Nie jesteś zalogowany na forum.
Marszczę brwi nie wiedząc co powiedzieć. Co ma Gerard do mnie? Wszystko.
- To, że się urodziłem. - Brawo, Kaspar. Powiedziałeś jej już wszystko czego nie powinna wiedzieć. Czego nikt nie powinien wiedzieć.
Offline
Widzę na jego twarzy coś czego nie mogę rozszyfrować. Jak by próbował się ukryć ale nie do końca wiedział gdzie. Niepokoi mnie to.
Nie mam pojęcia co powiedzieć więc pochylam głowę, splątuję palce i kładę je na kolanach.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Opuszczam wzrok na palce dziewczyny. Jakby próbowała mi pomóc. Dodać otuchy czy coś. Ale to tak nie działa.
- Wiesz Wando, nie przejmuj się tak tym. - mówię, widząc zachowanie dziewczyny. - Prędzej czy później wszystko się ułoży. Gdzie się podziała twoja optymistyczna strona? - pytam rozbawiony.
Offline
- A była jakaś? - pytam, prychając zduszonym śmiechem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę głową.
- Powiedzmy. - Po chwili wstaję i przypominam sobie, że będę musiał już iść, by cokolwiek znaleźć. Wiem, że jeszcze rana nie jest zszyta, ale już nie krwawi, a to najważniejsze. Chyba.
- Będę się już zbierał, Wando. I nie ma żadnego ale. - Patrzę na nią i z lekkim uśmiechem kręcę przecząco głową. Sięgam po kurtkę.
Offline
Wiem, że go nie zatrzymam. Przygryzam wargę.
- Nie wiem czy wracanie do domu to dobra opcja... Może powinieneś jeszcze poczekać? - pytam, podnosząc na niego wzrok.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę na nią, na początku nie rozumiejąc. Czyli się domyśliła sama, nie musiałem jej wszystkiego na nowo tłumaczyć.
- Mam załatwiony nocleg u kumpla. Przenocuje mnie. - kłamię. - Do zobaczenia, Wando. I jeszcze raz dzięki za wszystko. - żegnam się.
Offline
Wstaję kiedy drzwi zamykają się za Kasparem. Przyglądam się im przez dłuższą chwilę, po czym znów opadam na kanapę. Mam złe przeczucia... Ale jak niby miałam go zatrzymać?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Stanąłem przed drzwiami domu Wandy i zapukałem trzy razy. Będąc w szpitalu, nie znalazłem Wandy. A przecież ona w każdej wolnej chwili tam Przebywała.
Offline
Lewą ręką przekręcam zamek w drzwiach i uchylam drzwi, kiedy widzę w progu Kaspara uśmiecham się.
- Cześć, proszę - mówię otwierając szerzej drzwi. Mam na sobie duży powyciągany sweter, pod którym bez problemu zmieściłam rękę na temblaku, oraz luźne materiałowe spodnie. - Wejdź.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Stoję jeszcze przez chwilę w progu, mrużąc oczy, lecz po chwili wchodzę.
- Nie było Cię w szpitalu... - Zaczynam, kiedy to widzę schowaną rękę dziewczyny. - Co ci się stało? - marszcze brwi.
Offline
- W sumie to nic wielkiego. Wywróciłam się i wybiłam sobie bark - kłamię. - Ale już dobrze i za parę dni pewnie wrócę do prac - tłumaczę. - A ty znów w szpitalu? - pytam i uśmiecham się chcąc, zmienić temat. - Co tym razem sobie zrobiłeś?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Opieram się o kant ściany i zakładam ramiona na piersi. "Nie próbuj oszukać oszusta."* Przypominam sobie pewne słowa, które idealnie pasują do teraźniejszej sytuacji.
- Gdzie, więc chodziłaś Wando, że sobie wybiłaś bark? Potknęłaś się? - pytam, marszcząc brwi.
* Cytat pochodzi ze "Szklanego Tronu"
XD
Offline
Waham się, chyba za długo.
- Tak, ostatnio jestem strasznie niezdarna - potakuję. Powolnym krokiem ruszam w stronę schodów. - Chcesz coś do picia? W sumie miałam wziąć się do robienia czegoś do jedzenia...
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kłamie.
Podążam za dziewczyną powolnym krokiem, obserwując każdy jej ruch. - Powiedzmy, że ci wierzę. - Przechylam głowę na bok.
Offline
W połowie wchodzenia po schodach zatrzymuję się o obracam w stronę Kaspara.
- To, że nie wierzysz to twój problem - burczę, nieco podirytowana i znów się odwracam, pospiesznie wchodząc na górę.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzruszam ramionami. Ma rację. Nie wierzę jej. I ona doskonale o tym wie.
- Co miałaś zamiar przygotowywać? - pytam jakby od niechcenia. Kiedyś dowiem się, co się na prawdę wydarzyło.
Offline
- To co jeszcze da się zjeść, bo od kilku dni nic nie jadłam, a tym bardziej nie robiłam zakupów. - Przystaję na chwilę czując ukucie bólu w barku, ignoruje je i podchodzę do szafki próbując się nie krzywić. - Nie mam więc pojęcia czy mam coś jadalnego w domu - mówię uśmiechając się krzywo.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Coś jest nie tak. Bardzo nie tak.
Podchodzę szybkim krokiem do dziewczyny i przyciskam ją do ściany. Ukrywa coś przede mną. Możliwe, że jest to coś niebezpiecznego. Od kilku dni nie jadła? Zgłupiała?
- Wando, do jasnej , cholery co się dzieje?
Stoję w bezruchu.
- Co się dzieje, Wando? - pytam, będąc w niemałym szoku.
Offline
- Mhm? - mruczę pytająco. Odwracam się i marszczę brwi. - Nic - zaprzeczam dosyć przekonująco. Wzruszam ramionami co okazuje się tak strasznie głupim pomysłem, że mam aż ochotę się roześmiać. Po prawym ramieniu w bardzo szybkim tempie rozchodzi się ból. Po chwili zamienia się w dziwne zdrętwienie. Wzdycham, łapiąc się lewą ręką za ramię. - Cholera - mruczę pod nosem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Ściągam brwi do dołu i szybkim krokiem doskakuję do dziewczyny.
- Siadaj. - rozkazuję, wskazując jej fotel. Sam dochodzę do szafki, z której dziewczyna zawsze wyjmowała leki. Te przeciwbólowe jak i inne. Jednak szafka okazuje się pusta. Mrużę oczy, nie wiedząc co tu się mogło wydarzyć.
Offline
- Bycie lekarzem ma dużo minusów - mówię jedynie, opierając łokieć o kolano, a czoło o dłoń.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę głową, chodząc po pokoju. Pierwszy raz jestem zły na Wandę. Naprawdę.
- Czy ty wiesz, że nie możesz zaniedbywać siebie dla innych? Nie możesz poświęcać się dla nich! - Unoszę trochę głos. - Rozumiem, że potrzebują pomocy, że brakuje środków medycznych, ale oddając wszystko co masz nie pomagasz. Jeśli twój stan się pogorszy, kto pomoże innym? Kto ich uratuje, jak do tej pory ty? Wando, błagam cię, weź się w garść, dziewczyno! - kończę i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że krzyczę. Poliki mi płoną ze złości, a oczy błyszczą. Łapię se za włosy i zezłoszczony schodzę na dół. Staję przed budynkiem i w przypływie agresji uderzam pięścią o ścianę. Pewna osoba kiedyś mnie uczyła, by złość najlepiej wyładowywać na przedmiotach niż ludziach. Jednak już na to za późno.
Siadam pod drzwiami budynku i czekam. Tylko na co?
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-10-07 21:30:40)
Offline
Zaskoczona siedzę bezruchu w fotelu. Mam wrażenie, że stopy mi skamieniały i nie mogę się przez to ruszyć. Nie wiem ile czasu mija kiedy w końcu jednak udaje mi się jakoś dotrzeć do drzwi.
Pewnie już odszedł - myślę ale i tak je otwieram bo słyszę ten drugi, o wiele cichszy głosik, który mówi, że on jednak został. No i to właśnie on ma rację.
W pieszej chwili wzbiera we mnie złość, że chce mi dyktować co mam robić, a czego nie. Złość jednak mija tak szybko jak tylko się pojawiła. Opieram się o ścianę i powoli się po niej zsuwam aby nie uszkodzić barku. Opadam obok Kaspara, stykając się z nim lewym ramieniem. Patrzę się przed siebie - na szare, wysuszone pole i na ludzi, którzy przez nie przechodzą.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Spoglądam cały czas przed siebie. Kątem oka zauważyłem, jak Wanda przyszła i usiadła obok mnie. I co mam jej teraz powiedzieć? Może przeprosić?
- Nie chcesz mi powiedzieć co się stało, okey, rozumiem. Ale to, że zaniedbujesz swoje zdrowie to inna sprawa. - Na kiedy indziej.
Offline