Nie jesteś zalogowany na forum.
- Gdzie ona jest? - warczę, ale orientuję się, że mówię za cicho. - Gdzie ona jest?!
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Jak myślisz, gdzie jest miejsce trupów? - rozkładam ręce na boki.
Offline
- Miejsce. Chcę znać dokładne miejsce. Dokładną tabliczkę na cmentarzu, czy gdziekolwiek indziej. - Mówię ze zdenerwowaniem. - To ciebie znała najlepiej. Może i przez ciebie się zabiła. - A może ona żyje.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Na nowo wybucham śmiechem.
- Szkoda bardzo, że to ja byłem, gdy konała, a nie kto inny. - syczę. - Myślisz, że ci powiem? Że zasługujesz na to? - prycham.
Offline
- Myślę, że powinieneś nie chodzić najebany po ulicach, bo zaraz ktoś może cię zastrzelić. - Warczę.
Nadal mam nadzieję, że żyje. I wciąż to do mnie nie dociera.
- Co się z nią stało. Co było, gdy uciekła. - Brzmi to jak stwierdzenie, a nie zapytanie.
Nie wiem co, jak i kiedy.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Świetnie. - syczę. - Może zabójca Grace mnie namierzy? - kręcę głową. - Nie, to by było za proste. A może ty wiesz, jak on się nazywa? Podobno najlepszy ze wszystkich. - prycham. - Niech go tylko dostanę.
Offline
- Nie zabijesz Quentina Moreau. - Prycham. - Nikt nie potrafi go zabić. Prędzej on zrobi coś tobie. - Uśmiecham się sztucznie, próbując wszystko poskładać w głowie.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Nie zostawię tak Grace. Nie zasłużyła na to. - warczę. - Gdyby tylko nie była sama, gdybyście się nie pokłóciły lub któraś z was przeprosiła. - myślę na głos. - Choć ona nie miała za co. - wracam spojrzeniem do Amber.
Offline
- Jest... Była dorosła. Mogła robić co chciała. Miałam jej zabronić?! - przegryzam wargę.
Powinnam się uspokoić...
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- A może najzwyczajniej w świecie przeprosić?! - Unoszę głos. - Choć o co ja się proszę. - prycham. - Czego innego możnaby się spodziewać po tobie.
Offline
- Nie rozumiesz tego. Nigdy nie zrozumiesz. - Odwracam się w jego stronę. - Nie zginęła na moje cholerne życzenie!
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Nie wytrzymuję.
Unoszę rękę w górę, a butelka, która się w niej znajduje leci prosto na Amber.
Rozbija się na jej głowie.
- A na czyje?! - krzyczę.
Varn, spokój.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2017-02-16 19:45:36)
Offline
Gwałtownie odchylam się do tyłu. Z głowy zaczyna lecieć mi krew. Cholera. Cholera, pieprzony Varn.
- Nienawidzę cię. - Syczę tylko, a w głowie pojawia mi się myśl... myśl jego śmierci.
Ale nie zabijasz. Rozmawiałaś z Ezrą. Ugh, wszystko nagle zaczyna się kręcić. Muszę znaleźć szpital.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Wiesz co, Amber? - pytam, próbując do niej podejść, lecz gwałtowny ruch powoduje upadek na ziemi. Cudem podnoszę się na kolana. Patrzę na nią z dołu. - Nie nienawidzę cię. Dla mnie jesteś po prostu żałosna. Nie chcę cię znać. W moich oczach umarłaś, kiedy Grace zginęła. - kończę, upadając z powrotem na ziemię.
A może... A może to moja wina?
Obwiniam wszystkich dookoła, nie zastanawiając się ani chwili nad sobą.
Pieprzony Moreau. Znajdę go i osobiście zabije.
Offline
Musiałem wyjść z Centrum. Po tym jak spotkałem... syna Abrahama, musiałem wziąć oddech. Nie wierzyłem. Wszystko mi się plątało. No i to cholerę poczucie winy. Jak najbardziej słuszne. Teraz to widzę. Po chorobie Marie wiedziałem, że już nie mam o co dbać. Zostawiłem przyjaciół, zawładnąłem miastem jak chory tyran, krwią i stracham, oraz grubymi pieniędzmi za szczepionki.
Pod zniszczonym płaszczem i kapeluszem nie wyróżniałem się z tłumu... Gdy nie wiadomo skąd pod nogami wyrósł mi jakiś człowiek. Leżał. On żył? Szturchnąłem go nogą.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
Uniosłem głowę w górę, a przynajmniej podniosłem ją na tyle ile mogłem. Przede mną pojawiła się zakapturzona postać.
- Cz-czego? - wybełkotałem, mrużąc oczy.
Offline
- Miałem wrażenie, że kolejny trup zaśmieca ulicę - parsknąłem ponuro. - Ciężka noc kierowniku...? - dodałem drażniąc nieprzytomnego.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Taa... - mruknąłem, próbując się podnieść. Jednak nogi ślizgały się po błocie i skończyło się na pozycji siedzącej. - Kim ty do diabła jesteś? - pytam, masując głowę. Ile już tu leżę? Jeszcze nie zdążyłem do końca wytrzeźwieć...
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2017-02-18 17:29:05)
Offline
Westchnąłem. Nadal pijany, a od jego ubrań unosił się nieprzyjemny smród alkoholu. Niechętnie pomogłem mu wstać.
- Jestem nikim - odparłem próbując postawić go na nogi.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Nikim? - prycham i próbuje utrzymać równowagę, kiedy nieznajomy pomaga mi wstać. - Mam wrażenie, jakbym cię już kiedyś widział. - mówię, przyglądając mu się, jednak wzrok odmawia współpracy. Nadal się rozmazuje, a kształty są dosyć nieostre.
Offline
- Wydaje ci się - mówię natychmiast. - A więc co? Ciężka noc pijaczyno...? - parsknąłem z lekkim obrzydzeniem, gdy chłopak opiera się na mnie.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Pijaczyno? - prycham, stając już o własnych siłach. - Nie piję. - zastrzegam. - Ale wczoraj... - marszczę brwi, próbując sobie przypomnieć, co się wydarzyło. - Było to konieczne.
Offline
Parsknąłem.
- Tak się tłumaczą tylko alkoholicy. Twoja wiarygodność spada - rzuciłem. - Skoro już stoisz, to cię zostawię.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline
- Czekaj. - powiedziałem. - Czym sobie zasłużyłem na twoją pomoc, co? - parsknąłem.
Skądś go kojarzyłem. Ten głos... gdzieś już słyszałem.
Offline
- Leżałeś mi pod nogami. Tylko pomogłem... - wzruszyłem ramionami. - Zresztą... muszę naprawić kilka spraw - dodałem ciszej i poprawiłem płaszcz.
O wartości człowieka świadczy lista jego przyjaciół, o popularności – lista jego wrogów./
Offline