Nie jesteś zalogowany na forum.
Czyli coś zrobiłem głupiego. Cokolwiek to było, zagroziło życie Wandzi.
- Odpoczywaj. - mówię jedynie i siadam z powrotem obok niej. Porozmawiam z nią, jak odzyska siły.
Offline
Jego propozycja jest tak kusząca, że od razu ją wykorzystuję. Pomimo tego iż jest mi cholernie zimno znów zasypiam. Budzę się po raz kolejny. Tym razem zbudzona bólem. Powoli uchylam powieki. Tym razem jest ciemno przez co bez problemu uchylam powieki. Kaspar siedzi na stołku oparty na moim łóżku i śpi. Oddycha spokojnie i miarowo.
Zastanawiam się od jad dawna tu siedzi. Przebrał się z zakrwawionych rzeczy bo nie ma ich już na sobie. Widzę jednak na jego twarzy wyczerpanie, a pod oczami cienie.
Jestem nakryta kocem. Prosiłam o to? Wydaje mi się, że w końcu nic nie mówiłam.
Leżę i przyglądam się mężczyźnie, zastanawiając co powie albo co ja powiem kiedy się obudzi.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Mamo, co to za dźwięk? - pytam, wchodząc do pokoju, kiedy usłyszałem cichutki płacz. Na łóżku leżała zlana potem, moja matka z malutkim zawiniątkiem w rękach. - Co to? - Podchodzę jeszcze bliżej o kilka kroków. Ona jednak nie odpowiada. - Mamo..? - Tuli do siebie zawiniątko, prawie płacząc. - Co się stało, mamusiu? Dlaczego płaczesz?
- Kochanie... zobacz... to... to Rey.
Nie rozumiem.
- Skąd się wziął Rey? I kim on jest? - Nadal nie rozumiem. Co dzidziuś robi w pokoju mojej mamy?
Nagle słyszę głośny łomot. Idzie tu. Nie dobrze. Mamusia jest zbyt zajęta. Nie pomoże mi. Zostałem sam. Znowu.
Słyszę, jak się zbliża. Jak z każdym krokiem jest bliżej mnie. I nagle wchodzi.
Jego oczy się wytrzeszczają i kalkulują raz po razie moją twarz.
Po chwili jego wzrok pada na mnie i znów na moją matkę.
- Nie miał się dowiedzieć. - oznajmia twardo, a włosy stają mi dęba.
- Mamusiu... - proszę, choć nie wiem o co.
- Musi wiedzieć. Zasługuje na to.
- Idziemy, smarkaczu. - mówi w moją stronę, nie patrząc na mamusię.
- Mamusiu... - proszę znowu.
- Kaspar... to twój braciszek... - słyszę zanim wszystko zostaje zalane przez moje spazmy oraz głośne krzyki ojca...
Budzę się po raz kolejny zlany potem. Tym razem z innego powodu. Doskonale pamiętam tamtą sytuację. Mimo iż dawno o niej nie myślałem.
Mój wzrok pada nagle na postać siedzącą przede mną.
- Wanda. - mówię, patrząc na nią. - Obudziłaś się. - Wzdycham głęboko. - Jak się czujesz? - pytam.
Offline
- Jak ktoś kto prawie wykrwawił się na śmierć - odpowiadam spokojnie z zaczerwieniami policzkami.
Jestem wściekła. Na Kaspara. Na te głupie ognisko. Na strażników. Na to, że urodziłam się na Przedmieściach. Na ludzi którzy beztrosko żyją sobie w centrum. Jestem wściekła, że nikt nigdy mnie nie widział. Jestem wściekła, że nigdy nie chciałam być zauważona. Jestem wściekła głównie na siebie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę głową, nie rozumiejąc.
- Co się stało na tym ognisku? - Mam zdezorientowaną minę. Naprawdę, nic nie pamiętam.
Offline
- Gdybym mogła to bym cię wyśmiała - burczę. - Mam zły humor na wspominanie tego jak się schlałeś i zastanawiam się dlaczego to ja leżę w szpitalu, a nie ty - mówię zezłoszczona, choć wcale tak nie myślę. Ale nie mogę się powstrzymać od słów. One przychodzą same, ze złości, rozpaczy, goryczy, zawiedzenia. Nie mam siły ich powstrzymywać. Odwracam od niego wzrok. - Chyba najlepiej by było abyś wyszedł i nie wracał. - Wcale tak nie myślę! Nie chcę tego. Jestem zła, zła, zła.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wiedziałem, że tak się stanie. Że prędzej czy później sama mnie o to poprosi. O zniknięcie ze swojego życia. Raz już to zrobiła. Ale to nie było tak dosłowne, jak w tym momencie.
Uzmysławiam sobie, że ciągle trzymam jej dłoń.
- Nie musiałaś mnie "ratować" w jakikolwiek sposób. Nikt nie musiał. - Ostatni raz na nią patrzę, mając nadzieję, że się obróci w moją stronę, a na jej twarzy pojawi się ten sam uśmiech co zawsze, ale tak się nie dzieje. Wanda tkwi w tej samej pozycji co wcześniej. Puszczam jej dłoń. - A mimo to, dziękuje ci. Bez ciebie bym już dawno zatonął. - ciągnę dalej. - Nie wierzę, że naprawdę tak myślisz. Co się stało z dawną Wandą? - przechylam głowę, mimo lekkiego kłucia w sercu, którego nigdy wcześniej nie odczuwałem. Jak to możliwe?
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-10-14 21:36:07)
Offline
- Właśnie wróciła - stwierdzam. Odchylam głowę do tyłu i zaciskam powieki. - Jestem zmęczona. Zmęczona tym wszystkim. I zła. Zła na siebie. Czemu... Czemu ty powodujesz, że... To znika? - pytam wciąż nie otwierając oczu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Marszczę brwi.
- Nie pozwolę już by cię ktokolwiek skrzywdził. - mówię, nie odpowiadając na poprzednie pytanie. Następnie siadam na brzegu jej łóżka i delikatnie ją do siebie przytulam. Dziwne uczucie.
Offline
Krzywię się z bólu i cicho syczę. Jednak kiedy Kaspar chce mnie puścić kręcę głową.
- Nic mi je jest - mówię co jest kompletnie komediowe. Leżę w szpitalu z raną postrzałową i ledwo na oczy patrzę. Mimo to, teraz na prawdę czuje się dobrze. - Będę krzyczeć - mówię nieco uspokojona po chwili. - Będę się złościć bo to co zrobiłeś... - nie kończę zaciskając zęby.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Wiem. Nie powinienem się upijać na tym ognisku. Nie byłem sobą. Próbowałem zapomnieć. - O tobie. O nas. O całym moim życiu.
Teraz już jej nie przytulam. Pozwalam by jej głowa opadała na moja pierś, tak by nie odczuwała bólu w ramieniu. Jestem zły, że wtedy się upiłem. Nie powinienem.
Offline
- No widzisz - wzdycham - udało ci się niepamiętań - mówię z nutą goryczy. - Ale o zapomnieniu możesz pomarzyć.
Zamykam oczy biorąc głęboki oddech. Jego miarowe bicie serca sprawia, że się uspokajam i staje się senna.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Już chcę coś odpowiedzieć, kiedy widzę tę wredną pielęgniarkę, która za nic w świecie nie chciała mnie tu wpuścić.
- O, proszę bardzo, kogo my tu mamy! - zwraca się w moją stronę, gdy tylko mnie zauważa.
Cholera.
- Wiesz, kochaniutki, że złamałeś już milion zasad panujących w szpitalu dla swojej dziewczyny? - Niech się zamknie. - Wando, mam nadzieję, że ustawisz swojego chłopaka do pionu. Nawet nie wiesz ile zamieszania zrobił dla ciebie. - Macha ręką i robi zdegustowaną miną.
Czy ona to naprawdę powiedziała? Nie wierzę.
Nie patrzę na Wandę. Opanowało mnie dziwne uczucie, które wręcz nie pozwala. Wstyd?
Offline
Rozpoznaję głos Emily. Nic nie mówię i kobieta najwyraźniej tarci nami zainteresowanie i idzie jak najszybciej zrobić to co powinna. Wiem, że nie przepada za nocnymi dyżurami.
Kiedy jestem pewna, że odeszła i nie patrzy unoszę brodę ku górze aby spojrzeć na Kaspara.
- Zamieszania? - pytam cicho, zdziwiona. - Chłopak? - dopytuję jak głupia, marszcząc brwi.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzruszam lekko ramionami.
- Długo by tłumaczyć. - Marszczę brwi. Wiem, że w jakimkolwiek znaczeniu tego, zabrzmiało by to głupio.
Offline
Stwierdzam, że odpuszczę ten temat. Nie mam siły go ciągnąć.
- Jak długo leżę w szpitalu? Coś ci mówili? - pytam zmęczonym głosem, opuszczając głowę i opierając policzek o jego pierś.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Trzy dni odkąd przybyłem. - mówię. - Ale twój stan zdrowia się poprawia. Jest zdecydowanie lepiej niż było... - Obraz Wandy, próbującej łapczywie łapać powietrze, by żyć, będzie mnie prześladował do końca życia. Nie wyaczyłbym sobie, gdyby wtedy nie walczyła, a odpuściła...
Offline
Nerwowo zaczynam kiwać głową. Kaspar zrobił zamieszanie. Oni chcieli go uspokoić. Ile prawdy znajduje się w słowach "Jest zdecydowanie lepiej niż było"? Mężczyzna nieco sztywnieje.
- Kaspar... - mruczę cicho. - O czym myślisz?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę przecząco głową, choć nie sam nie wiem czemu.
- O wszystkim i o niczym. O tym co było i będzie. - mówię, wpatrzony przed siebie.- Czemu pytasz? - spoglądam na dziewczynę. - Wydajesz się zaniepokojona.
Offline
- Jesteś spięty - stwierdzam. - A ja nie mam pojęcia co... Co się działo przez ostatnie dni. Mam wrażenie, że stały się one wielką czarną dziurą. Mam nadzieję tylko, że nie zacznie się ona powiększać... - wzdycham.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Przez ostatnie dni byłaś nieprzytomna. Nic złego się nie wydarzyło. - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Wszystko jest w porządku. A ty, powinnaś odpoczywać. Dużo przeszłaś. - Podnoszę się i zaczynam okrywać dokładniej dziewczynę kołdrą.
Offline
- Wolałam stać przy łóżku, a nie na nim leżeć - stwierdzam kiedy Kaspar kończy mnie przykrywać. - Czuje się o wiele lepiej stojąc - tłumaczę. - Działając - dodaję. - A teraz głównie czuję zmęczenie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Wiem, Wando. - przytakuję. Wanda jest inna. Jeszcze takiej osoby nie spotkałem. Nawet teraz wolała by pomagać innym niż sama wypocząć. Ta dziewczyna raz za razem mnie zadziwia. - Śpij dobrze. - dodaję.
Offline
- Kaspar - mruczę przed zaśnięciem. - Proszę cię, idź do domu i odpocznij. To nie jest dobre abyś tu siedział. Też powinieneś się wyspać.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Przy tobie zawsze się wysypiam. - odpowiadam cicho i siadam tuż obok na taborecie. - Ale dobrze. Kiedy tylko zaśniesz, wrócę do domu. - wzdycham.
Offline