Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Siedziałem pod drzewem, trzymając kolejną puszkę alkoholu w dłoni. Nie wiem po co tu przyszedłem, nie wiem w jakim celu nie wiem kiedy. Czas mija mi nie ubłagalnie.
Zakończyłem jedyną znajomość z osobą, która była dla mnie ważna i proszę jak skończyłem? Upity prawie, że nie przytomny mężczyzna, wlewający w siebie kolejne hektolitry alkoholu.
Offline
Tego typu imprezy są dla mnie stratą czasu. Jestem tu tylko i ze względu na to, że mnie poproszono, a ja nie mogłam odmówić mojej sąsiadce, która martwi się o syna. Ta starsza kobieta i tak już dużo przeżyła - strata męża i starszego syna prawie kompletnie ją załamała. Ale jakoś sobie poradziła jednak Erick nie doszedł do siebie.
Odmawiam picia alkoholu ale ktoś wciska mi kubek w rękę. Przestaje protestować i po prostu wtapiam się w tłum. Nie mam zamiaru śledzić Ericka ale gdyby miało się coś dziać większego będę może mogła jakoś pomóc. W końcu to już dorosły człowiek. Zamyślona nawet nie zwracam uwagi na migające wokół mnie twarze. Dopiero po chwili dochodzi do mnie obraz, jak by z opóźnieniem. Zatrzymuje się gwałtownie i odwracam ale nie podchodzę. Nie wiem czy mogę, nie wiem czy powinnam, nie wiem czy on tego chce. Nie chce cierpieć. Ale samo patrzenie już sprawia, że czuje ucisk w w sercu.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Tłum szaleje, ludzi napływa coraz więcej, a mnie i tak nic nie rusza. Wystarczy mi tu i teraz.
Zapewne spędził bym tak cały mój czas, gdyby nie głosny huk i kilka samochodów, które nas otoczyly. Widzę, jak w pewnym momencie tłum rozlewa się na boki, próbując uciec jak najdalej, lecz ja nie mam nawet siły wstać. Zamiast tego upijam kolejny łyk piwa.
Offline
Przerażona patrzę do tyłu skąd doszedł hałas. Skupisko ludzi zaczyna rozlewać się na wszystkie możliwe strony. Jednak większość ludzi jest tak pijanych, że ledwo się toczą, potykają o innych i wywracają.
Wracam spojrzeniem tam gdzie siedział Kaspar z myślą, że już na niego nie spojrzę ale on nadal tam siedzi i jedynie przygląda się krzątaninie. Nie mogę się powstrzymać.
- Kaspar, musimy stąd iść - mówię podchodząc do niego. Wyciągam puszkę z jego ręki i rzucam na bo, a ciecz wylewa się z niej. - Proszę cię, wstań bo za chwilę tu dojdą i może być za późno, kretynie - mówię zdenerwowana. Jeśli sama nie zacznę zaraz ociekać może mi zabraknąć oddechu. Automatycznie sprawdzam kieszeń, na szczęście wyczuwam inhalator i nieco się rozluźniam.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Podążam wzrokiem za wyrzuconą puszką piwa. Czołgam się do niej i z przerażeniem patrzę. że jest pusta. Ogarnia mnie jednocześnie dziwny nie pokój jak i złość.
Wstaję chwiejnie, zataczając się do tyłu i podnoszę wzrok ku górze.
Przed sobą widzę niewysoką dziewczyną w blond włosach. Znam ją. Ale w tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć jej imienia.
Jej twarz pojawia się raz za razem w moich wspomnieniach, jak przewijana taśma fotograficzna. A mimo wszystko za nic na świecie nie mogę sobie przypomnieć jej imienia.
- Znam cie. - mówię tylko tyle.
Zauważam, że obok nas ludzi z ogniska jest coraz mniej, za to więcej krzyków i wrzasków oraz ludzi w mundurach.
Gdzie się podziali?
Offline
- Kaspar - mówię załamującym się głosem. Pochylam się i łapie go pod ramiona aby pomóc mu wstać. - Proszę, proszę pomóż mi - powtarzam się. On jest kompletnie pijany i prawie w ogóle nie kontaktuje. - Strażnicy, musimy iść. Natychmiast iść - mówię z naciskiem.
Jeszcze nie strzelają z kul. W najgorszym wypadku są to środki rażące, a w najlepszym usypiające. Chcą nas złapać jak najwięcej. Ale w końcu skończą się im te pociski. A "w końcu" może nadejść o wiele szybciej niż mi się wydaje...
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Strażnicy? - wybucham śmiechem i macham ręką. - Ci tam? - pytam, wskazując na grupkę ludzi w uniformach. - Ej, wy! - krzyczę, lecz po chwili moja buzia zostaje zatkana przez dłoń tej dziewczyny. Łapię mnie pod ramię i prowadzi w drugą stronę od nich. - Czemu to zrobiłaś? - Unoszę brwi. - A mogło być tak fajnie... - wzdycham.
Offline
- Bo jesteś pijanym kretynem i nie myślisz. Jak wytrzeźwiejesz będziesz mi na kolanach dziękować - burczę cicho. Zatrzymuje się kawałek od płonącego ogniska. Większość ludzi się rozbiegła i pochowała, wiedząc, że nie mają szans już na ucieczkę. Robię dokładnie to samo. Przykucam w krzakach z Kasparem. Jesteśmy bliżej ogniska niż drogi ale nie jestem w stanie ciągnąć go za sobą. Już czuję szczypanie w gardle.
- Siedź cicho - nakazuję i rozchylam gałązki aby zobaczyć cokolwiek.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Co my tu robimy? Czemu się chowamy? - pytam głośno. - Hej, hej, hej! - wstaję, krzycząc, lecz zaraz zostaję pociągnięty w dół. Potykam się i upadam na kolana w dół. - Co to miało być? - Przewracam się na plecy i mrużę oczy. Nagle zachciało mi się spać. Jeeestem taki zmęczony.
Offline
Jest za głośny. Mam wrażenie, że zaraz stanie się coś złego i dokładnie w tym momencie pada strzał, a w moim ramieniu eksploduje żywy ogień. Postrzał pcha mnie do tyłu i opadam na plecy. Zaciskam najmocniej jak potrafię lewą dłoń na prawym ramieniu. Walczę z samą sobą aby powstrzymać się od pisku. Ciężko oddycham i zaciskam zęby oraz powieki. Wstrzymuje oddech i mam wrażenie, że ból znika... Jak by po woli rozpływał się w tej ciemności w jakiej się teraz pogrążyłam. Jednak nabierając oddechu wiem, że to było jedynie złudzenie bo palący ból wraca. Padają kolejne strzały ale do nas nikt nie podchodzi. Może nie będą sprawdzać czy żyjemy czy nie...
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Słyszę głośny strzał, dobiegający gdzieś niedaleko mnie. Jednak nie przejmuję się nim. A mimo to po kilku minutach mam dość leżenia i podnoszę się do siadu pół leżącego. Wokoło jest już prawie pusto. Słychać tylko gdzieniegdzie szepty i trzaski.
- Ty też śpisz? - pytam, podchodząc do dziewczyny. Szybka jest.
Offline
- Zamknij się - burczę cicho, mając jednak nadzieję, że strażnicy odeszli na tyle daleko, że nas nie słyszą.
Ramie promieniuje bólem, który rozchodzi się po reszcie ciała i pali moją skórę. Mam ochotę zacząć się drzeć ale to najprawdopodobniej mogłoby być ostatnią rzeczą jaką w życiu zrobię więc powstrzymuję się od tego.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Wygląda na to, że koniec imprezy. - podnoszę się. - Nikogo już nie ma. Tylko nasza dwójka. - bełkoczę.
Offline
Mam nadzieje, że on mówi serio. Na samą myśl, że muszę się ruszyć przechodzi mnie dreszcz. Łatwo jest mówić aby ktoś był spojony w takiej sytuacji, a o wiele trudniej być po tej drugiej - panikującej - stronie. Rana krwawi obficie, a ja nie czuje się najlepiej. Przynajmniej poszli i nie będę musiała biec. Może po prostu tu poczekam, aż zbiorę siły i...
Nie. Muszę wstać bo się wykrwawię - nakazuje sobie w myślach ale nic z tym nie robię. Pozostaje w bezruchu ograniczając jakikolwiek ruch.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
Rozglądam się wokoło. Coś czuję, ze będę miał okropnego kaca. Od dawna się tak nie upiłem.
- Idziesz? - pytam, patrząc na dziewczynę.
Offline
- Jak tylko się podniosę to cię uduszę - mamroczę przez zaciśnięte zęby, nadal nie wstając. Nie mogę, po prostu nie mogę.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Chodź. - mówię, przedostając się do dziewczyny, lekko po drodze zataczając. - Nie chcę iść sam. Nie lubię być sam. Nienawidzę tego. - mówię, wiem, ze bez sensu. Nie myślę nawet nad tym co wylewa się z moich ust.
Offline
Biorę parę szybkich oddechów.
- Pomóż mi - wyduszam. - Musisz mnie podnieść z ziemi - dukam.
Czuje się wykończona. Zmęczona i słaba. Krew, straciłam z dużo krwi. Ponieważ leżę na ziemi krew powoli w nią wsiąka, przez co nie leżę w kałuży własnej krwi. Krew, krew, krew...
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Ja? - pytam głupio, tocząc się do tyłu. Następnie wyciągam dłoń w stronę dziewczyny. O mało co nie upadam do przodu, na nią. O mały włos...
- Gdzie teraz? - Idę przed siebie, potykając się o wszystko co leży na ziemi.
Offline
- Teraz mnie puść - bełkoczę. Mam mroczki przed oczami. Nie wiem czy to dobry pomysł aby mnie puszczał ale... Jest w tej chwili tak niezgrabny, że mam wrażenie iż o wiele lepszym rozwiązaniem było by po prostu się położyć na ziemi i czekać. A może jednak tak zrobię? Może ktoś mnie znajdzie?
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Gdzie idziemy? - ponawiam pytanie. - O, patrz! Tam niedaleko jest jakaś fabryka. - mruczę zamyślony. Skądś ją kojarzę.
Offline
Nie odzywam się. Po prostu idziemy prosto - czyli w stronę mojego domu. Długo się nad tym zastanawiam. Kiedy jesteśmy stosunkowo blisko zauważam jednego z moich sąsiadów.
- Kaspar w mojej kieszeni są klucze do domu w magazynach - informuje do. - Jest na nich numer, znajdź taki sam na drzwiach - tłumaczę. On przystaje, chwiejąc się na boki. Robi to o czym mówiłam. Przygląda się kluczykowi. - Nie zgub go. A teraz zostaw mnie - nakazuję.
W ciszy samotności, słychać tylko głuche bicie serca…
Offline
- Czy tam będzie alkohol? - bełkoczę, kierując się w stronę wyznaczonego przez dziewczynę miejsca. Otwieram drzwi, zostawiając klucz w drzwiach i rozglądam się wokół. Idę prosto przed siebie, nie dostrzegając ani mililitra alkoholu. Wzdycham. Zamiast niego pokrótce widzę duże łóżko. Idę w jego stronę. Nagle znów zachciało mi się okropnie spać. Nie silę się nawet na zdjęcie butów. Po prostu rzucam się na łózko i w mgnieniu oka zasypiam, zapominając o całej reszcie.
Offline
Strony: 1