Nie jesteś zalogowany na forum.
Przyglądam się mu.
- A ty tak nie uważasz? - Pytam zaskoczona. - No bo... - Przeczesuję włosy palcami. - Hm. Dużo gadam. I często bez sensu. I nie jestem depresyjna jak reszta Infecta. - Znowu kiwam stopami. - To podobno dziwne, choć co ja tam wiem. Według mnie każdy jest na swój sposób dziwakiem.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Marszczę brwi. Chce coś powiedzieć, ale łapie mnie kaszel. Głośny, uporczywy i bardzo bolesny. Spadam z murku, a kiedy kaszel ustaje spoglądam na swoją dłoń. Czysta. Ponownie wskakuje na murek.
- Tsa... chyba każdy jest dziwakiem - przyznaję jej rację.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Patrzę na niego zmartwiona.
- Choroba? Nasila się? Wszystko w porządku? Może potrzebujesz jakichś leków? Albo lekarza? - Zarzucam go pytaniami. - Podobno w szpitalu jest jakiś Whitehall. Może lepiej tam iść?
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Kręcę głową.
- Leczenie jest drogie, a choroba na razie się nie nasila. Nie ma po co kogokolwiek tym kłopotać - mówię ot tak. - Zresztą każdy jest tutaj chory. Taka uroda tego miejsca - westchnąłem.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- No tak. Masz rację. - Wzruszam ramionami. - Mój kumpel zaczyna ślepnąć a ma koło 20 lat. Jakaś masakra. - Wzdycham. - Szkoda, że Sanus nie chcą nam dać serum. - Przechylam lekko głowę. - Swoją drogą, jak już mowa o Sanus... zastanawiało cię czasem, jak tam jest? - Wskazuję palcem w kierunku, gdzie mniej więcej powinno mieścić się Centrum.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Nie. - Mówię szczerze. - Moja matka uwiodła jakiegoś Sanus zostawiając mnie i siostrę. Nie specjalnie ciekawi mnie ich życie bez zmartwień i problemów. Nudno tam pewnie - zgaduje. - A ty jak sądzisz?
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Ja sobie często to wyobrażam. - Zamykam na chwile oczy. - Pewnie mają wysokie budynki. Czyste, nie walące się. Jak te z dawnego Insolitam. Może nawet mają Obdarzonych? - Uśmiecham się i kręcę głową. - To już trochę fantazja. Ale pewnie ładnie się ubierają. I jest kolorowo. Mogą kąpać się w morzu bez ryzyka, że coś złapią. Ciekawi mnie tylko, czy pogoń za pieniędzmi nie zrobiła z nich znieczulonych potworów. - Otwieram oczy. - Patrząc na to, że nie dzielą się serum, pewnie takich z nich zrobiła.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Skąd wiesz jak wyglądało stare Insolitam? - ciekawie się. - I co wiesz o tych "Obdarzonych"? - pytam, nie kryjąc, że temat mnie interesuje.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Taki jeden chłopak miał przy sobie kartę pamięci i kiedy włożyliśmy ją do aparatu, znaleźliśmy na niej zdjęcia Insolitam i ludzi w nim mieszkających. To było... - nie wiem nawet, jak mogłabym to skomentować - ...niesamowite. Przepiękne. I było tam tyle miłości - mówię zachwycona.
Przechylam lekko głowę, patrząc na dzieciaki biegające po ulicy.
- A co do Obdarzonych, to sporo plotek krąży na ulicach. Wystarczy wiedzieć, do kogo się zwrócić. - Zastanawiam się przez chwilę. - Choć nie wiem, czy to prawda. Zawsze może to być tylko legenda.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Ja tam od zawsze wierzyłem w Obdarzonych. Czasami zastanawiam się, czy nadal nie żyją wśród nas tacy ludzie - wyznałem. Potem chwilę patrzę na granice między rajem, a piekłem na ziemi. - Chyba wolałbym mieszkać w pierwszym Insolitam City, niż w Centrum, ale na tych zdjęciach widziałaś "miłość"...? - dopytuję.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Śmieję się perliście.
- No w sumie... tyle tam było zakochanych, że miałam wrażenie, jakby ktoś ich na siłę parował (nie, wcale tak nie jest xd) - Kręcę głową. - Tak na poważnie wyglądało to, jakby ludzie byli naprawdę... szczęśliwi. I mieli dla kogo żyć. Ludzie patrzeli na siebie, jakby świata poza sobą nie widzieli. Dzieci miały szczęśliwe domy. Ludzie zakochani naprawdę wyglądali, jakby mogli za siebie wskoczyć w ogień. - Drapię się po bladej ręce. - A może mi się tak tylko zdawało.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Marszczę brwi.
- Aż przerażające - zadrżałem. - Albo raczej niemożliwe. Tutaj wszyscy się tylko dążą do modrowania dla własnego przeżycia - wzruszam ramionami. - Cywilizacja cofa się w rozwoju - podsumowuje.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- Mhm - mruczę, chwilowo tracąc humor. Staram się hamować odruch dotknięcia "krwawej kieszeni", jak to nazywa mała May. - Może gdyby ludzie w końcu zaczęli coś robić, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować, a nie wybierać łatwy... no powiedzmy, że łatwy zarobek jako zabójcy. - Przechylam głowę. - Choć wątpię, by na tym etapie było to możliwe.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Wszystko zaczęło się od braku serum. Teraz każdy zginie tak czy siak. Czy przez chorobę, czy przez zabójców, a może popełniając samobójstwo. Wszyscy umrzemy - wzruszyłem ramionami.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
Bawię się palcami.
- Nie wiem jak ty, ale ja wolałabym nie musieć obawiać się, że ktoś strzeli kulkę moim najbliższym.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
- Też się tego obawiałem - przyznałem. - Ale patrz. Teraz już nie mam najbliższych - uśmiechnąłem się blado i zeskoczyłem z murku. - Oto wielka tajemnica wszechświata. By zacząć nowy rozdział w życiu, trzeba definitywnie zakończyć stary - westchnąłem bardziej do siebie niż Autumn. - Miło się rozmawiało i dzięki za wskazówki - uśmiechnąłem się do niej ostatni raz i zacząłem odchodzić nucąc pod nosem jakąś melodyjkę.
Szczęście robi dobrze ciału, ale to smutek rozwija siłę umysłu...
Offline
- A co, jeśli ja chcę zostać w starym rozdziale? - Mruczę tak, żeby nie usłyszał i odchodzę w stronę dzieciaków.
The question isn't who is going to let me. It's who is going to stop me.
Offline
Samantha jest zbyt opiekuńcza. Tego bachora nie ma przez kilka dni w domu i już zaczyna panikować. Umie o siebie zadbać. Jest dorosły, a mimo to wciąż traktuje go, jak małe dziecko. Nie ukrywam, że mnie to irytuje.
A teraz wysłała mnie bym go znalazł i przyprowadził do domu. Faktycznie nie mam co robić tylko chodzić i szukać tego gówniarza.
Po kilku minutach bezsensownego szukania go, mam dość. Zawracam do domu i wtedy go widzę, gdy przemyka między uliczkami, jak jakiś złodziej.
Idę za nim i w pewnym momencie łapię go za łokieć. Kiedy mnie widzi zaczyna się szarpać. Boi się. Nie sądziłem, że aż tak go przestraszyłem.
- Matka się martwi. Wracasz do domu.
Offline
"Wracasz do domu".
Jego słowa dudnią mi w głowie niczym echo.
Nie mogę tam wrócić, nie mogę.
Wyrywam się z jego uścisku i staję naprzeciw. Tym razem nie będę uciekał. Nie będę tchórzem.
- Nigdzie z tobą nie wracam. - rzucam twardo.
Offline
Widzę jego nieugiętą postawę. Z własnej woli nie wróci na statek. A nie mam ochoty się z nim handryczyć.
- Matka o wszystkim wie. - zaczynam spokojnie, okrążając go. - Obiecałem jej, że już nigdy cię nie uderzę.
Offline
Kiedy słyszę jego słowa zamieram.
- Kłamiesz. - mówię twardo. Tym razem mną nie zmanipuluje.
Offline
- Oj, nie Kaspar. Nie, nie. - dalej w to brnę. - Mówię prawdę. - ciągnę. Spoglądam na niego kątem oka i widzę, jak się nad czymś zastanawia. Czyżby mi uwierzył?
Offline
- Kłamiesz. - powtarzam, zaciskając pięści. - Zbyt dużo byś stracił. Gdyby matka się o tym dowiedziała, zostawiłaby cię i odeszła.
Offline
- Na szczęście twoja matka to wyrozumiała kobieta i mi przebaczyła. - Dobra, koniec tej paplaniny. Czas przejść do rzeczy. - Synu - zwracam się do niego, kładąc dłoń na ramieniu, którą od razu strzepuje. - Wiem, że ostatnimi czasami było między nami gorzej, ale... musisz mi uwierzyć że jest już dobrze. Wracajmy do domu. - mówię.... miło?
Offline
- Ostatnimi czasami? - wybucham. - Od kąd się urodziłem mnie nienawidziłeś! Co ja ci takiego zrobiłem, co? - stanąłem z nim twarzą w twarz.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-08-23 20:28:22)
Offline