Nie jesteś zalogowany na forum.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
Pukam do drzwi. Cisza. Pukam znów. Znów cisza.
- Joel, wiem że tam jesteś - krzyczę podenerwowana i zaniepokojona, choć nie mam pewności co do swoich słów. Od kilkunastu dni nie mam z nim kontaktu. Kilka razy byłam u niego pod domem ale nikt mi nie otwierał aż w końcu się dowiedziałam że się wyprowadził. - Joel, błagam cie otwórz. To ja, Peny.
Znów uderzam kilka razy otwartą dłonią w drzwi.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Świetnie. Po prostu cudownie.
Mrugam kilka razy, żeby się wybudzić. Ostatnio nic, tylko śpię. Śpię i od czasu do czasu jem, jeśli mi się zachce. Przez kilka dni wokół domu gromadzili się paparazzi, ale kiedy kolejny dzień z rzędu nie wychodziłem z domu, w końcu się poddali.
Podnoszę się z kanapy i idę do drzwi. Przekręcam kluczyk w drzwiach i otwieram je.
Mrużę lekko oczy, gdy zaczyna razić mnie słońce.
- Cześć, Nel - witam się w drzwiach.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Otwieram szerzej oczy kiedy zamiast Jola widzę ducha. Wchodzę do środka, jednocześnie wdychając przyjaciela do środka. Pchać drzwi, a one z hukiem się zamykają.
- Boże, Joel, wyglądasz okropnie - mówię zaniepokojona i podchodzę do niego. Przy okazji rozglądam się dookoła, a potem wracam spojrzeniem do niego. Kręcę głową. - Co się dzieje? - Pytam dotykając jego ramienia i marszcząc lekko brwi.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Odsuwam się na krok, gdy wyczuwam jej dotyk. To... strasznie dziwne. Ostatnio mam przy sobie tylko Ezrę. No i ten... jak mu tam... Bram? Bram próbuje wokół mnie skakać.
Marszczę lekko brwi.
- Nic się nie dzieje - mówię, unosząc krzywo kącik ust, który zaraz opada. Już nic się nie dzieje. - Chcesz coś do picia?
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Splatam dłonie za plecami. Wywracam oczami.
- Eliksir prawdy - burcze sarkastycznie. Wzdycham. - Czemu nie powiedziałeś mi, że się przeprowadziłeś? Ani w ogóle nie dawałeś znaku życia? - pytam pretensjonalnie i znów wzdycham. - Martwiłam się - dodaję pp chwili, lagodniejąc.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Uśmiecham się głupio. Takiego głupiego uśmiechu chyba jeszcze na ustach nie miałem. Wyciągam dwie szklanki. Sięgam z wahaniem po piwo, ale w końcu decyduję się wziąć wodę.
- Nie wiem. Tak po prostu. - Wzruszam ramionami, nalewając wodę. - Śmiesznie się zaczyna żyć w prawdzie, wiesz? Tak trochę się wszystko pierdoli, ale trochę nie. - Śmieję się krótko.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Mów co jest nie tak - proponuję, biorąc od niego szklankę wody. Zastanawiam się co tak bardzo go rozbiło. Na pewno nie śmierć ojca. - Albo powiedz, że mam wyjść. To wyjdę - powiedziałam poważnie i spojrzałam na niego wyczekująco.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Już mam powiedzieć, żeby wyszła.
Ale to Penelope.
Waham się przez chwilę, zaciskając dłoń na szklance.
- Pamiętasz mojego martwego brata? Jest trochę zbyt żywy na to, żeby być martwy - odstawiam szklankę trochę zbyt gwałtownie i odwracam się do Nel. - I to byłoby fantastyczne. Cholera jasna, nawet nie wiesz, ile mi to przyniosło radości. Ale wiesz co? To nie Infecta go porwali. Nie. To mój pieprzony stary sprzedał go na jakieś cholerne eksperymenty, a potem upewnił się, że wywalą go na zbity pysk do Przedmieści. A moja matka? Nie, nie umarła z rozpaczy po Ezrze. - Dłonie mi drżą, więc chowam je do kieszeni. Próbuję uspokoić oddech. - Może uda ci się go poznać. Mam na myśli Ezrę. Mieszka tutaj ze mną - mówię już spokojniejszym głosem.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Milczę jeszcze przez chwilę trawiąc jego słowa. Myślałam, że jego ojciec był złym człowiekiem ale zły to zdecydowanie za słabe określenie. Obstawiam szklankę i przechylam głowę na bok.
- Z chęcią go poznam - mówię spokojnie i kiwam głową. Nie chcę mówić o oszustwach jego ojca. Chcę wiedzieć co się z nim dzieje. - Skoro Zera jest z tobą... - Powoli podchodzę do Jola. - To czemu teraz ciebie na e ma z nim? - Marszcze brwi.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Ezra chodzi po Centrum. Wiecznie go nie ma w domu. - Bawię się rękawem mojej koszulki. - Chodzi na plażę... Potrzebuje spokoju.
Upijam łyka wody i podaję drugą szklankę Nel.
- Opowiadał mi o Przedmieściach. - Kręcę głową. - Byłem w takim cholernym błędzie, co do tamtych ludzi.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Łapie go za nadgarstek i ciągle do kanapy.
- Co takiego Ci opowiadał? - pytam zaciekawiona.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Idę za Elie i siadam obok niej.
- Jakiś lekarz go przygarnął. Ten, którego zabili na wizji, gdy Moreau przejął władzę. Podobno jest tam w cholerę niebezpiecznie. - Drapię się po głowie. - Wyniszcza ich wszystkich choroba, a do tego grasuje mnóstwo zabójców. W szpitalach nie ma leków. Ale jednocześnie są ludzie, którzy potrafią współpracować z innymi, żeby wspólnie przetrwać.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Marszcze brwi. To co mówi nie zgadza się z tym co pisze się u nas w gazetach.
- Zaraz, przecież dostarczamy im leki... - Kręcę głową. - Nie może być aż tak źle... - Chciałam aby było to stwierdzenie ale wyszło chyba bardziej jak pytanie.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Nie byłem tam. Ale wierzę mojemu bratu. - Obracam szklankę w dłoniach i podnoszę wzrok na Elie. - Stracili już nadzieję. Właściwie... nigdy mnie nie zastanawiało, dlaczego oni nie mogą dostać szczepionek. Bo w sumie... dlaczego? Przecież u nas są masowo produkowane.
Dziwnie się czuję. Wcześniej nigdy bym czegoś takiego nie powiedział. Czuję się, jakbym nie był sobą. A jednocześnie mam wrażenie, że to jest właśnie prawdziwa część mnie.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Wzruszam ramiona.
- Nie my o tym decydujemy. Tak na prawdę nie mamy wpływu prawie na nic. Znaczy... Tak mi se wydaje. A skoro twój brat mówi, że na Przedmieściach jest źle... To znaczy, że nikt nie chce abyśmy się wracali w to. Skoro karmią nas kłamstwami i wciskają kit. - Wzdycham. - To popaprane.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Opieram głowę o oparcie kanapy.
- Nie wiem - mamroczę. - Za niedługo to samo może być u nas. Tylko czekać, jak pokolenie bez szczepionek zacznie dorastać.
Zerkam na Penelope.
- Elie, przepraszam - mówię szczerze.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
- Co? - pytam nieco zdezorientowana. Kręcę głową po chwili. - Joel... Nie musisz. Serio, po tym jak ja się wyżywałam ja tobie jestem w stanie zrozumieć wszystko. Albo przynajmniej większość. - Śmieje się. - Musimy się zacząć przyzwyczajać do zmian, bo coraz ich więcej.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Uśmiecham się słabo.
- Będzie dobrze. Teraz już będzie dobrze.
Brakowało mi tego. Może to właśnie Penelope potrzebuję, żeby jakoś się... ogarnąć? I Ezry. Teraz mam Ezrę i Penelope.
I nie mam Alexandra.
Spontanicznie obejmuję Nel i kładę jej głowę na ramieniu.
- Zapamiętaj ten moment, bowiem dostępujesz rzadkiego zaszczytu bycia przytualnym przez Joela... - waham się, nie chcąc użyć nazwiska ojca. - Ainsley. Joela Ainsley.
Śmieję się krótko w jej włosy.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Roześmiałam się i Poklepałam Jola po plecach.
- Niezmiernie mnie to cieszy, pysiu - powiedziałam rozbawiona. - Mam nadzieję, że będzie dobrze bo ja mogę nie wytrzymać twoich depresji. I tu wcale nie chodzi o to, że stałam się egoistyczna - mówię przeciągle z głupim uśmiechem i szczypie Jola w ramię.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
- Ty, egoistyczna? W życiu. - Kręcę głową rozbawiony. - Nie zabierzesz mi mojej roli w tej relacji.
Goddamn right, you should be scared of me
Who is in control?
Offline
Wybuchłam śmiechem.
- W tym temacie nie dorosne ci do pięt - rzuciłam sarkastycznie i znów się roześmiałam.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wchodzę do domu po Przedmieściach. Wyglądam jak siódme nieszczęście. Ale w końcu się uśmiecham. A przynajmniej uśmiechałem się, dopóki nie wszedłem do Centrum.
Ruszam w stronę salonu i przystaję w pół kroku, gdy widzę Joela przytulonego do jakiejś dziewczyny. Marszczę śmiesznie brwi.
- Ty musisz być Elie, prawda? - Pytam. To musi być tylko ona. Choć czuję się mega dziwnie.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline
Odsuwam się od Joela i odwracam w stronę źródła głosu
- A ty musisz być Ezra - mówię. Zerkam na Joela, apotem na jego brata. - Jak jeden cczuje się źle to drugi telepatycznie przejmuje zły nastrój? - pytam sarkastycznie, widząc, że i Ezra nie wygląda dobrze. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że przecież Ezra mieszkał na przedmieściach. Lekko się krzywie. - A i tak mówi do mnie tylko Joel - dodaje ostrzegawczo.
Deszcz jest jak kamuflaż... Można ukryć w nim łzy.
Offline
Wzruszam ramionami.
- Jak o tobie mówił, mówił tylko Elie. Nie słyszałem, żeby mówił inaczej.
You take me to the edge, push me too far, watch me slip away holding on too hard.
Tell me why does everything that I love get taken away from me?
Offline