Nie jesteś zalogowany na forum.
Wzruszam ramionami.
- Znam na pamięć twoją kartotekę lekarską - śmieje się. - A z resztą nie była bym taka pewna - przyznaje, patrząc rozbawiona na Kaspara.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzruszam ramionami.
- No tak. Szpital. To tam się wszystko zaczęło. - stwierdzam fakt. - Jak to możliwe, że nasza znajomość przetrwała w takim świecie? Lekarz i syn zabójcy. - Kaspar. Dosyć. Zmierzasz na złe wody. Wystarczy.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-11-25 22:00:40)
Offline
- Co masz na myśli? - dopytuję, marszczą brwi. - To, że on się taki nie znaczy, przecież, że i ty musisz taki być - mówię twardo.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
-Nie sądzisz, że inne znajomości innych poupadały? Że tylko nasza się jeszcze trzyma kupy? - pytam. Przestań. - Zadziwiające. - dodaję. - Nigdy nie stanę się taki, jak Gerard. - wyjaśniam.
Offline
Kiwam głową.
- To dobrze - mówię, uśmiechając się ze smutkiem. Współczuje mu takiej rodziny. Od kiedy straciłam rodziców wydawało mi się, że każda rodzina jest lepsza niż jej brak. Tak bardzo się w tedy myliłam. - Nie wiem od czego to zależy, nie rozumiem relacji międzyludzkich - stwierdzam otwarcie, pół żartem, a pół serio. - I chyba nie chce się w to zagłębiać - dodaję, już poważniejszym tonem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Też nie mam cholernego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. - dopowiadam. - Widać, jak Bóg kocha nas wszystkich. Kim nas obdarzył. Jaki nam podarował los. - ciągnę poważnym tonem. Co to jest za życie?
Offline
- Mówiłam ci już, ja nie wierzę, że bóg istnieje. Gdyby istniał i tak bardzo kochał ludzi czy umierało by tyle ludzi? Czy tyle dzieci zostawało by bez rodziny? Czy było by tak dużo cierpienia? - mówię beznamiętnym tonem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Spoglądam na nią.
- Boga już nie ma. Może był kiedyś. Kilka wieków temu. - kręcę głową. - Żyjemy w prawdziwym piekle. Gdzie jest szatan, więc? Ten cały Sanus? Idealnie by się do tej roli nadawał.
Offline
Kąciki ust mi drgają. Wiem, że nie powinno mnie to bawić ale niestety tak jest.
- Nie wszyscy Sanus są tacy. Gdyby nie ci dobrzy szpital nie dostawał by leków, sklepy zaopatrzenia, a miasto prądu i dostępu do pitnej wody/ Takie są fakty, Kaspar.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie wszyscy. - podkreślam twardo. - Wiesz, jakoś nie mam ochoty poznawać żadnego z nich ani przekonywać się na własnej skórze jacy są dobrzy i dobroduszni. - dodaję. - Możesz mieć rację co do nich, ale też i nie. Większość ich to zapatrzeni w siebie egoiści, których nic więcej nie obchodzi, bo mają wszystko pod dostatkiem. To daje im władzę nad nami. Prażymy się w ich słońcu, jesteśmy całkiem od nich zależni.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-11-25 22:54:31)
Offline
Wyplątuje się z objęć Kaspara i zaczynam powoli wstawać.
- Ja w sumie często im zazdroszczę - mamroczę, bardziej do siebie po czym mówię głośniej. - Może zaczniemy już wracać?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Chętnie. - urywam i także wstaję.
Offline
Usiadłem z westchnieniem po ciężkiej nocy w szpitalu połowym na najbliżej przysuniętym odcinku plaży do wielkiego muru. Nienawidzę nocnych zmian, ale tam też ktoś jest potrzebny...
Patrzyłem jak słońce rozświetla horyzont blaskiem swojej tarczy.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Wymknąłem się nocą z domu i przyszedłem na plażę. Lubiłem tu przychodzić. Zwłaszcza nocą.
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
Marszczę brwi patrząc na małego chłopca biegnącego od strony muru. Mały biega do Centrum i z powrotem? Chyba jest jednak stąd. Przyglądam mu się.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Podchodzę blisko wody, ale nie tak, żeby zamoczyła buty. Pan Joel byłby zły. Wlepiłem wzrok w horyzont, wypatrując łodzi rybaków
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
Ciekawe...
- Hej, mały! - pomachałem do niego by podszedł.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Rozejrzałem się i dopiero po chwili zauważyłem chłopaka. Podszedłem do niego - Słucham? - przekrzywiłem głowę zaciekawiony
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
- Wiesz, że nie wolno przechodzić przez mur, co nie? A wydaje mi się, że nie po raz pierwszy Cię widzę przy murze... - -zauważyłem podejrzliwie.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Nie wolno? - zmarszczyłem brwi - Nikt mi nie powiedział...
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
- No wiesz, skoro jest mur bez wejść, tylko jest podziurawiony jak ser szwajcarski... Ale nie można tak chodzić w tą i z powrotem - upomniałem go.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- O... - spuściłem głowę - Przepraszam... W takim razie chyba powinienem wracać do domu...
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wolno... ale nie musisz się śpieszyć - zaśmiałem się cicho. - Mieszkasz w Centrum? To co tak Cię ciągnie do Przedmieści?
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Właściwie w Centrum szukam taty... Mieszkam tylko przy okazji. A tutaj mam wszystkich znajomych. - wzruszyłem ramionami i usiadłem obok niego
There can be miracles
When you believe
Though hope is frail
It's hard to kill
Offline
- Oh, nie znasz swojej rodziny? - przekrzywiłem głowę. - Dziwne, dzieciaki z rodzicami w Centrum zwykle znają chyba rodziców i od najmłodszych lat pływają w luksusach...
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline