Nie jesteś zalogowany na forum.
Przez dłuższą chwilę patrzę na niego niezrozumiale.
- Nie masz? - wyduszam z siebie. - A Ezra? Szpital? Ci wszyscy ludzie, którym pomogłeś i którym jeszcze możesz pomóc? - Marszczę brwi i zaciskam usta.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Myślę nad jej słowami.
- Nie myślałem o tym w ten sposób - przyznaję nieco zaskoczony.
W szpitalu jest wielu doświadczonych lekarzy. Ale czy któryś z nich wie tyle, co ja? Czy gdyby nadarzyła się okazja, gdybym naprawdę się dowiedział, jak dostać się na postapokaliptyczny Olimp, zdążyłbym przekazać komuś wiedzę?
I co z Ezrą? Właśnie... Ezra. Powinien wrócić do swoich. Zasługuje na coś więcej, niż to, co może zyskać tutaj.
Ale czy my wszyscy na to nie zasługujemy?
Przymykam oczy.
- Nie mam już siły. - Chowam twarz w dłoniach. - Jestem za słaby.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Widzę, że przez jego twarz przechodzi mieszanina najróżniejszych uczuć. Przesuwam się na krześle bliżej mężczyzny i delikatnie dotykam jego ramienia. Przez chwilę milczę.
- Musisz odpocząć - stwierdzam. - Myślenie o tym teraz i rozmawianie z pesymistką nie jest najlepszym rozwiązaniem - uśmiecham się krzywo.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzdycham.
- Zdecydowanie. - Czuję już, jak zaczyna mi huczeć w głowie. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do domu. Podnoszę się z miejsca i lekko kuśtykając, idę w stronę drzwi. - Dziękuję za gościnę, Wanda.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Nie ma za co, Edgar. To ja dziękuję za rzeczy. - Wskazuję na torbę, stając przy drzwiach. - Weź wolne i odpocznij. Wróć jak będziesz zdrowy. A i pozdrów ode mnie Ezrę.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Pozdrowię. I postaram się wrócić jak najszybciej. - Otwieram drzwi. Na szczęście przestało padać. Odwracam się na chwilę do dziewczyny i uśmiecham się. - Do zobaczenia, Wando.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Do zobaczenia - odpowiadam.
Zamykam za nim drzwi, zrzucam z siebie sweter i znów kładę na hamaku. Przekręcam się na bok i zwijam w kłębek, przykrywając kocem. Długi czas nie mogę zasnąć ale w końcu jakoś mi się to udaje.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wracam z pracy wykończona dyżurem. Plecak przewiesiłam przez jedno ramię. Pocieram gołe ramiona, oczywiście musiałam zapomnieć bluzy ze szpitala.
Otwieram szeroko oczy widząc zakrwawioną sylwetkę pod ścianą, niedaleko moich drzwi. Automatycznie czuję przypływ energii, podbiegam do mężczyzny.
- Boże, Kaspar - mówię ze ściśniętym gardłem, dotykając jego policzka dłońmi. Mój głos jest opanowany jak zawsze choć w środku cała się trzęsę. - Kaspar - powtarzam głośniej.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Spoglądam już trochę spokojniejszy na Wandę, jednak nadal jestem w szoku. Chciałbym coś powiedzieć, ale nie mogę.
"Wykorzystał mnie".
Offline
Jest cały blady, posiniaczony, a na dodatek we krwi. Odrzucam plecak na bok.
- Możesz wstać? - pytam i delikatnie zaczynam go ciągnąć ku górze. Jeśli nie będzie mógł mogę mieć problem, jest ode mnie o wiele większy i cięższy. - Kaspar, wiem, że to trudne ale musisz mi pomóc, nie podniosę cię - mówię rzeczowym tonem, zarzucając cobie jedną jego rękę na ramiona.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Nic nie mówię, ale wykonuję polecenie dziewczyny. Prowadzi mnie do łóżka, gdzie powoli siadam. Patrzę na nią... zraniony? Możliwe.
- Wando, przepraszam cię. Jezu, kolejny raz zawracam ci głowę, ale naprawdę nie wiedziałem, gdzie indziej mogę pójść. - mówię powoli, chowając twarz w dłoniach.
Offline
Kiedy tylko kładę go na łóżku idę po bandaż, jakiś środek na oczyszczenie ran i bandaż. Po drodze zgarniam też kawałek materiału i butelkę z wodą.
- Nie przejmuj się - odpowiadam automatycznie, ciesząc się, że nie traci przytomności i mówi. Zabieram się najpierw za krwawiący bok. Podwijam klejącą się od krwi koszulkę i zaczynam materiałem naciskam na ranę, chcąc choć w odrobinie złagodzić krwawienie. - Jesteś tu zawsze mile widziany - zastanawiam się chwilę. Zazwyczaj aby ciągnąć rozmowę i utrzymać pacjenta przy przytomności proszę o opowiedzenie o rodzinie i tym podobnych rzeczach... - Pamiętasz jak się pierwszy raz spotkaliśmy? - pytam uśmiechając się blado i dokladnie skupiając na oczyszczaniu cały czas krwawiącej rany.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Parskam cicho.
- Oczywiście. Nie myślałem wtedy o niczym innym niż o torbie z lekami. - kiwam głową, lecz w pewnym momencie się czymś krztuszę. Pluję krwią w dłonie i chwilę później wycieram je o szmatkę, którą podała mi Wanda.
- Ten świat jest nieźle popaprany, wiesz? Ludzie tsą teraz zdolni do wszystkiego, nawet do poświęcenia bliskich. - mówię, jak nigdy nic.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-09-10 17:20:57)
Offline
Kula. Nie ma jej, nie utknęła w boku, a rana nie jest bardzo głęboka... Za to krwi jest podejrzanie za dużo. Na tym skupiają się moje myśli. Nie na słowach, które padają z jego ust i przez to nie słyszałam dokładnie co mów. Kiwam więc jedynie głową i chwytam kolejny kawałek materiału, polewam go wodą.
- Będzie szczypać - ostrzegam, dokładnie kilka sekund przed samym dotknięciem rany.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Krzywię się.
- Wiesz, że nie musisz tego robić? Tego wszystkiego? - pytam. - Równie dobrze mogłaś mnie tam zostawić. Większość osób by tak zrobiło, ale... - Nie kończę, gdyż nie wiem czy to, co mówię ma sens.
Offline
Kręcę głową.
- Ale ja nie jestem większością - kończę za niego. - Nie zostawiła bym cię - mówię miękko. Zbyt miękko jak na mnie. - Co ty byś beze mnie zrobił? Mmm? - pytam przygryzając dolną wargę, a kąciki moich ust unoszą się ku górze.
Krwawienie jest stosunkowo mniejsze, przyciskam przesączony krwią materiał do rany. Przyglądam się jego okropnym siniakom na brzuchu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Przez chwilę myślę nad jej słowami. Zbyt długo.
- Dziękuję - mówię w końcu, zapominając o tym co było. Patrzę, jak Wanda zakłada coś jeszcze, a następnie owija ranę bandazem. Opuszczam koszulkę i staram się podnieść do pozycji siedzącej.
Offline
Podnoszę ręce i opieram dłonie na jego ramionach, powstrzymując przed siadaniem. Przenoszę na dłonie swój ciężar ciała i tym sposobem Kaspar znów opada na łóżko.
- Proszę cię leż - proszę, a w moim głosie słyszę błaganie. Wiem jaki jest uparty. - Rana nadaje się do szycia, a ja nie jestem w stanie tego teraz zrobić. Jeśli zaczniesz się ruszać rana znów zacznie krwawić - mówię, przyglądając się twarzy Kaspara. - Naleje ci coś do picia - rzucam i odrywam wzrok od jego twarzy. Po chwili wracam ze szklanką wody. Sięgam po tabletkę, która pewnie i tak mu niezbyt pomoże i siadam na brzegu łóżka.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Biorę od dziewczyny szklankę z wodą i tabletkę, którą polykam. Kiwam głową w geście podziękowania.
- Cały czas mnie zszywasz, opatrujesz czy co tam jeszcze. - Zaczynam. - Pewnie przez ten czas już sobie wyrobiłaś o mnie zdanie. - parskam nerwowym śmiechem.
Offline
- Wnioskuję, że ciągle wpadasz w jakieś tarapaty - śmieje się ale po chwili nieco poważnieję. - Albo ktoś bardzo za tobą nie przepada - stwierdzam.
Zjeżdżam spojrzeniem do jego rany, a potem wracam wzrokiem do jego brązowych oczu. Próbuje się uśmiechnąć ale nie wychodzi.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Powiedzmy, że jedno i drugie. - mówię, co chociaż w połowie zgadza się z prawdą. Wzdycham.
- A jak twój urlop? pytam, zmieniając temat.
Później zajmę się sprawą ponownego przeproszenia Wandy i poszukaniem miejsca chwilowego zatrzymania.
Offline
Drapie się po karku.
- Skończył się parę dni temu. Właśnie wracałam z dyżuru - mówię kiwając głową.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kiwam głową.
- Pewnie miałaś w planach odpocząć, a tu bum. Niespodziewany gość i dodatkowy obowiązek. - mówię, zaciskając usta w kreskę. Nie powinienem był przychodzić. Pewnie jest zmęczona pracą.
Offline
Kręcę głową.
- Bywało gorzej. Nie jestem aż tak zmęczona, nie przejmuj się. Cieszę się, że mogłam ci pomóc. Dziś odpocznij, a jutro spróbuję załatwić potrzebne rzeczy do zszycia rany i może jakąś maść na... - Przygryzam wargę. - Na te wszystkie sińce.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę przez chwilę na dziewczynę.
- Chyba nie sądzisz, że mam tu zostać i odpocząć. - Spoglądam uważnie na nią i po chwili wzdycham.
Offline