Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ponieważ nie nie jest to wielka tajemnica to odpowiem na twoje pytanie: Tak, brakuje dobrze wykształconych położnych, pielęgniarek i lekarzy - mówię. - Wszystkiego zaczyna brakować - myślę i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że powiedziałam to na głos. Przymykam lekko powieki i biorę głęboki oddech. Muszę jakoś zatuszować te słowa. - Stracił pan dużo krwi przed operacją i podczas operacji. Zrobiliśmy transfuzję krwi. 0Rh-. Nie musi się pan bać, wszystko jest w jak największym porządku, to grupa krwi uniwersalna - mówię ale jestem pewna, że większości nie zrozumiał. - Może pan czuć zawroty głowy i być osłabionym. - Jeszcze raz zerkam na notatki. - Najszybciej będzie można wypisać pana pojutrze. Czy coś jeszcze, panie Varn? - pytam grzecznie.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie wiedziałem, że panuje tu taka sytuacja. - mówię i przez chwilę się namyślam. - Gdybyście jednak znaleźli tę torbę, to przynieście ją. Mogą tam być... - Przez chwilę się waham. -... rzeczy, których potrzebujecie. - kończę.
Offline
- Rzeczy których potrzebujesz? - pytam marszcząc brwi. - Jeśli na terenie szpitala znajdę lub jakikolwiek pracownik znajdzie torbę pełną narkotyków to uwierz mi ona nie wróci do ciebie. A więc... Co jest w tej torbie?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Westchnąłem.
- Potrzebujecie. Wy. - powtórzyłem.
Offline
Marszczę brwi jeszcze bardziej i robię krok do przodu.
- Co jest w torbie? - powtarzam pytanie. Nie chcę się bawić w zgadywanki.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, przynajmniej do końca mojego pobytu w szpitalu
- mówię powoli.
Offline
- Czyżbyś miał w torbie martwego przywódce? - pytam ironicznie widzę jednak poważną minę pacjenta. - No dobrze. Do twojego wypisu nikt się nie dowie. O co chodzi?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Parskam na uwagę dziewczyny.
- Więc torba jest wypchana po brzegi różnymi lekami. A skoro szpital ich potrzebuje to pomyślałem, że bym wam dał połowę. Taki ze mnie miłosierny dzieciaczek - znów parskam. - Problem w tym, że jej nie ma nigdzie. A gdyby ktoś ją u mnie znalazł mógłby pomyśleć, że jestem jakimś cholernym zabójcą. - kończę, czekając na reakcję dziewczyny
Offline
- A nie jesteś? - pytam krótko.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Patrzę na nią spod byka.
- Gdybym był, to nie sądzisz, że bym cie zabił, by pozbyć się dowodów?
Offline
- Może zrobisz to zaraz po tym jak się odwrócę i będę chciała wyjść. Nie takie rzezy widziałam. A oprócz tego ktoś musi bardzo za tobą nie przepadać skoro wpakował w ciebie aż dwie kule - uśmiecham się lecz nie ma w tym uśmiechu nic miłego.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Strażnicy. Oni za nikim nie przepadają. - mówię krótko. - Z chęcią bym uciekł, ale musiałem pomóc pewnej osobie. - mówię lekko się krzywiąc.
Offline
Nieco sztywnieję.
- Gdzie złapali was strażnicy? - pytam zaciekawiona i jednocześnie zmartwiona.
Strażnicy zdecydowanie ostatnio się ożywili. Czuję jak szczypie mnie rana pod bandażem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Las. - odpowiadam i przyglądam się dziewczynie. - Czyżbyś tez miała z nimi spotkanie? - pytam, widząc jak jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
Offline
- Ostatnio są coraz bardziej aktywni - mówię tylko. - Coś jest nie tak.
Co może oznaczać ta nagła aktywność Centrum w nasze życie. Od stłumienia Wielkiego Buntu Centrum porównuje Przedmieścia do błota. Znaczymy dla nich tyle co nic. Tanią i wystraszoną siłę roboczą.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- To prawda - przytakuję. - Ale co by było gdybyśmy się im kiedyś przeciwstawili? - myślę na głos. - Wszystko mogłoby być inaczej.
Offline
- Próbowaliśmy i skończyło się to wielką porażką - burczę. - No dobrze. Czyli mówisz, że w tej torbie masz leki, tak?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie, bomby atomowe. - wzdycham. - Tak, to są leki. Dużo leków.
Offline
- Tak się składa, że wiem kto ma tą torbę - uśmiecham się. - Skąd je masz? Z czarnego rynku? - Kręce głową. - Rozumiem. Chcesz dać leki szpitalowi ale... Wiesz, że to wygląda bardzo podejrzanie. Gościu który dostał dwie kulki w brzuch ma torbę pełną leków, a ścigali go strażniczy. - Wzdycham i opieram dłonie na biodrach. - Skąd je masz?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Dostałem. - mówię stanowczo. - Leki miałem dostarczyć ojcu, ale chyba nic się nie stanie, jak kilka z nich wam podaruje? - Oczywiście, że dużo się stanie. Ale szpital ich potrzebuje znacznie bardziej niż my.
Offline
Kiwam głową.
- Mam tą torbę - otwieram notes i notuję w nim parę rzeczy. - Oddam ci ją przy wypisie - mówię stanowczo. - A teraz radzę ci odpocząć. Jesteś zmęczy i słaby. Ciągle zamykasz oczy i rozjeżdża ci się wzrok, a ja muszę dokończyć obchód. Radzę odpoczywać - rzucam i pospiesznie przechodzę do kolejnego pacjenta.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Dziewczyno! Mam ostatnie pytanie. - wołam. Znalazła torbę? To wspaniale!
Offline
Zawracam się.
- Doktor Ruth - mruczę pod nosem. Wracam się do chłopaka postrzelonego w brzuch. - Słucham?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Jak masz na imię? - pytam.
Offline
- Wanda. Wanda Ruth. To wszystko?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline