Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiecham się.
- Dziękuję - szepczę, powoli zasypiając, a jego dotyk - w sumie sama jego obecność - sprawia, że czuje się dobrze. Na pewno lepiej niż powinnam się czuć w rzeczywistości. Stosunkowo szybko zasypiam.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wpatruję się w śpiącą Wandę, dopóki zmęczenie i mnie nie dopada. Pokrótce zasypiam tuż przy jej łóżku.
Offline
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Leżę, wpatrując się w sufit. Kaspar jak zwykle siedzi przy łóżku trzymając moją dłoń. Cieszę się z tego ale jednocześnie jestem na niego zła, że w ogóle nie wraca się wyspać porządnie do domu.
- Mam dosyć - stwierdzam po prostu w którymś momencie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Ocykam się słysząc, jak Wanda coś mówi. Podnoszę głowę do góry, przeczesując włosy i spoglądam na nią niezrozumiale.
- Coś mówiłaś, Wando?
Offline
Krzywię się, nie odrywając wzroku od sufitu.
- Mówiłam, że mam już dosyć - powtarzam. Przechylam głowę w bok i patrzę na mężczyznę. - Powinieneś iść do domu - mówię z nutą prośby w głośnie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Także przechylam głowę.
- Byłem. Gdy spałaś. Kilka razy. - mówię gładko, bez zająknięcia. Nie wszystko mija się z prawdą. Byłem raz czy dwa w domu. Ale po co mi tamto skoro mogę być tutaj?
Offline
Wywracam oczami.
- Przecież nic mi już nie jest. Rana się goi, ja czuje się świetnie, a ty się tylko męczysz - wymieniam powody dla których powinien wrócić. Patrzę na niego, a moje usta powoli wyginają się w szerokim uśmiechu. - Albo... Wykorzystaj swoją niesowitą zdolność i idź mi załatw wypis. I wrócimy oboje... - proponuję. - Mhm?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie sądzę, by lekarze byli skłonni cię wypisać. - mruczę, spoglądając na nią spod przymrużonych oczu. Jednak dziewczyna nadal upiera się przy swoim.
Offline
- Nie znoszę bezczynności - wzdycham. - Poza tym wydaje mi się, że na chwilę obecną już mnie wypuszczą lada chwila. Dzień czy dwa w tą czy w tamtą.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niemożliwa. - mówię, a mimo to odchodzę w stronę recepcji. - Wypis dla Wandy Holmes. - mówię do jakiejś pielęgniarki, która akurat przechodziła korytarzem niedaleko nas.
- A może wolisz gdzieś iść i to omówić? - pyta przesłodzonym głosem, przygryzając końcówkę długopisu. Czy te pielęgniarki serio nie mają co tu robić?
- Wypis w zupełności wystarczy. - odpowiadam sucho, gdy ta zakłada swoją rękę na moją szyję.
Offline
Kaspar długo nie wraca. Zaczynam się niecierpliwić i postanawiam wstać. Każda wymówka jest dobra. Ramie boli przy jakimkolwiek ruchu, więc kiedy siadam krzywię się. Jednak ignoruję to i boso idę w kierunku w którym poszedł mężczyzna.
- Jesteś pewien? Siostra może poczekać - wzdycha dziewczyna, której kompletnie nie kojarzę i wręcza kartkę Kasparowi.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Najzupełniej. - Naprawdę, jeszcze tak nachalnej dziewczyny nie spotkałem. Chcąc się odwrócić, łapie mnie za szyje i przyciąga do siebie. Chcę ją odepchnąć, ale po chwili uświadamiam sobie, że nie zamierza mnie pocałować. Przysuwa tylko swoje usta do mojego ucha, szepcząc:
- Jakbyś zmienił zdanie, odezwij się. - I wkłada mi jakiś papierek do wewnętrznej kieszeni kurtki, co dla kogo innego może wyglądać zupełnie inaczej.
Offline
Odwracam się na pięcie i najszybciej jak to możliwe wracam do łóżka. Kiedy się kładę za bardzo naciskam na ramię, które zaczyna promieniować bólem.
- Cholera - klnę cicho, pod nosem. Biorę głęboki oddech i przykrywam zmarznięte stopy kocem.
Nawet nie protestował. W sumie czemu mnie to tak drażni? Bo wcześniej nazwał cię swoją dziewczyną? Bo od kilku dni nie odstępuje cię na krok? W ogóle mnie to nie rusza. Może sobie robić co chce.
Pomimo tych myśli i tak czuję ciepło na policzkach. Wlepiam wzrok w ścianę.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. - powtarzam, nie wiem który już raz i tuż przed jej oczami drę kartkę na kawałki. Dziewczyna czerwieni się i odchodzi, tupiąc nogami. Och, jak mi szkoda takich ludzi.
- Mam wypis! - mówię, unosząc brwi ku Wandzie. - To co, zbieramy się? - pytam.
Offline
- Tak - mówię cicho. - Tak - powtarzam głośniej odkrywając się. - Jak najszybciej. Mam dosyć tego miejsca - mówię, sięgając po buty i krzywiąc się z bólu kiedy poruszam prawą ręką. - I tych ludzi - dodaję prawie bezgłośnie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ejejej, spokojnie. - mówię, doskakując do niej. - Zachowujesz się jakbyś właśnie zobaczyła ducha. - Unoszę brwi. Co mogło się wydarzyć?
Offline
Prycham.
- Nie mam pięciu lat. - Wywracam oczami, choć wiem, że nie to miał na myśli. - Po prostu chce się już stąd wynieść i wrócić do domu - mówię nieco poddenerwowana. Biorę głęboki oddech na uspokojenie. - Okej? - pytam już spokojniej, zmęczonym głosem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Jak chcesz. - Wzruszam ramionami, biorę jej torbę i idę pierwszy. Po drodze znów mijam tę pielęgniarkę, która tym razem mi macha, a ja przybijam sobie mentalną piątkę w głowę. Jak można być tak nachalnym człowiekiem?
Offline
Nawet nie patrząc na Kaspara rzucam na dziewczynę wymowne spojrzenie, a przy okazji przyglądając jej się. Po chwili stwierdzam, że w sumie jest o wiele bardziej atrakcyjniejsza ode mnie i odrywam od niej wzrok. Przeklinam się w myślach za mój wzrost i sylwetkę.
CZĘŚĆ DALSZA W DOMU WANDY
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Zdejmuje fartuch i wkładam go do torby, którą zakładam na ramię. Wychodzę z namiotu i jakieś parę metrów dalej widzę Kaspara siedzącego na ziemi z lekko przymknietymi powiekami i worami pod oczami. Chyba miał ciężką noc.
- Jesteś pijany - stwierdzam, przyklękając obok niego. - Albo masz niezłego kaca i migrenę - zgaduje, widząc jak się krzywi na dźwięk mojego głosu. Kręcę głową.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Nie muszę podnosić glowy, by wiedzieć kto przede mną klęczy.
- Masz jakieś proszki? - pytam, kiedy ból w czaszce się potęguje.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2017-02-18 19:51:30)
Offline
Sięgam do torby, wyciągając pudełko z tabletkami. Jest ich tam kilka rodzajów. Wolę mieć zawsze, wszystkie pod ręką w jednym opakowaniu.
Wyjmuje odpowiednią i podaje mężczyźnie.
- Tylko po to się tu przyczołgałeś? - pytam podirytowana, nie czekam jednak na odpowiedz. - Zachowujesz się jak dziecko, Kaspar - mówię karcąco.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ciszej, Wando. - Proszę ją. - Głowa mi zaraz eksploduje. - Nie mogę skupić się na czym innym niż szczepionce czy rozmowie z Amber o Grace. I ten mężczyzna.
Ze wszystkich sił muszę sobie przypomnieć kim on był. Kiedy i gdzie go widziałem.
Offline
Czerwienieję ze złości.
- Boże, Kaspar - warczę cicho. W sunie nie wiem czemu ściszyłam głos. Powinnam się na niego wydzierać. - Pamiętasz co się stało gdy się ostatnio schlałeś? - dopytuje, patrząc na niego gniewnie i widząc jak jego oczy przelotne zerkają na moje ramię.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Unoszę oczy do góry.
- Ona nie żyje, Wando. Nie żyje. - powtarzam. Nawet nie wiem czy dla niej czy może dla siebie.
Offline