Nie jesteś zalogowany na forum.
Gdy trafiamy do szpitala, ledwo widzę na oczy. Przejmuje mnie bliżej nieznana mi pielęgniarka. Coś do mnie mówi, ale kompletnie nie wiem, co, dlatego mruczę "mhm" za każdym razem, gdy wyda mi jakieś polecenie. Wanda odchodzi w inną stronę, a ja, gdyby nie pielęgniarka, prawie się przewracam.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
Nie muszę długo szukać.
- Edgar! - dopadam do lekarza, który patrzy na mnie zaskoczony. Na chwilę obecną muszę wyglądać okropnie. - Chirurgiczna, teraz - mówię hasłami i zaraz odwracam się. Nie czekam na jego odpowiedz bo dobrze wiem, że pójdzie za mną.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Utykając, idę szybkim tempem za dziewczyną, zmartwiony jej stanem.
- Wando, co się... - już mam zapytać, gdy w sali chirurgicznej widzę, kto do nas trafił. - Ezra - mówię słabym głosem.
Jeszcze bardziej przyspieszam i oceniam jego stan. Jest źle. Musimy się pospieszyć. Mój oddech przyspiesza. On nie może umrzeć. Nie mogę stracić kolejnej osoby.
- Ezra, nie śpij. Otwórz oczy - mówię niemalże spanikowany. Chłopak na szczęście słucha mnie, choć jego spojrzenie jest raczej nieprzytomne. - Wando, przeciwbólowe.Szybko - rzucam nawet się nie odwracając, zbierając jednocześnie potrzebne rzeczy.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Dopadam do szafki ciesząc się, że szpital ostatnio został zaopatrzony w podstawowe leki.
Wyciągam pojemniczek z lekarstwem i sięgam po strzykawkę. Podaję ją Edgarowi, a sama idę umyć ręce i założyć rękawiczki.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Ręce tak mi drżą, że ledwo udaje mi się wbić igłę i podać lek. Muszę się uspokoić. Inaczej nie uda mi się go uratować.
Biorę kilka głębokich wdechów i zaczynam operować.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Wyciągamy kulę i oczyszczamy ranę. Ezra traci przytomność zaraz po podaniu leku.
Edgarowi trzęsą się dłonie kiedy bierze igłę i nitkę do ręki.
- Ja to zrobię - mówię tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Usiądź lepiej.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Opadam na ziemię i opieram się o szafkę, choć wiem, że nie powinienem zostawiać Wandę samą z tym wszystkim. Nie wiem, ile czasu czekam, dopóki Wanda w końcu nie odsuwa się od stołu.
- Co z nim? - Pytam cicho.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Siadam obok roztrzęsionego lekarza.
- Już dobrze - mówię i zapada pomiędzy nami cisza.
Zerkam na prawą nogę i dopiero teraz przypominam sobie o ranie na niej ale na razie to olewam.
- Nic mu nie jest - dodaję przenosząc na Edgara zmęczone spojrzenie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kiwam głową. Wiem, że dzieciak potrzebuje teraz odpoczynku. Staram się ogarnąć.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować, Wando - mówię. - I przepraszać, że zostawiłem cię z tym samą. - Wzdycham. To było takie... nieprofesjonalne. Zerkam na dziewczynę. - Co się w ogóle stało? I czy tobie nic nie jest?
I am a shadow of my former shadow
Offline
Kręce głową zaprzeczając.
- Nic mi nie jest. - Biorę głęboki oddech. - Była łapanka w parku - mówię krótko. - Są coraz częściej - wzdycham i odchylam głowę do tyłu. Przymykam powieki. - Uciekliśmy. Nie wiem jakim cudem ale się udało... - dodaję.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Biorę głęboki oddech.
- Wróć lepiej do domu. Masz teraz wolne. Ja tu jeszcze chyba jakiś czas zostanę.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Dotykam jego ramienia.
- Wiesz przecież, że siedzenie tu nic nie pomoże, prawda? - pytam lecz nie czekam na odpowiedz. - Zajmij się czymś, Edgar.
Wstaję. Patrzę w stronę nieprzytomnego chłopaka. Jego klatka unosi się i opada. Oddycha równo i miarowo. To dobry znak.
Uśmiecham się pod nosem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kiwam głową powoli i podnoszę się. Otrzepuję spodnie.
- Zrobię obchód. Muszę sprawdzić, co się dzieje. - Ocieram pot z czoła. - Jeszcze raz dziękuję. - Patrzę posępnie na Wandę i kiwam głową.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Wzruszam ramionami.
- Nie ma za co. W końcu to moja praca - uśmiecham się smutno. - Cześć - żegnam się i wychodzę z namiotu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Czuję, jak ktoś mnie szarpie w kierunku jaskrawego miejsca. Niebo?
Po chwili czuję, jak na kogoś wpadamy. Chłopak, który mnie trzyma nie wytrzymuje, a ja lecę bezwładnie na ziemię. Nagle moje ciało przeszywa ostry ból.
Offline
- Przenieście go do chirurgicznej - polecam dwóm ratownikom stojącym niedaleko chłopaka z krwawymi plamami na brzuchu.
Wszystko dzieje się dosyć szybko. Z doktorem Cooperem szybko opanowujemy sytuację.
Następnego dnia wchodzę do sali, w której położono pacjenta.
Oddycham miarowo i równo, a jego powili lekko drgają.
- Dzień dobry - witam się. - Jestem doktor Ruth - przedstawiam się. - A ty jesteś w szpitalu. - Pstrykam długopisem i otwieram notes. - Jak się czujesz?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Cholera - syczę ii otwieram powoli oczy, jednak szybko je mrużę, gdyż światło jest zbyt jaskrawe. Powoli rozglądam się po pomieszczeniu. Szpital?
No tak... powoli wszystko do mnie dociera. Las, leki, strażnicy.
- Gdzie moja torba? - pytam chrapliwie.
Offline
Biorę głęboki oddech.
- Nie wiem - odpowiadam. - Za to bardzo chciała bym się dowiedzieć jak pan się czuje.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę na nią spod przymrużonych powiek.
- Moje zdrowie jest mniej wartę od tej torby - mówię - Muszę iść i ją znaleźć - powoli zatrzymam wstawać, lecz szybko opadam na miejsce, po tym jak rana na brzuchu zaczyna mnie szczypać i piec. Odruchowo odkrywam kołdrę i widzę mnóstwo białych bandaży.
- Co mi zrobiliście? - pytam. Zszyli mnie?
Offline
- Powiem tyle... Miał pan dwie kule w brzuchu, a my jakimś cudem je wyciągnęliśmy i tym samym ocaliliśmy życie. Więc jeśli będzie pan łaskaw nie rzucać się na wszystkie strony i ie utrudniać mojej pracy będę wdzięczna - wzdycham po raz kolejny. - Jak się pan czuje? - powtarza po raz kolejny.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Próbuję się uspokoić, jednak nie zbyt mi to wychodzi.
- Ujdzie. - odpowiadam, lecz widząc pytający wzrok dziewczyny mówię dalej. - Rana trochę boli, ale mimo tego czuję się dobrze. Czy taka odpowiedź panią zadowala? - pytam. Uuu... włącza się dupek Kaspar.
Offline
Uśmiecham się usatysfakcjonowana.
- Nawet bardzo. Jak pan ma na imię? - dopytuję dalej.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzdycham ciężko.
- Kaspar Varn. Czy to wszystko jest naprawdę konieczne?
Offline
Zapisuję imię i nazwisko. Zamykam notes.
- Zdecydowanie konieczne. Muszę zapisywać jakie leki ci podałam abym nie została posądzona o kradniesz lekarstw. Nie chcę stracić pracy. I tak brakuje lekarzy - mówię nieco zdenerwowana.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Brakuje lekarzy? Jak to? - pytam. Zawsze myślałem, że jest ich wystarczająco by zapewnić pomoc potrzebującym. Chyba się myliłem.
Offline