Nie jesteś zalogowany na forum.
Po chwili mi przechodzi. - Wszystko w porządku. - mówię bardziej do siebie niż do niej, wpatrując się w kierunku cmentarza. Nie widać go, ale kiedy jest naprawdę źle, zawsze ustalam gdzie jest cmentarz i patrzę w tamtą stronę.
Leave me
Offline
- Amber, w mieszkaniu zostały leki. Mogą je zabrać. Musimy się wrócić. - patrzę na nią. - Poradzimy sobie.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- Z gangiem? Zwariowałaś Grace. Gdyby było ich trzech może dałybyśmy i radę. Ale to gang. Jest ich tam co najmniej ośmiu. - mówię. - Musimy się przenieść. A leki i tak znajdziemy.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
Śmieję się lekko.
- Udział w Wielkim Buncie, ratowanie w szpitalu ich niedoszłych ofiar robi swoje. Poza tym, mnie też chcieli zwerbować. - Kręcę głową rozbawiony. - Ale mój sposób odmowy nie był taki efektowny jak twój.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Wielki Bunt, ach tak? - unoszę brwi z mimo wolnym podziwem. - Szczery szacunek - przyznaje.
Offline
- Masz rację. - przegryzam wargę. - Gdzie chcesz uciec? - o, nie...
uczucie bólu znów wraca.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Kiwam smutno głową.
- Proponuję zmienić temat, bo w końcu pogrążymy się w całkowitym smutku, a tego chyba nie chcemy, co? Więc... hm... jak masz na imię? - pytam. Cóż... nawiązywanie rozmowy chyba średnio mi wychodzi.
Jeśli przechodzisz przez piekło - idź dalej.
Offline
Wzdycham z ulgi i łapię się za serce.
- To dobrze. Jejku, nie nadawalabym się na lekarkę. Za duży stres. - Kiwam lekko stopami. Wyciągam z kieszeni zmietego batonika. - Chcesz trochę? Najświeższy nie jest, ale się nada.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Jak najdalej stąd. Nie chcę, żeby nas znaleźli. Albo tam gdzie nie będą się nas spodziewać. Chodźmy to przemyśleć do baru. - mówię i wychodzę z Grace.
Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.
Offline
- Ezra - mówię krótko. - A ty?
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
Kręcę głową pospiesznie, wciąż wpatrując się na wschód tym razem.
Leave me
Offline
Kręcę głową.
- Nie mnie należy się szacunek, tylko poległym - mówię smutno. - To, że nadal żyję i nic nie robię z naszą sytuacją, nie jest godne szacunku.
Marudzisz, Eddie słyszę w głowie jej śmiech.
Wspomnienie zapachu róż znowu powraca, jak zawsze, gdy o niej pomyślę.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Violet - tłumaczę. Kurde... długo jeszcze?
Jęczę w geście rezygnacji. Nogi mnie bolą. Poszłabym gdzieś usiąść.
Jeśli przechodzisz przez piekło - idź dalej.
Offline
- Wielu próbowało. Jako jednostka możesz zrobić takie samo wrażenie na władzach jak niewielki kamień uderzony w szybę. Ale jako grupa... - kręce głową. - zresztą prowadzenie walk tylko nas zabije, a Sanus będą żyć dalej ze swoim lekiem na śmierć.
Offline
Wzruszam ramionami i otwieram batonika.
- Nie ma co. Sporo ludzi - mówię, patrząc na tłum. - Ostatnio widziałam tylu jak ktoś znalazł schron pełen czekolady. Swoją drogą to dziwne, że się do tej pory zachował, co nie? - Uśmiecham się. - Na mojej stacji też jest sporo pozamykanych drzwi. Sama nie potrafię ich otworzyć. A szkoda. Może znalazlabym cos ciekawego
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Kiwam głową.
- Dlatego trzeba coś zrobić, by zdobyć lek. Znam jednego Sanus, jednak on nie wie, jak się dostać do Centrum. - Wzruszam ramionami. - Trzeba spróbować to wszystko rozpracować. Może mają jakieś luki w systemie.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Kiwam głową na wszystkie jej wypowiedzi, wsłuchując się w wiatr. Nie ten, który niesie krzyk. Ten wyższy. Na szczytach budynków. Zawodzący i płaczący.
Leave me
Offline
- Widzę nie tylko mnie to męczy - mruczę.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
- Może chodźmy gdzieś usiąść czy cos? - proponuje. - Większość osób i tak się już zerwała... - zauważam.
Jeśli przechodzisz przez piekło - idź dalej.
Offline
- Podoba mi się ten plan... - przyznaje, gdy nagle kręce głową ze śmiechem. - Sanus tutaj? Brzmi jak kiepski żart, albo bajka o twórcy serum, którą opowiadałam bratu na dobranoc - zauważam z wątpliwościami.
Offline
- Raczej kiepska bajka. Dzieciak nic nie pamięta, więc raczej nie pomoże. - Uśmiecham się. - A w opowieść o twórcy serum, to ja akurat wierzę.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Przewracam oczami.
- Wierzyć w cudownego naukowca, który nie dał serum wszystkim tylko tym bogatym, ale postanowił się ukrywać wśród Ingecta...? - prycham. - Sorry, ale musiałam przestać być dzieckiem.
Offline
Kręcę głową.
- Wolę przy nim zostać. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. - Zaciskam dłoń mocniej na nożu.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
Powolnym krokiem podchodzę do brodatego mężczyzny, przypominając sobie wszystko o nim. Edgar Whitehall, 35 lat. Wdowiec, uczestnik Wielkiego Buntu. Lekarz, dobry i ceniony. Choruje na gorączkę okopową. Wszystko co ważne. - Przepraszam. - klepię go lekko w ramię - Wiem pan może, ile jeszcze będziemy tu stać?
Is fecit, cui prodest
Offline
- Kiedyś to wszystko ogarnę. - Wybucham śmiechem. - Choć najpierw musiałabym ogarnąć siebie. O ile to jest do osiągnięcia. - Marszczę lekko nosek. - Chyba nie jest. No cóż.
Rozglądam się. Apel się zaczyna. Zerkam na chłopaka.
- Czego słuchasz, Nate? Zazdroszczę, że to masz. - Wskazuje na słuchawki. - Nie musisz słuchać apelu.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline