odwiedził? - pytam, zatrzymując się za nią. To niemożliwe.
Wiadomość dodana po 05 min 06 s:
Słowa Wandy do mnie nie docierają. Odbijają się jakby od niewidzialnego muru.
To niemożliwe by Gerard u niej był. Niemożliwe.
A mimo wszystko coś każe mi iść za Wandą.
- Jak to cie odwiedził? - Niemal syczę. - Po co? W jakim celu? - Zatrzymuje się za nią.
Offline
Odwracam się.
- Byłam nieprzytomna, a on po prostu wparował mi do domu - tłumaczę spokojnie. - Szukał cię i wypytywał... - mówię powoli. Waham się. - Mówił... Różne rzeczy.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie powinno cie tu być. - mówię twardo. Może nas obserwować. Może tu przyjść. A ja nie będę przygotowany.
Offline
Nie mam pojęcia dlaczego ale w moich oczach pojawiają się łzy, a na twarz wypływa grymas.
- Kaspar... Ja... Ja po prostu chciałam cię ostrzec. - Biorę drżący oddech. Przymykam powieki powstrzymując łzy. - Ale nawet nie wiem gdzie mieszkasz... okolica, znajomi. Kiedyś coś wspominałeś o rynku... I tylko to mnie naprowadziło - wzdycham. Kulę ramiona, ciesząc się, że z barkiem już lepiej i nie muszę nosić temblaka.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Spoglądam nieco miększym wzrokiem n dziewczynę i niemal gardzę sobą w myślach, że kolejny raz doprowadzilem Wande do łez.
- Rozumiem, ale to nie miejsce dla ciebie. Gdyby teraz ktoś by nas napadł, musiałbym chronić ciebie, a nie na przykład szukać drogi ucieczki czy cokolwiek innego. - Drapie się po karku. - Co ci jeszcze mówił Gerard?
Offline
Nie słyszę jego ostatnich słów. Skupiam się raczej na pierwszych zdaniach.
- Mówisz mi co mogę, a czego nie mogę. Co powinnam, a czego nie powinnam - szepczę pod nosem. - I jestem jedynie piątym kołem u wozu. - Podnoszę wzrok. - Wiesz co Kaspar - mówię uśmiechając się smutno i powstrzymując łzy. - Nie będę ci już przeszkadzać. Powodzenia - rzucam wymijając go.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Duma nie pozwala mi na zatrzymanie jej ani jakiekolwiek przeprosiny. W końcu to ona mnie osądziła bez dowodów. A mimo wszystko...
Łapię ją za ramię kiedy przechodzi obok mnie i żarliwie spoglądam prosto w jej oczy.
Dawny Kaspar by tego nie zrobił. Dawny Kaspar pozwolił by jej odejść. Dawnego Kaspara już nie ma.
Offline
Przechodzi mnie dreszcz gdy zaciska palce na moim ramieniu. Podnoszę wzrok i napotykam jego spojrzenie. Biorę głęboki oddech.
- Oczekujesz czegoś ode mnie, Kaspar? - pytam sucho, krzywiąc się. - Czego ty chcesz?! - dopytuję podnosząc nieco głos. - Nie czytam ci w myślach. Mogę ci pomóc jedynie w ranach zewnętrznych, a co z tymi w środku? - kręcę głową. - Nie pomogę ci na siłę. Trzymaj się swojej dumy, a na pewno przeżyjesz. A to, że inni na tym stracą to przecież nieważne, prawda?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę na nią, marszcząc brwi.
- Masz racje, dużo przeze mnie straciłaś. - kręcę głową, puszczając ją i oddalając się o kilka kroków w tył. - Już ci nie będę sprawiał problemów. - Unoszę jeden kącik ust do góry w udawanym uśmiechu. - Nie mam pojęcia czego chcę. - Wzruszam ramionami, nie zatrzymując się. - Mogę cię zapewnić, że będziesz miała teraz spokój cały czas. Nie będę wchodził ci w drogę. - Zaciskam szczękę. - Myślałem, że nasza znajomość potoczy się inaczej, ale widać, że tak miało być. - Zatrzymuję się w sporej odległości od niej. - Trzymaj się, dziewczyno. - mówię i odchodzę w mrok. To koniec.
Jedyna nadzieja, jedyna rzecz, która jeszcze mnie trzymała przy zdrowym rozsądku, została właśnie tam. Daleko za mną.
Spieprzyłeś Varn. Jak zwykle.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-10-12 21:00:41)
Offline
Dopiero kiedy Kaspar zaczyna znikać w ciemności uświadamiam sobie, że chce za nim pobiec. Mam ochotę na dobre zakończenie: zawołać go, on się zatrzyma, ja dobiegnę do niego i wszyscy będą szczęśliwi. Ale przecież życie nie jest bajką, nie idzie po naszej myśli, a mnie trzyma w miejscu duma. Najprawdopodobniej ta sama co i jego. Jest jak wielkie buty z betonu, które nie pozwalają mi się ruszyć, a wręcz zakazują. Prawie, że słyszę ciche słowa "Nie rób tego, to będzie boleć bardziej, ten ból nie jest tego wart". Ale mam wrażenie, że ból który czuje teraz jest tysiąc razy gorszy.
Nie wiem które z nas to zaczęło i może on chce właśnie tak to skończyć ale ja nie chcę. Za nic w świecie nie chcę tego tak skończyć. Ale co mogę zrobić skoro on już odszedł...? Skoro zniknął. W tej chwili już nie wiem czy bardziej paraliżuje mnie duma czy mój strach przed tym co jeszcze może paść z jego ust, więc kiedy ruszam biegiem w jego stronę czuje ucisk w sercu. Jest silny i prawie nie do zniesienia, to strach.
Jestem zła, że już się ściemniło i że tak strasznie długo czekałam zanim ruszyłam za nim, właściwie co ja chce mu powiedzieć? Przecież się pożegnaliśmy. Skończyliśmy to... Cokolwiek to było. Nawet nie miałam szansy tego poznać.
Nie ma go. Zatrzymuje się w miejscu. Kilka łez spływa po moich policzkach. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Kolana się pode mną uginają i opadam na zimny chodnik. Przechodzi mnie dreszcz ale ignoruje go, a łez jest więcej i więcej...
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Jak zwykle, po ochotniczej pracy w szpitalu idę na czarny rynek. To nie tak, że szukam zleceń... Nieeee... Ja po prostu szukam leków. Leków, których nie znajdę już w szpitalu. Chodzę spoglądając spode łba na wszystkich dookoła.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Zaniosłam ten pieprzony narkotyk. Spóźniłam się tylko o parę minut, ale zaniosłam, a facet drze się na mnie już piętnaście minut. Przynajmniej nie próbował mnie zastrzelić jak kiedyś.
- Masz ostatnią szansę. - Warczy i uderza mnie w twarz.
Boli. Odchodzę kawałek dalej trzymając dłoń przy policzku. Nawet nie patrzę czy na kogoś wpadam czy nie, gdy... no wpadam. Akurat na Azraela.
Offline
- Margo...? - patrzę na dziewczynę, którą łapię nim upadnie. O co...
- Ooom... witam? My się nie znamy - uśmiecham się szeroko. - Ale możemy się poznać! - klepie nóż na moim pasku.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Kolejne dziecko? Będziesz mi teraz grozić? - parska ironicznym śmiechem.
- Azrael, nie warto. - Kręcę głową prawie, że warcząc i jednocześnie ciężko oddychając.
Nienawidzę tego faceta. Przecież już dawno mógł mnie zabić.
Offline
Mocno zaciskam zęby. Bardzo mocno. Łapie Margo za łokieć i szybko stamtąd zabieram.
- Co to za kolesie? - pytam z powagą.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- To... był jeden z moich szefów. Nie miał dzisiaj dobrego humoru. - Wzruszam ramionami dalej rozcierając policzek jedną ręką. - To nie było nic poważnego. Trochę się wkurzył.
Offline