Nie jesteś zalogowany na forum.
- Niedługo będzie miał już 15 lat... chce wrócić, ale Azzi zawsze był bardzo porywczy i lubił niebezpieczeństwo, więc wolę, by tutaj nie przyjeżdżał. Ten chłopak to chodzące kłopoty - westchnęłam z lekkim rozbawieniem.
Offline
Kiwam głową.
- Lepiej aby siedział na wsi i się nie wychylał. No chyba, że chce robić coś pożytecznego. - Wzruszam ramionami.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Schyliłam się po kamień i rzuciłam nim w wodę. Odbił się od tafli dwa razy, a potem zatonął.
- Nie widzę Azraela robiącego coś pożytecznego. Choć kiedy tam siedzi, to ja nie muszę się o niego bać... - przyznaję.
Offline
- Miałam 15 lat kiedy zaczęłam pracować w szpitalu i nie byłam zbytnio ogarnięta ale tego chciała. Uwierz mi można robić coś pożytecznego w tym wieku. Trzeba tylko wiedzieć co. - Uśmiecham się pod nosem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ale Azzi, to... Tak jak ja świetnie posługuje się bronią i musiałam jak najszybciej odesłać, gdy gangi zabójców zaczęły nam deptać po piętach. Choć jego brak boli, wolę to niż świadomość, że w każdej chwili może go ktoś zaczepić - wyjaśniłam ze zmęczeniem.
Offline
- Rozumiem. Znaczy... Domyślam się co czujesz - wzdycham. Zerkam na zegarek. - Musimy się jeszcze kiedyś spotkać i... Pogadać. Teraz niestety muszę iść. Mam dyżur - informuję kuzynkę.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Uśmiecham się i kiwam głową.
- Leć ratuj świat Wando - mówię i macham dziewczynie kiedy odchodzi.
Offline
Siedzę na kamieniu i kopię piach na ziemi.
Dzień jest pochmurny. Dotykam nieświadomie policzka, który piecze. Widnieje na nim pamiątka po ojcu.
Offline
Zatrzymuję się widząc kogoś siedzącego na kamieniu. No cóż... Przejdę się do innego miejsca.
Odwracam się i powoli zaczynam odchodzić. Nadeptuję jednak na gałąź i robię dosyć duży hałas... Mimowolnie zerkam za siebie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę na dziewczynę, którą okazuje się Wanda. Mimo to wyraz mojej twarzy nie zmienia się. Nadal pozostaje zimny i obojętny.
Offline
- Kaspar? - pytam choć jestem pewna, że to on. Coś w jego twarzy mówi, że coś jest nie tak. - Mogę się dosiąść?
Robię parę małych kroczków w przód.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Jasne - pokakuję głową i robię miejsce dziewczynie.
Offline
Siadam obok chłopaka.
- Jak się czujesz? - pytam nieco ironicznie i zerkam z ukosa na Kaspara.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nienajgorzej - mówię obojętnie. - Co tu robisz? - wzdycham.
Offline
Prostuję plecy i słyszę ciche chrupniecie zastałych kości. Zaraz potem wracam do wygodnej pozycji.
- Odpoczywam - mruczę obojętnie patrząc w taflę wody.
Kolejna strzelanina. Trzech rannych, a w tym Mała dziewczynka... Nie udało się jej uratować. Mogłam coś zrobić ale nie zdołałam...
- A ty? - pytam.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Powiedzmy, że także odpoczywam od codzienności. Coś nowego w szpitalu? Czy tak jak zawsze? - Nawet nie wiem czemu o to wszystko pytam.
Offline
- Norma - kłamię z łatwością. - Trochę śmierci, trochę życia... - mruczę pod nosem co w sumie jest zgodę z prawdą.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzdycham.
- Można powiedzieć, że to co zawsze - dodaję i patrzę w niebo. Chmury. Może będzie padać.
Offline
- Mhm... - potakuję, nie odrywając wzroku od wody. - Masz dziś jakiś kiepski nastrój - mówię unosząc jeden kącik ust ku górze.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Znów wzdycham.
- Taki jak zawsze. - To nie spowiedź, by się każdemu spowiadać Kasparze.
Offline
- Kiedy jesteś otumaniony lekami wydajesz się weselszy.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Prycham.
- Wesoły? Ja? A to nowość.
Offline
Kręce głową.
- Albo to brak leków albo coś się stało - mówię pół żartem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Brak leków? - pytam ironicznie i popieram posiniaczony policzek.
Offline
- No wiesz... Nie jesteś na haju - śmieje się przez chwilę. Kaspar nie dołącza więc zerkam na niego. Marszczę brwi. - Co ci się stało? - pytam i automatycznie przekręcam jego podbródek aby się przyrzec siniakowi. - Umm - mruczę uświadamiając sobie, że przecież nie jestem w szpitalu. Opuszczam dłoń ale nie spuszczam z niego oczu czekając na odpowiedz.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline