Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ale... - nie potrzebuję pomocy. Nigdy nie...potrzebujesz i dobrze o tym wiesz. - Chcę tam wrócić po ostatnią wypłatę. Możemy nawet... pójść tam razem. Ten jeden, jedyny raz.
Offline
Westchnąłem.
- Dobra... lepiej idź sama, wkrocze jak będzie potrzeba - mówię podnosząc się z ziemi.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Obejdzie się bez zabijania. Po prostu nie chcę, żeby ten facet zrobił coś głupiego. - Mamroczę pod nosem i przez chwilę milczę. - Myślisz, że to miasto się kiedyś zmieni?
Offline
- Nie muszę zabijać... - mruknąłem tylko, a potem stanąłem obok Margo. - Nie pamiętam innego New Insolitam... Może kiedyś będzie inaczej... - patrzę na horyzont na mur. - Kiedyś chciałbym tam zamieszkać. Ale teraz została mi tylko Wanda, a ona... tutaj ma życie. Ale kiedyś tam zamieszkam. Będę Sanus. I będę nadal pomagał Infecto - mówię na głos.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Żeby zostać Sanus, potrzebujesz szczepionki. Jest strzeżona murem. Jak tylko widzą Infecto, to zabijają. No i jest jeszcze cholerny Quentin Moreau. - Podchodzę bliżej krawędzi i spoglądam w dół.
Offline
Milknę i chwilę nie wiem czy mogę powiedzieć więcej. W końcu w myślach wzruszam ramionami.
- Quentin Moreau zabił moją siostrę - mówię bez emocji.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Nigdy nie wiem co powiedzieć w takich sytuacjach. "Przykro mi" i tak nic nie da.
- To dlatego chcesz zostać płatnym zabójcą? Zemścić się? - unoszę brew, przyglądając się mu przez chwilę.
Offline
- Chciałem... nie wiem czy pamiętasz tego wariata, co rzucił się na Moreau podczas apelu? - pytam niepewnie.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- No... - zamyślam się na chwilę. Dosłownie na parę sekund, gdy dociera do mnie kolejny fakt. - O, nie. Błagam, powiedz że to nie byłeś ty. - Jęczę.
Offline
Milczę wymownie. "Przecież miałem nie mówić, że to ja, a skoro to byłem ja, to lepiej milczeć..."
Na koniec wzruszam ramionami.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Siadam na krawędzi dachu i obejmuję się ramionami.
- Nie będę ci już mówić, że mogłeś się zabić, bo pewnie ciągle to słyszysz, ale... obstawiam, że masz przerąbane u tego całego Quentina. Chociaż, on też powinien się trzymać na baczności. - Stwierdzam i przez chwilę nawet mnie to bawi, przez co uśmiecham się pod nosem wpatrując się w horyzont.
Offline
- Nie... za wiele osób może znów ucierpieć. - Kręcę głową z westniechem. - Porzuciłem ten cel. Teraz chcę tylko znów mieć kogoś bliskiego i wyzdrowieć, a potem w jakiś sposób zdobyć serum - mówię z pewnością w głosie.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Podoba mi się ten cel. - Mówię. - Jest bezpieczny. I... przyjazny środowisku. A przynajmniej te dwa pierwsze.
Offline
- Nieważne. Wracaj po wypłatę, będę na dachu z muszką na twoim znajomym. I to koniec twoich odwiedzin tutaj - zakończyłem temat.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Taa... Może trochę ochłonął. - Podnoszę się i obchodzę dach dookoła.
Znajduję wąską metalową drabinkę prowadzącą na dół. Zaczynam schodzić, a po chwili jestem już na dole. Może nie będzie tak źle.
Offline
Biorę rozbieg i przeskakuję na sąsiedni budynek. Potem kładę się na brzuch i z mojego plecaka wyciągam niewielką snajperkę. Jak tylko ja ruszy, jest martwy.
Uśmiecham się lekko pod nosem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Wchodzę na czarny rynek z malutkim plecakiem. Obiecałam, że już tutaj nie przyjdę. Ale... tym razem trzymam się bezpiecznych granic. Szukam osoby, do której mam się udać. Przez parę minut idę, a w końcu przystaję. Znajduję się obok działu z bronią.
Offline
Podnoszę wzrok znad lady i widzę przed sobą młodą blondynkę.
- Albo jesteś Margo albo po prostu cholernie nie zależy ci na twoim życiu, skoro chodzisz sama po czarnym rynku - zauważam.
So, are you going to tell me what you have in mind or are we going to stare at each other until the sun comes up?
Offline
- Margo. - Odpowiadam. - Pracowałam kiedyś tutaj. Ale... złożyło się tak, że teraz też potrzebuję pracy. Trochę bezpieczniejszej od poprzedniej.
Offline
Kiwam głową ze zrozumieniem.
- Już wszystko wiem. Lyle mi powiedziała. - Obracam w palcach zardzewiały pierścień zawieszony na mojej szyi. - Nie powiem, przyda się tu jakaś osoba do pomocy.
So, are you going to tell me what you have in mind or are we going to stare at each other until the sun comes up?
Offline
- To dobrze. - Odpowiadam. - Potrafię sobie radzić z bronią i paroma innymi rzeczami... - zastanawiam się przez chwilę. - Od kiedy mogłabym zacząć?
Offline
Wstaję z miejsca, wypuszczając z rąk pierścień.
- Od jutra. Dzisiaj lepiej ogarnij wszystko, co tutaj się dzieje.
Piorunuję wzrokiem jakiegoś gościa, który próbuje podejść. Na razie nie mam na to czasu.
- Przede wszystkim trzymaj się blisko. W razie jakichś problemów przychodź do mnie. Autumn mówi, że Azrael szukał dla ciebie... czegoś bezpieczniejszego.
So, are you going to tell me what you have in mind or are we going to stare at each other until the sun comes up?
Offline
Kiwam głową.
- Przedtem pracowałam jako dostarczycielka nielegalnych środków. Ale już nic mnie z tym nie łączy. - Dodaję szybko. - Zdarzają się tutaj... jakieś głośniejsze bójki czy coś?
Offline
Nielegalne środki. Dziwi mnie, że ten dzieciak jeszcze żyje. Ale to dobrze o niej świadczy.
- Nie aż takie, jak w innych częściach, ale czasem jakieś bójki się zdarzają. Dopóki nie postraszę ich tym. - Wskazuję na stragan z bronią i podnoszę moją strzelbę, którą zawsze trzymam w pogotowiu. - Dlatego, gdy tu jesteś, trzymaj to - podaję jej pistolet. - I używaj tylko w naprawdę krytycznych sytuacjach. - Marszczę lekko brwi, nagle sobie o czymś przypominając. - A tak swoją drogą, jestem Jason.
So, are you going to tell me what you have in mind or are we going to stare at each other until the sun comes up?
Offline
- Okej, Jason. - Kiwam głową i dotykam rękami pistolet.
Jest lepszy od tego, który mam w domu.
- Poradzę sobie.
Offline