Nie jesteś zalogowany na forum.
Kiwam głową.
W milczeniu patrze, jak dziewczyna odchodzi.
Offline
Następnego dnia uznaję, że chłopak nie jest gotów jeszcze wyjść.
Siedzę na stołku i wiążę buty. Na szczęście już po pracy. Uśmiecham się pod nosem. To był dobry dzień.
Słyszę czyjeś kroki.
- Na dziś skończyłam dyżur zapraszam do doktora... - podnoszę wzrok. - Uparty pan jest, panie Varn.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nic mi ni dolega. Możesz mnie wypisać, Wando. - p raz pierwszy zwracam się do dziewczyny imieniem.
Offline
Kończę sznurować buty i wstaję.
- Masz tylko sześć szwów na brzuchu. I okropne blizny do końca życia. Jeśli jednak chcesz narażać własne życie nie będę cię powstrzymywać. Miejsca jest mało, a rannych coraz więcej. - Kiwam głową. - W takim razie chodź.
Prowadzę go do małego namiotu w którym znajduje się coś co kiedyś nazywało się recepcją ale teraz pozostało jedynie pustym pokojem z książkami które mówią kiedy kto przyszedł i kiedy wyszedł.
Otwieram zeszyt i wpisuje dane. Składam podpis. Podaję długopis Varnowi.
- Tu i jest man wolny - wskazuję palcem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Unoszę brwi i spoglądam na dziewczynę.
- Naprawdę pozwolisz mi odejść? Po kilku przekonaniach? - pytam. - Myślałem, że doktorzy są bardziej nieustępliwi. - dodaję szeptem. Jednak się myliłem.
Offline
- Nie mam ochoty się awanturować. To po pierwsze. Po drugie znam takich jak ty. I albo cię teraz wypiszę albo zwiejesz w nocy, a to o wiele gorsza opcja. Po trzecie jestem po 12 godzinnym dyżurze i ledwo patrzę na oczy. Na prawdę nie mam już siły. Muszę chwilę pomyśleć choć chwilę o swoim zdrowiu - wzdycham zmęczona.
Zdejmuję z nadgarstka gumkę i zplądyję włosy w luźny kok.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Biorę krzesło, które stoi w pobliżu i podsuwam dziewczynie.
- Siadaj. To... zmieniasz się z kimś w ogóle? Czemu nie zrobisz sobie przerwy?
Offline
Mimo, że nie muszę siadam na krześle.
- Mówiłam już. Lekarzy jest bardzo mało. Tak na prawdę mamy tu trzech dobrze wykształconych lekarzy i dwóch, w tym mnie mniej zaawansowanych. Na cały szpital - kręcę głową.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Sytuacja jest krytyczna. - mówię powoli. Z resztą... nie muszę się martwić, tak jak ta dziewczyna, dlatego też na mojej twarzy nie widać cienia smutku czy choćby zakłopotania. Ci ludzie mnie tak naprawdę nie obchodzą.
- Masz tę torbę? - pytam.
Offline
Momentalnie uśmiecham się.
- A no tak... Torba.
Wstaję z miejsca i podchodzę do szafek stojących przy ścianie namiotu. Wyciągam z niej torbę i podaję chłopakowi.
- Przejrzałam je. Dużo ich tam masz - mówię spokojnie. - I niektóre są prawie nie do zdobycia. Skąd ty tam masz paracetamol w takich ilościach? - pytam unosząc oczy ku górze.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Wzdycham.
- Szczerze mówiąc, to nie zdążyłem jeszcze wszystkich przejrzeć. - wyjaśniam. - Czego wam brakuje? - pytam i przebieram leki. - Morfina, apap, spirytus, zioła? - wymieniam, przeglądając zawartość torby.
Offline
Zastanawiam się chwilę. Pierwsze słowo jakie nasuwa mi się na myśl to: WSZYSTKIEGO. Ale nie mogę tego powiedzieć. Bo wywołało by to panikę gdyby dowiedział się ktoś jeszcze.
- Głównie mocnych środków przeciwbólowych i usypiających.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Kiwam głową, jednak widzę zmieszanie dziewczyny. Podaję jej garść leków.
- Te się nadadzą? - pytam i wyciągam kolejną "porcję" antybiotyków.
Offline
Przeglądam etykietki. Po chwili uświadamiam sobie gdzie jesteśmy i co robimy. Boże na serio dziś już nie myślę.
Oddaję mu pospiesznie leki. Widzę jego pytające spojrzenie.
- Niech pan zostawi to co może i tyle. Byle jak najszybciej bo to nie jest odpowiednie miejsce.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ale...? - chcę o coś zapytać, ale słyszę odgłos nadchodzących kroków. Spoglądam na Wandę i zauważam, że ona też na mnie patrzy. Otwieram pierwszą szafkę, którą wskazuje mi dziewczyna i na ślepo opróżniam połowę rzeczy. Oby trafiło się coś przydatnego. Szybko zamykam szafkę, a torbę zasuwam i zakładam na ramię. Bagaż osobisty. Lecz co dalej? Spoglądam na Wandę.
Offline
Do namiotu wchodzi jedna z młodszych pielęgniarek. Ma mniej więcej tyle samo lat co ja kiedy zaczynałam.
- Witaj, Clarie. - Kiwam jej głową.
Dziewczyna o ciemnych włosach niepewnie patrzy na nas.
- Miałam tylko...
- Spokojnie. Właśnie skończyłam dyżur i musiałam wypisać pacjenta. Do zobaczenia jutro - żegna się i oboje wychodzimy.
Oddycham z ulgą.
- Cholera... - mruczę pod nosem.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Mam nadzieję, że było tam coś przydatnego. - mówię i wskazuję głową na stary namiot. - Teraz muszę już lecieć. - kiwam głową na pożegnanie.
Odwracam się i zaczynam odchodzić. - Wando! Zadbaj o siebie - wołam i puszczam jej oczko. Pora by ta dziewczyna odpoczęła.
Offline
Uśmiecham się od nosem.
- A ty zamelduj się tu za tydzień - mówię. - Chcę wiedzieć czy jeszcze żyjesz.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Nie tak łatwo mnie zabić. - mówię i odchodzę.
Wiadomość dodana po 15 h 57 min 30 s:
Miałem się zameldować na obserwację, a co robię? Przychodzę z nowymi ranami, które bolą niemiłosiernie. Siadam na krześle i czekam na pierwszego lepszego lekarza.
Offline
Wchodzę do sali i zauważam pacjenta.
- Doktor Whitehall. - Przedstawiam się. Marszczę brwi, gdy widzę jego stopy. Cóż... Nie tego się spodziewałem. - Da pan radę trafić tam? - Wskazuję na jedno z łóżek pod ścianą.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Oczywiście. - syczę przez zaciśnięte zęby i z trudem przechodzę na pokazane łóżko. - Bardzo źle to wygląda? - pytam, starając się zamaskować ból na mojej twarzy.
Offline
Zdejmuję spokojnie jego buty i skarpetki, przyglądając się ranom.
- Przez najbliższy czas będzie miał pan na pewno problemy z chodzeniem - oceniam. - Strzały przebiły stopy na wylot. Przynajmniej wydaje mi się, że to były strzały, patrząc po ranach. Wyciąganie ich było złym pomysłem, bo nie miało co tamować krwi. Trzeba było wezwać kogoś ze szpitala. - Czyli ktoś nie chciał go zabić, tylko spowolnić. Ciekawe. - Co się właściwie wydarzyło, jeśli można wiedzieć? - Pytam, jednocześnie odwracajac się do szafki i wyszukując potrzebnych leków i bandaży.
I am a shadow of my former shadow
Offline
- Pewna... osóbka - robię nacisk na to słowo - postanowiła się zabawić i ... okaleczyć mnie. Proszę tylko spojrzeć. Wariatka! - uniosłem się. -
Musiałem je wyjąć, gdyż nie chciałem spędzić całego dnia w pewnym miejscu, przygwożdżony do ziemi, jak ostatni idiota. - dodałem śmiertelnie poważnie.
Offline
Kiwam głową.
- A ta "osóbka" miała powód, żeby to zrobić? - Zajmuję go rozmową, żeby się nie skupiał na tym, co robię.
Podaję mu zastrzyk przeciwbólowy, po czym zabieram się za oczyszczanie stóp.
I am a shadow of my former shadow
Offline
Przypominam sobie całą sytuację.
- Nie. Zdecydowanie nie. Jeśli już, to ona powinna być na moim miejscu, nie ja. - mówię.
Offline