Nie jesteś zalogowany na forum.
- Uderzył Cię - warknąłem. - To nie jest nic poważnego... Ugh ludzie z czarnego rynku to w 2/3 gnidy i inne robactwo - mrucze pod nosem nadal ciągnąc ją jak najdalej od głównej ścieżki czarnego rynku.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Może... Ale żyjemy gdzie żyjemy i dobrze o tym wiesz. - Przegryzam wargę trzymając się za nim. - Nie strzelił do mnie z pistoletu. Inni zarabiają w znacznie gorszy sposób.
Offline
- Na przykład ja. Nie może mu to od tak pójść płazem, za kogo się uważa?! - syknąłem. - Jeszcze się z nim policze, nikt nawet nie zauważy jak zniknie... - powarkuje pod nosem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Błagam cię. Nie mam zamiaru patrzeć jak umierasz skoro już o tym mowa. - Warczę. - I... potrzebuję tej pracy. Bardzo. - Spoglądam w dół.
Offline
- To pomagaj w szpitalu, jak potrzebujesz pracy! - wyrwało mi się kiedy stanęliśmy. - Wiem, za to idzie więcej kasy, ale brudnej kasy. Stać Cię na więcej Margo - zauważyłem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Nie, na obecną chwilę nie stać! - mówię ze zdenerwowaniem w głosie. - Jestem jedynym żywicielem rodziny! A jak... jak moja mama... - zaciskam usta. Czy ja naprawdę mu się zwierzam z problemów? - Nie chcę zostać sama. - Milknę. Zaczynam słyszeć jakieś odgłosy, ale pewnie wydaje mi się. Tu jest dużo odgłosów i ludzi.
Offline
Westchnąłem.
- Margo, nie zostaniesz sama, nie ma chorób bez lekarstw. Już nie - wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na dziewczynę. -Mam... trochę oszczędności. Mieszkam teraz z kuzynką i nie muszę aż tak oszczędzać. Dam Ci trochę na więcej tego leku. Ale nie pracuj już tam - poprosiłem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Zwariowałeś? - pytam z ogromnym zaskoczeniem. - Wystarczy mi, że dostałam ten poprzedni lek od ciebie. Nawet nie wiem na co ty chorujesz i jak bardzo to jest poważne. Nie możesz... nie możesz być taki dla mnie.
Offline
Rozkładam ręce.
- A to dlaczego? Pomagam, ja bym się nie obrażał, tylko brał. A to na co choruje nie jest istotne... - Co z tego, że przynajmniej raz w miesiącu zdycharz w łóżku przez rozmnażanie się bakterii w twoim organizmie. - Tamte leki i tak by mi nie pomogły.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Źle się z tym czuję wiedząc, że ty robisz coś dla mnie, a ja nie mogę ci nic dać. - Odpowiadam wreszcie. - Dla mnie to jest istotne.
Głosy są coraz bliższe. I coraz bardziej znajome.
Offline
Wzruszam ramionami.
- A dla mnie nie. A teraz chodź! - machnąłem ręką. - Zaraz tu będą bo ogarneli, że czegoś im brakuje - z uśmiechem pomahałem jej oterbką narkotyku przed oczami. - Zwiewaj! - rzuciłem się biegiem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Mrugam kilka razy, kiedy orientuję się co powiedział.
- Po cholerę ci narkotyk?! - biegnę zanim dysząc.
Jeszcze tylko brakuje, żeby psy wypuścili.
Offline
- A dla zabawy. Muszę go przehandlować - rzucam tylko. Łapie ją za rękę i ciągnę w zaułek, gdzie zaczynam wspinać się po rynnie.
- Chodź szybko, na dachu nas szybko nie znajdą!
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Po... po rynnie... Zaczyna dobiegać mnie szczekanie. Onieonieonie. Jak najszybciej podciągam się rękami do góry. Odgłosy stają się coraz głośniejsze. Wspinam się i nawet dobrze mi idzie, dopóki nie słyszę koszmarnego wycia. Psy nie umieją się wspinać. Będzie dobrze. Zaczynam kichać, a oczy powoli szczypią. Wystarczy jeszcze kawałek.
- Azrael... - podnoszę głowę.
Jest już na górze.
- Mógłbyś mi... trochę pomóc? - pytam błagalnie wyciągając kolejną rękę do góry.
Offline
Łapię ją za rękę i szybko ją podciągam tak że upadam na plecy, a Margo na mój brzuch. Czuję że zaraz zacznę kasłać.
- Chh.. - kładę palec na ustach.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Oddycham ciężko. Staram się być jak najciszej, ale to wszystko... powinnam się przyzwyczaić do adrenaliny. Leżymy tak przez chwilę nasłuchując. Widzę, że coś jest nie tak, spoglądając na jego twarz.
- Co się dzieje? - szepczę prawie, że niesłyszalnie.
Offline
Wstrzymuje oddech, aż tamci nie odejdą, a potem mało delitaknie, ale pośpiesznie zrzucan z siebie Margo i przewracam się na drugi bok by zacząć kasłać, coraz bardziej kuląc się w sobie. Po pół minuty, a może minucie czuję metaliczny posmak w ustach i na wargach.
- Przepraszam - rzucam ochryple.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Nie masz za co. - Mrugam kilka razy, próbując pozbyć się uczucia alergii.
Gdybym tylko lepiej się znała na chorobach, może wreszcie dowiedziałabym się co mu jest. Podnoszę nieco wyżej głowę próbując usłyszeć jakieś odgłosy. Wydaje mi się, że może cichną...
- Może... powiesz mi na co chorujesz? - pytam cicho, ale nie powstrzymuję ciekawości.
Offline
- Gruźlica prosówkowa... - powiedziałem niechętnie. - Spokojnie, pracuję nad tym - wycieram usta z krwi.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Wywracam oczami.
- Rozdając leki innym. Faktycznie. Nie jestem taka głupia, Azrael. - Mówię zdenerwowanym tonem. - Przecież... jeśli to by się stało podczas ucieczki przed nimi... zabili by cię. - Kręcę głową z niedowierzaniem.
Offline
- Potrzebuje kilku konkretnych leków, resztę leków oddaję tym, którzy ich potrzebuję - odparłem. - A oni... eh, staram się powstrzymywać póki nie jestem bezpieczny - dorzucam.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Dobra, powtórzę to jeszcze raz. Naprawdę nie chcę, żebyś skończył jako trup przez głupich dilerów i twoją dobroć. - Mówię z powagą.
Nie wiem na kogo jestem bardziej zła. Na siebie? Mogłam się nie spóźnić... Czy na Azraela, że wszystkim chce pomóc tylko nie sobie.
Offline
- Daj spokój - wywracam oczami. Odkaszlnąłem jeszcze raz.
- Wylecze się jeszcze. Poradzę sobie, nie martw się. Ważne teraz byś ty oderwiła się od tych bandziorów - zauważyłem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Jakoś... im to wytłumaczę. Umiem się bronić, nie? - Dodaję trochę niepewniej, po czym podnoszę się na łokciach i siadam na betonie rozglądając się wokół. Widać prawie całą okolicę.
Offline
- Nie Margo - powiedziałem twardo. - Nie możesz już tam wrócić. Mówię, że Ci pomogę, ale proszę nie wracaj już na czarny rynek - jęknąłem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline