Nie jesteś zalogowany na forum.
Marszcze brwi i od razu się skupiam na jego słowach.
- Zaraz, Kaspar. Kto? Kto nie żyje?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kręcę przecząco głową, dopóki ta nie zaczyna mnie boleć.
- Była sama. Zostawiłem ją... ja - Przez dłuższą chwilę milczę. - Ona na to nie zasłużyła, Wando. Grace była naprawdę wspaniałą osobę. - Zaciskam usta. Nie mówię tego, że chyba mnie kochała. Nie jestem pewien. - Była dla mnie kimś takim, jak ty. - Tak samo ważna.
Offline
Przypominam sobie tę dziewcxyne ale tak na prawdę jej nie znałam. Więc prawie nic nie czuje kiedy dowiaduje się, kto znów stracił życie. Ludzie teraz nie umierają, a zdtchają jak ryby wrzucone na brzeg.
Kaspar jednak jest w opłakanym stanie i tylko to sprawia, że czuję ciężar na ramionach.
- I dlatego się upiłeś - podsumowuje, patrząc z prawie niewidocznym współczuciem. - Głupi pomysł, chyba, że chcesz dołączyć do Grace - mówię poważnie i dosyć ostro. Nagle cieszę się, że doszedł tu i nie zrobił mu nikt po drodze krzywdy.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzruszam ramionami.
- Bywały glupsze. Ale przynajmniej wiem, kto jest zabójcą Grace. - zaciskam niewidocznie pięści.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2017-02-18 20:43:17)
Offline
- Zemsta jest zła, Kaspar - mówię z automatu. - Wcale nie daje satysfakcji i nie daje spokoju. Powoduje tylko, że się wyniszczasz. Rośnie w tobie potwór. Rozumiesz? Jeśli pozwolisz aby zemsta wzięła nad tobą górę to go uwolnisz - słowa wypowiadam z powagą i spokojem, patrząc mu w oczy. Pobrzmiewa w moim głosie też nutą paniki, którą jednak próbuje ukryć.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Krzywię się.
- Moreau na to zasłużył. I za wiele innych śmierci. Za śmierć Edgara. - zaciskam szczękę, przypominając sobie co ten człowiek zrobił na oczach wszystkich.
I wtedy do mnie dociera.
To on.
Człowiek z ulic.
Szczepionka.
Głos.
Wszystko łączy się w całość.
- Cholera. - syczę, gwałtownie wystając, lecz powoduje to tylko jeszcze większy ból.
Offline
Podnoszenie się szybko na nogach i z powrotem ściągam Kaspara na ziemię. Nie protestuje. Dalej czuć od niego nieprzyjemny zapach alkoholu. Boże, ile on wypił?
- Kaspar, Kaspar... - powtarzam lekko spanikowana. Biorę głęboki oddech. - Powiedz jeszcze chwilę, zaraz lekarstwo zacznie działać, okej? - dopytuje, nadal trzymając go za przedramie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Jasne. - mówię chłodno, chowając twarz w dłonie. - Boże, jak mogłem nie zauważyć - warczę. - Miałem go tuż przed nosem! Mogłem zabić, a ten... - Czy jemu do reszty odwaliło?! Po cholerę dawał mi tę szczepionkę?!
Offline
- Spotkałeś go? Jak byłeś kompletnie pijany? - dopytuje, lekko zażenowana. - Powinieneś się przespać, Kaspar - stwierdzam stanowczo i wstaje. - Zmieniam zdanie. - Wyciągam dłonie do niego. - Wstawaj, odprowadzenie cie do domu - mowę miękko.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie mam domu. - prycham. A z tym w kieszeni w życiu nie wrócę do Gerarda. - Poradzę sobie. - mówię twardo i mimo wszystko, próbuje wstać o własnych siłach, co powoduje lekkie zatoczenie do tyłu, ale stoję.
Offline
- Cholera, Kaspar - znów zaczynam się denerwować. - Mam cie zostawić? Mam ci pomóc? Chcesz pogadać? Czy stałam się tylko twoją apteczką z lekami za darmo? - Czuje uczucie bólu, bo naprawdę zaczynam się zastanawiać nad tym.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Mrużę oczy.
Mam w głowie taki natłok myśli, że nie mam pojęcia, jak ująć to, co chce powiedzieć.
- Jeśli chcesz narobić sobie wstydu przed znajomymi, to proszę bardzo. Prowadź alkoholika pod ramię, bo sam nie może stanąć na nogi! Bo znów się upił bez powodu! - krzyczę, nawet nie myśląc o tym, że ktoś może nas usłyszeć. - Chcesz by ludzie później mówili, że zadajesz się z pijakami? Nie wiesz jacy są naprawdę. W każdym próbujesz dostrzec dobro, ale oni cię kiedyś złamią. Jesteś dla nich wszystkich za dobra. - krzywię się.
Offline
Stoję i słucham tego co ma do powiedzenia. Policzki nadal ma zaczerwienione. Teraz jednak nie wiem czy ze złości...
- Człowiek to człowiek - kwitnie jego słowa. - Jest już wystarczająca ilość egoistów i kretynów na tym świecie. - Wywracam oczami, sięgając po torbę. Zakładam ją na ramię. - Cholera, chce ci pomóc. Wszyscy ludzie mogą se myśleć co chcą. Ja wiem swoje.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Unoszę brew do góry.
- I widzisz? To cię kiedyś zgubi. - Stwierdzam i po chwili głęboko wzdycham.
- Dobrze, pomóż mi, Wando. - przewracam niezauważalne oczyma. - Gdzie chcesz iść?
Offline
Wypuszczam powietrze z płuc. Nagle czuje się jak pęknięty balonik.
- A jak myślisz? - pytam z nutą sarkazmu i powoli ruszam do przodu aby przyzwyczaić się do tępa Kaspara. - U mnie jest dużo miejsca. - Nieco zwalniam przymykając oczami. - Azrael będzie miał się z czego pośmiać. Będę miała w domu dwóch chłopców - ostatnie zdanie mówię prawie szeptem, patrząc w bok i wywracając oczami.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Czołgam się za dziewczyną.
- Pośmiać? - krzywię się. - Chyba nie miałaś na myśli mnie, co? - wzdycham. - A z resztą... Mam dużo do zrobienia. Nie zabawię u ciebie długo. - oświadczam. Nawet gdybym chciał, nie mogę.
Offline
- Od teraz mam gdzieś twoje "obiecuję" i "daje słowo" w sprawie mieszkania. Wracasz jak bumerang, w dodatku coraz bardziej obdrapany. - Odrzucać go spojrzeniem mówiącym, że się martwię.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzdycham.
- Ale wracam. - zastrzegam. - Ja... - zastanawiam się przez chwilę o powiedzeniu o szepionce, ale w ostateczności milczę na ten temat. To nie tak, że jej nie ufam. Przeciwnie, ale... muszę to przemyśleć. - Postaram się ograniczyć. - kiwam w zastanowieniu głową.
Offline
Idziemy przez chwilę w ciszy.
- Martwię się, po prostu się martwię. Nie chcę żebyś się upijał, na dodatek bez możliwości powrotu do pożytecznego miejsca. Coraz więcej trupów przynoszą do szpitala. - Pociągami nosem i zwalniam nieco aby mógł mnie dogonić. - Co się dzieje z tym światem - mówię bezgłośnie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Wszystko się wali. - Dokanczam za dziewczynę, będąc tuż obok niej. - Mogę cię zapewnić, że nie pojawię się na tym stosie w szpitalu. - mówię twardo. - To ci gwarantuje na pewno. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - parskam.
Offline
- To mi nie daje gwarancji, kretynie - burcze. Idąc tym samym tempem co Kaspar. - To mi nic nie daje, bo zachowujesz się jak beztroski dzieciak. A takie dzieciaki lądują właśnie na tym stosie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzruszam ramionami.
- Nie moja wina, że robię to, co do mnie należy. To co muszę robić. - posyłam jej karcące spojrzenie.
Offline
Ignoruje jego spojrzenie i zatrzymuje się. Kaspar robi to samo. Patrzę mu w oczy.
- Na chwilę obecną - mówię zdenerwowana - jedyne co należy zrobić, to przeżyć - syczę, przez zacisniete zęby. - I nie próbuj mi wciskać kitu o zemście. Straciłam wszystko, rodzinę, przyjaciół. Nie miałam nikogo, cholera, byłam sama! - Podnoszenie głos co po wypowiedzeniu słów wydaje mi się bezsensowne. Czuję, że mam łzy w oczach. Pieprzone łzy.
Zaciskam usta, krzyzuję ramiona i bez słowa ruszam do przodu. Muszę się uspokoić.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Chwiejnym krokiem biegnę za Wandą /jak Gazela kurde/ i łapie ją za ramię.
- Zaczekaj. - mówię zsapany, kręcąc głową. - Czemu płaczesz? - pytam głupio. - Nie powinno cię obchodzić tak bardzo moje życie, byś się denerwowala aż tak. - Prostuje się.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2017-02-19 00:03:52)
Offline
- Jak chcesz - mruknęłam, wyplatując się z jego uścisku. - Rób co chcesz, mieszkaj gdzie chcesz i zabijaj sobie kogo chcesz. Jesteś dorosły - powiedziałam beznamietnym tonem, rzucając mu jeszcze jedno spojrzenie. Oprócz tych kilku łez, nie pozwoliłam sobie na więcej ale moje oczy i tak pozostały szklane. Znów ruszyłam w stronę domu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline