Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna
- Młody, słyszałem, że miałeś... ciekawy wypad - mówię zachęcająco.
Cholera. Penelope mnie zabije. Ale muszę to jakoś z niego wyciągnąć.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Joel! - patrzę na niego karcąco.
- Może innym razem pogadamy - mówi Leo z głupkowatym uśmiechem i rusza w stronę schodów.
Cały czas piorunuję Joela wzrokiem.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Matko, Elie, jakoś musiałem to z niego wyciągnąć. - Przewracam oczami. - Będę musiał kiedyś z nim porozmawiać sam.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Tak... To było bardzo zachęcające - przewracam oczami. - Dobra. Nie chcę o tym już gadać. Martwię się o brata. Koniec tematu. - Milknę patrząc w kubek z herbatą.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Kiwam głową.
- Powiedz babci. Ona nie jest Alexandrem Snyderem - mówię łagodnie.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Powiem. Muszę bo następnym razem dowie się tego z wiadomości - wzdycham i wstaję. - Idę zrobić sobie herbatę. - Drżącymi dłońmi chwytam kubek i idę do kuchni.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzdycham i biorę kubek od Panelope.
- Ja się tym zajmę.
Wstawiam wodę i wrzucam do kubka herbatę. Z lodówki wyciągam sok pomarańczowy i nalewam go sobie. Znam ten dom prawie jak własny.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Opieram się o blat.
- Coś na serio mnie rozkłada. - Przechodzę przez kuchnię i sięgam do szuflady z lekarstwami. Wyciąga parę tabletek.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Chyba jednak serum nie działa na wszystkie choroby. - Wzruszam ramionami i podaję jej kubek.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Śmieje się.
- Albo tak albo coś ze mną jest nie tak... - mruczę pod nosem. - Prześpię się i pewnie będzie już lepiej - uśmiecham się lekko.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Mam nadzieję.
Dopijam szklankę z sokiem i patrzę na zegarek. Marszczę brwi.
- Cholera. Zapomniałem o pieprzonej lekcji zarządzania. - Przewracam oczami. - Jak na razie jedyne lekcje mojego ojca, które mi się przydały, to te z mowy ciała.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Dotykam jego ramienia.
- To idź. I niech los zawsze ci sprzyja - mówię najpoważniej jak potrafię. Z sykiem nabieram powietrze i powtarzam sobie na okrągło: nie wybuchnij śmiechem, nie wybuchnij śmiechem, nie wybuchnij...
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Bardzo śmieszne, Elie. - Przewracam oczami, po czym marszczę lekko brwi. - To nawet pasuje, bo jedna z moich nauczycielek zachowuje się jak Effie Trinket. - Macham ręką. - Nie ważne. Do zobaczenia! Pozdrów babcię. - Żegnam się i wychodzę.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Pozdrowię!
Kiedy wychodzi siadam na kanapę. Upijam trochę z kubka, połykając leki i kładę się spać. Zasypiam momentalnie. Nawet nie zdążam się przykryć.
Jednak kiedy się budzę jestem przykryta. Podnoszę wzrok i widzę Leo. Siedzi w fotelu z zamkniętymi oczami. Powoli podciągam się do pozycji siedzącej, a chłopak otwiera oczy.
- Peny - mówi i patrzy na mnie.
- Leo..? - mówię pytająco. - O co chodzi?
- Nie chciałem cię budzić - mruczy.
Zapada cisza. Ja patrzę na niego on na mnie. O co chodzi? Mój brat wygląda na nieco przygnębionego co bardzo mnie martwi.
- Powiedziałem babci - mówi po dłuższym czasie milczenia. - Wyszła.
Zamurowuje mnie. Wytrzeszczam oczy i nie mam pojęcia co powiedzieć.
Leo najwyraźniej też nie wie dlatego wstaje i zaczyna "uciekać". Jednak zanim to zrobi łapie go za nadgarstek. Zatrzymuje się i patrzy na mnie pytająco.
- Dziękuję, Leo.
Chłopak wzrusza ramionami.
- To ja dziękuję - mówi i odchodzi.
Patrzę za nim jak znika na schodach. Nie mogę się powstrzymać... Po moich policzkach spływa parę łez wzruszenia.
Czyżby to Joel załatwił? Niee... On wyszedł. A może... Nie wiem co, dlaczego i jak. Ale zrobił to.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wchodzę do domu, w którym panuje cisza. Miną tydzień, a Leo nic nie przeskrobał ani się nie wychylał. Dziwi mnie to ale cieszę się, że w końcu zrozumiał swoje zakochanie.
Powoli idę do kuchni. Zaparzam sobie herbatę. Po chwili jestem już w swoim pokoju. Siadam wygodnie na łóżku. W którymś momencie dostaje sms'a od babci, że musi coś załatwić i będzie wieczorem.
Otwieram książkę, a lektura niemal całkowicie mnie pochłania.Kiedy patrzę na zegarek jest już dosyć późno. Schodzę na dół i podchodzę do lodówki. Naklejona jest na niej kartka: "Lazania na kolację. Smacznego! Babcia".
Z uśmiechem kręcę głową. Otwierając lodówkę jestem prawie pewna, że mój brat pochłoną większość z niej. Jednak kolacja stoi zafoliowana i w stu procentach nietknięta.
- Leo?! - krzyczę podchodząc do schodów. - Odgrzewam lazanię!
Dalej cisza. Przez chwilę milczę.
- LEO!? ZEJDŹ NA DÓŁ! - krzyczę. - PROSZĘ!
Znów odpowiada mi tylko cisza. Zdegenerowana wchodzę na górę i staję przed jego drzwiami.
Pukam.
- Leo? - pytam głośno. - Śpisz? Jeśli znów wylazłeś przez okno... - mówię zdenerwowana i naciskam klamkę. Otwieram drzwi na oścież i zamieram.
Szesnastolatek siedzi pod ścianą. Podbiegam do niego i przyklękam.
- Leo? - mój głos drży. Delikatnie poklepuje go po policzku. Kiedy to nie pomaga łapie go za ramiona i potrząsam nim. Nic. - Obudź się, proszę - mamroczę. - No już... Otwieraj oczy. Nie żartuj sobie ze mnie! - mówię bezradnie, a do moich oczu napływają łzy.
Wcześniej słyszałam jakieś szmery ale nie skupiałam się na nich. Ale teraz wyraźnie słyszę czyjeś kroki.
- Penelope? - pyta babcia zaglądając do pokoju. - O boże!
- Babciu... - wzdycham i znów wraca spojrzeniem do brata. Nie wiem co robi starsza kobieta ale zgaduje, że dzwoni po karetkę.
Potem wszystko zaczyna się zlewać. W jego pokoju znajdują jakieś narkotyki - musiał je zażyć. Ale skąd je miał? Dlaczego to zrobił?
Cała się trzęsę, a babcia głaszcze mnie po włosach, kiedy ratownicy przekazują nam złe wieści. Za późno...
- Nie mogę w to uwierzyć... To nie prawda... To się nie dzieje - mamroczę, roztrzęsiona.
- Ćśśśś... - ucisza mnie babcia.
I nic więcej już nie pamiętam. Po prostu się wyłączam.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Prosto z klubu przybiegam pod dom Elie. Dyszę ciężko i walę w drzwi. Nikt nie otwiera. Wpadam w panikę i zaczynam walić pięścią w nie po raz kolejny.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Leże na łóżku na plecach w pokoju Leo i liczę jasne deski na suficie. Jedna... Dwie... Trzy...
Nie wiem od jakiego czasu to robię. Zaczynam ciągle od nowa i od nowa. Słyszę jakieś hałasy na dole. Rozpraszają mnie i denerwują. Czemu babcia jest taka głośna?
Podnoszę dłonie do góry i oglądam je dokładnie przez chwilę. Głosy... Jakieś głosy. Nie. W domu jest tylko babcia. Nie ma nikogo więcej... Ja i babcia. Babcia i ja. Zasłaniam uszy dłońmi i zaciskam powieki.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wchodzę do pokoju Leo po tym, jak babcia Parks mnie wpuszcza do środka. Penelope leży na łóżku i gapi się w sufit. Ta reakcja... To wszystko. To jakby... Ja.
Nigdy nie chciałem, by kogoś spotkało to, co mnie. A już szczególnie nie osoby, na których mi zależy.
- Boże, Elie - mówię cicho i siadam obok niej. Nie wiem, jak mam zareagować.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Głos wydaje się stłumiony. Jak by dochodził zza szyby lub jak by osoba mówiąca do mnie stała oddalona ode mnie o kilometry. A przecież jeszcze przed chwilą słyszałam wszystko tak dokładnie.
Opuszczam dłonie ale nie otwieram oczu. Oddycham głęboko i milczę. Nie mam już siły mówić. Po prostu mi się nie chce. Pomimo, że próbuję się rozluźnić nic z tego nie wychodzi. Nagle nachodzi mnie ochota aby zwinąć się w kłębek, schować i zniknąć.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Dziewczyna nic nie mówi, więc po prostu kładę się obok niej. Przez chwilę patrzę w sufit. Nawet nie wiem jak długo. Jak często on robił to samo?
Po pewnym czasie odwracam się na bok i przyglądam się Elie, nic nie mówiąc.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Mój oddech nieco przyspiesza, serce bije coraz szybciej. Znów się denerwuje. Dopiero co się uspokoiłam... Znaczy tak mi się wydaje, że to było nie dawno. Do Joela zadzwoniłam w panice. Teraz wydaje mi się to błędem. Samotność jest o wiele lepsza. A jego obecność sprawia, że czuje się... Lepiej. Spięta.
Ale nadal milczę. Mam tak zaciśnięte gardło, że nie wydusiła bym z siebie ani słowa. Za to otwieram oczy i wracam do liczenia desek na suficie. Zaciskam dłonie i wbijam sobie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.
Nie wiem czy bardziej irytuje czy uspokaja mnie równy oddech Joela. Ale właśnie ten dzwięk wypełnia moją głowę. Oddech.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Jeszcze przez chwilę patrzę na Elie, po czym przymykam oczy i obracam się na plecy, świadomy tego, że może ją to denerwować, że się jej przyglądam. Ja... w ogóle nie wiem, czy moja obecność tutaj jest potrzebna. Chyba powinienem ją zostawić samą. Może powinna to wszystko... przetrawić, zanim z nią porozmawiam?
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Przez długi czas leżymy w bezruchu i w grobowej ciszy.
- To wydaje się takie... Nierealne - mówię i spinam się bardziej na dźwięk mojego ochrypłego głosu. Mam wrażenie, że nie należy on do mnie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Otwieram oczy, natrafiając wzrokiem na sufit.
- Wiem - mówię, starając się zachować spokojny ton. - Wiem - powtarzam, choć nie wiem czemu.
Nie nadaję się do pocieszania. Kompletnie sobie z tym nie radzę.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Cały czas mam wrażenie, że to tylko jakiś film... - mówię załamującym się głosem. - Film, a nie moje życie. Albo jakiś chory koszmar. - Do moich oczu napływają łzy, a serce znów przyspiesza. - Zaraz się obudzę... Jeszcze tylko chwila. - Biorę drżący oddech. - Tylko chwila, prawda? - pytam w przestrzeń cichym i ochrypłym głosem, a kącikami moich oczu spływa parę łez.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna