Nie jesteś zalogowany na forum.
Ostatnio edytowany przez Kaspar Varn (2016-07-03 15:15:30)
Offline
Siedzę przy stole i czekam aż ten nieudacznik wróci do domu. Miał odebrać moją przesyłkę. Choć znając go, pewnie i to zawali.
Offline
Wchodzę cicho i od razu nasłuchuje czy ktoś jest w domu. Nie ma go. W moich oczach przez chwilę tańczą niezidentyfikowane iskierki, lecz gasną, gdy go widzę. Siedzi przy stole i czeka. Czeka na mój kolejny błąd. Nieświadomie zaciskam mocniej torbę na moim ramieniu.
Offline
- Daj mi ją. - mówię pewnie i stanowczo. Jednak coś jest nie tak. Chłopak nie rusza się ani o centymetr, a jego twarz przybiera zagubiony wyraz.
- Dawaj to. - warczę i sam podchodzę do Kaspara.
Offline
Ojciec wyrywa mi torbę z ramienia. Odsuwa ją, a ona z głuchym łoskotem upada na ziemię, ukazując połowę całej zawartości. Wpatruje się na mnie wściekły, jednak dalej stoję z niewzruszonym wyrazem twarzy. Nie wolno mi się złamać.
Offline
Wzdycham i przecieram dłonią twarz.
Nie powinienem powierzać mu tego zadania. Nie powinienem.
- Gdzie są moje leki? - pytam najpierw spokojnie. Niech myśli, że jest bezpieczny. Gnojek.
Offline
Wiem, że powstrzymuje napad agresji. Widzę to po jego płytkim oddechu. Zawsze tak oddycha, gdy jest naprawdę wkurzony.
Nie odpowiadam. Milczę.
Offline
- Zapytam jeszcze raz. Co zrobiłeś z moimi lekami? - pytam, lecz teraz ledwo co powstrzymuję emocje.
Offline
Po raz kolejny milczę.
Offline
Podchodzę i uderzam go w twarz. Nie będzie mnie ignorował!
- Co zrobiłeś z moimi lekami?! - krzyczę.
Offline
Prycham. Kolejny raz czuję się upokorzony. Przez niego.
- Zgubiłem, sprzedałem, oddałem! Cokolwiek powiem i tak mi nie uwierzysz. Więc jaki sens jest mówienia?! - mówię podniesionym głosem. Emocje we mnie buzują, lecz staram się je uspokoić.
Offline
- Wyjdź. - mówię, nie patrząc na niego. Mam go dość.
Offline
- Dupek - mruczę pod nosem i przechodzę do mojego "pokoju".
Jednego nie żałuje. Nie żałuje, że oddałem te leki szpitalowi i tej dziewczynie z lasu.
Offline
Wchodzimy po cichu do domu, jeśli to miejsce można nazwać domem. Pokazuję Grace, którędy ma iść, a sam idę sprawdzić co z Gerardem. Ten człowiek już dawno stracił tytuł ojca.
Zaglądam przez uchylone drzwi i widzę, że śpi. Dobrze.
Offline
Wchodzę cicho po schodach na górę. Pewnie nigdy bym nie uwierzyła, że można mieszkać na statku, gdybym nie zobaczyła mieszkania Kaspara. Do tej pory widziałam tylko walące się budynki, opuszczone domy i jakieś pojazdy. Ale statek? Ciekawe miejsce. Zauważam jakiś pokój i powoli otwieram drzwi, a potem wchodzę do niego.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Podążam za Grace. Mam tylko nadzieję, że Gerard się nie obudzi i nie odkryje tutejszego "zamieszkania" Grace. Zabiłby ją jak i mnie. Z resztą już mam z nim na pieńku.
Offline
Rozglądam się po pomieszczeniu. Wygląda jak zwyczajny pokój. Podchodzę do okna i przecieram lekko zakurzoną szybę. Może i jest epidemia, i może nie powinnam się cieszyć, ale widok morza, które wyglądało jakby umierało, przyprawiało mnie o uśmiech na twarzy. Podobał mi się ten krajobraz.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- Czuj się jak u siebie - mówię w stronę dziewczyny.
Offline
Odwracam się gwałtownie.
- Ładny "dom". - stwierdzam. - Od dawna tu mieszkasz?
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Wzdycham. Ta ładny mi "dom".
- Od kąd pamiętam. Gerard musiał kupić od kogoś ten statek. Nigdy nie lubił kamienic. - Krzywię się. Nie lubię o nim rozmawiać.
- Będziesz spala tutaj - wskazuje na dosyć duże łóżko.
Offline
Kiwam głową.
- Jeszcze raz dzięki, że pozwoliłeś mi tu przenocować przez kilka dni. - mówię. - Pewnie musiałabym się teraz włóczyć w poszukiwaniu jakiegoś walącego się budynku. - siadam na łóżku.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
Pokakuję głową.
- Ciekawe czy twoją siostrzyczkę obchodzi to, gdzie teraz przebywasz - mówię, rozkładając koc na ziemi.
Offline
- Nie mam ochoty o niej rozmawiać. - wzruszam ramionami. - Pewnie siedzi w barze, albo na czarnym rynku. Tak czy siak będę musiała z nią kiedyś pogadać.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline
- To na pewno - mówię i podchodzę do szafy. Spoglądam na dziewczynę i po chwili wyjmuje jedną z moich bluzek. Rzucam ją w stronę Grace.
- Może być ciut za duża - Unoszę brwi w geście robawienia. Zaraz... Kiedy Kaspar Varn ostatnio był rozbawiony?
Offline
- Dzięki. Przyda się. - przyglądam się bluzce.
Wychodzę po cichu z pokoju i idę się przebrać. Rękawy są trochę za długie, a ubranie wisi na mnie trochę jak tunika, ale przynajmniej jest czyste. Wracam do pomieszczenia.
- I jak? - pytam, mając zamiar się roześmiać, ale w końcu tego nie robię.
Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Harry Potter
Offline